[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ponownie dopełniał szafirowy dywan. Wszystko to tworzyło nieco
surowe, bardzo męskie wnętrze, które sprzyjało koncentracji i pracy
twórczej. Tisha, choć z niechęcią, z aprobatą zaakceptowała całość.
Oczywiście tylko w duchu.
Na końcu korytarza znajdowało się jeszcze jedno pomieszczenie.
Tym razem nie weszła do środka, wolała zatrzymać się w drzwiach.
Była to sypialnia Roarke'a. Schodki wiodły w dół do przestronnego
wnętrza, w którym królowało ogromne łoże, przykryte przepiękną
narzutą w kolorze starego złota, z czym świetnie komponował się
ciepły odcień orzechowych mebli. Pokój był niezwykle przytulny i...
zapraszajÄ…cy.
Tisha miała wrażenie, że milczenie stojącego obok mężczyzny
staje siÄ™ wymowne.
- Bardzo tu ładnie - bąknęła, odwróciła się na pięcie i
pośpieszyła z powrotem do salonu, gdyż tam czuła się nieco pewniej.
Oczywiście nie umknęło jej uwagi kpiące spojrzenie Roarke'a. Drań.
87
R S
- To ja już chyba pójdę - powiedziała nieco nerwowo.
- Nie pokazałem ci jeszcze kuchni - przypomniał uprzejmie. -
Kobiety chyba lubią oglądać kuchnie, prawda?
- Pokaż mi ją więc - niemal warknęła.
Przeszli przez główny hol i znalezli się w dużej, jasnej kuchni.
Nasycony niebieski odcień powracał w całym domu niczym temat
przewodni, nie mogło go więc zabraknąć i tutaj. Na kremowym tle
tapety rozkwitały rysowane delikatną kreską żółto-szafirowe kwiaty.
Tisha nie zamierzała jednak przyznać, że cudowna prostota tego domu
zachwyciła ją. Nie podejrzewała, że Roarke mógłby stworzyć coś
tak... pięknego.
- Naprawdę ładnie to wszystko urządziłeś - odezwała się dość
obojętnie.
- Cieszę się, że ci się podoba - odparł równie chłodno. W
milczeniu wrócili do holu, gdzie Roarke wyjął z szafy kurtkę Tishy.
- Podziękuj Blanche w moim imieniu, dobrze? Naprawdę
oddałyście mi ogromną przysługę - powiedział bezbarwnym tonem.
- Jasne. - Ubrała się pośpiesznie i chwyciła parasol. - Dzięki za
pokazanie mi domu - rzuciła nieco wyzywająco.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł mechanicznie i
otworzył drzwi wejściowe.
Miała wrażenie, że zmienił zdanie i teraz chciał się jej jak
najszybciej pozbyć. Ona jednak miała na to jeszcze większą ochotę,
więc bez ociągania wybiegła z jego domu i natychmiast ochłodziły ją
strugi deszczu.
88
R S
ROZDZIAA SZÓSTY
Burza trwała nadal. Błyskawice co chwila oświetlały niebo
upiornym blaskiem. Co gorsza, ulewa chyba jeszcze przybrała na sile,
a zimny wiatr przenikał do szpiku kości, co dodatkowo pogorszyło
nastrój Tishy. Ale najgorsze było jeszcze przed nią.
Pobiegła niemal na oślep do samochodu, już nawet nie zważając
na kałuże. Z ulgą wskoczyła do środka, zatrzasnęła za sobą drzwiczki
i dopiero teraz spostrzegła coś, co ją do końca wyprowadziło z
równowagi. Zostawiła włączone światła! Jęknęła, cisnęła parasol na
siedzenie pasażera i trzęsącą się dłonią próbowała trafić kluczykiem w
stacyjkę. Wreszcie jej się udało. Z drżeniem serca przekręciła kluczyk.
Bez rezultatu. Spróbowała ponownie. Znowu nic.
Z rozpaczą zacisnęła dłonie na kierownicy. Musi wrócić i
poprosić Roarke'a o pomoc. Było to ostatnie, na co miałaby ochotę,
ale nie było wyjścia. Z rezygnacją sięgnęła więc po parasol i
ponownie pobiegła przez placyk. Tym razem nie musiała długo
czekać na otwarcie drzwi.
- Zostawiłam wóz na długich światłach i rozładował mi się
akumulator - powiedziała natychmiast, uprzedzając wszelkie pytania. -
Czy pomożesz mi go uruchomić?
Przez moment wpatrywał się w nią z nieprzeniknionym
wyrazem twarzy.
- Zaraz wyprowadzę mój samochód z garażu. Czekaj - zawołał,
gdy się odwróciła, by wrócić do swego forda.
89
R S
- Nie ma sensu, żebyśmy się z tym szarpali po nocy i w deszcz.
Po prostu podrzucę cię do domu, a rano odprowadzę twój wóz.
Po chwili namysłu uznała, że tak rzeczywiście będzie rozsądniej.
- Poczekam na ciebie przy wejściu do garażu. - Widziała, że ma
zamiar zaprosić ją do środka, dodała więc szybko: - Mam ubłocone
buty, nie będę już wchodzić.
Roarke skinął głową, zamknął drzwi i chyba musiał pobiec do
garażu, gdyż niemal natychmiast jego wejście otworzyło się
automatycznie. Tisha nie musiała więc dłużej moknąć, tylko weszła
do środka. W milczeniu zajęła miejsce obok Roarke'a, który
pośpiesznie narzucił na siebie skórzaną kurtkę.
Gdy wjechali między drzewa, nie wytrzymała. Zerknęła na niego
z ukosa.
- Co? Nie zamierzasz robić uwag o kobietach-kierowcach?
- A niby czemu miałbym je robić? - zdziwił się szczerze. -
Każdemu mogło się to zdarzyć. Nikt z nas nie jest doskonały...
Cholera jasna!
Zahamował gwałtownie. Tisha spojrzała przed siebie. Reflektory
[ Pobierz całość w formacie PDF ]