[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 W tym właśnie rzecz.
Przez chwilę myśli sobie, że gdyby ta rozmowa nie dotyczyła
Anny, byłaby dla niego prawdziwą ucztą. To igranie słowami,
przenikanie i unicestwianie argumentacji drugiej stro-ny,
przechytrzanie przeciwnika było przecież jego żywiołem. Jednakże
niezwykłość całej sytuacji polega na tym, że rozmowa toczy się
właśnie na temat Anny. W dodatku rzeczą dla niego zupełnie
niezrozumiałą jest to, że on, ten, który zawsze pogardzał uleganiem
emocjom, nagle zaczyna się brakiem tych emocji martwić.
Więc jednak nie obejdzie się bez kieliszka.
 Chyba dotrzymam panu towarzystwa.
 Oczywiście.  Uśmiech zrozumienia sprzymierzeńca.
Co on sobie właściwie wyobraża, ten uśmiech jest zupełnie nie na
miejscu, to jakieś kompletne nieporozumienie, ale, cholera jasna, robi
mu się jednak trochę przyjemniej. Nare-szcie może z kimś
porozmawiać o Annie, chociaż ten człowiek mówi o niej tak, jakby
wszy-stko było zupełnie oczywiste!
Pić małymi łyczkami, bez pośpiechu.
Patrzy gościowi prosto w oczy i proponuje:
 A więc, zacznijmy może od początku. Czego się pan
spodziewa po naszej rozmo-wie?
Kompletna dezorientacja, niedowierzanie.
 Pan mi wszystko utrudnia, zmusza mnie pan do... jak to
powiedzieć... chyba jednak nie uda mi się tego uniknąć, ale pan zdaje
się, zapomina o jednej rzeczy, którą powinien pan sobie wyraznie
uświadomić, a mianowicie, że jedynym powodem, dla którego
szukałem z panem kontaktu jest to, że kochałem Annę. Jeszcze za jej
życia była to dla mnie wyjątkowo męcząca sytuacja, mimo to nie
dążyłem do spotkania z panem na wyrazne życzenie Anny, Może to
zabrzmi dziwnie, lecz teraz, kiedy jej już nie ma, jest pan jedyną
osobą, która... hm... która mnie z nią w jakiś sposób łączy. Wydawało
mi się, że pan, podobnie jak ja, również czuje potrzebę, aby o niej
porozmawiać.
 Pan ze swej strony również zdaje się zapominać o jednej
rzeczy, a mianowicie o tym, że to ja byłem mężem Anny.
 A co to według pana zmienia?
Oj, głupi pomysł, powinien nadal pozostać w ataku, cały czas
musi być przecież jasne, że nie on prosił o tę rozmowę, lecz ten drugi.
Nie wikłać się w dyskusję. Próbuje uniku.
 Od kiedy trwał pański związek z moją żoną?
Lekkie zdziwienie. Dlaczego to pytanie go dziwi?
 Od 1938 roku, kiedy została przyjęta do szpitala.
 Jest pan lekarzem?
Znów to zdziwione spojrzenie.
 Tak, jestem lekarzem.
 Pan się wtedy zajmował moją żoną?
 Istotnie, operacja, którą przeszła, była dla niej bardzo
wyczerpująca, kobiety różnie na to reagują. Anna była kobietą
wyjątkowo wrażliwą, ona tak bardzo pragnęła mieć dzieci. Tuż przed
jej przyjściem do szpitala straciłem w wypadku żonę i córeczkę,
sądzę, że to wła-śnie nas do siebie zbliżyło. Opowiadała mi, jak
strasznym będzie to dla pana ciosem, że nigdy już nie da panu
potomka, więc nie chciałaby pana dodatkowo męczyć swoim
zamartwianiem się. Dlatego próbowała jakoś się dzwignąć, ale
oczywiście nic jej z tego nie wychodziło. Z tak ogromnego
zmartwienia człowiek rzadko kiedy potrafi wyjść o własnych siłach, a
już na pe-wno nie udałoby się to Annie, która była zupełnie
bezbronna, choć sprawiała wrażenie silnej.
Na ustach mężczyzny pojawia się uśmiech.
Denerwuje go to
 Moja żona dobrze wiedziała, że nie zależy mi specjalnie na
posiadaniu dzieci.
Gość pochylił się do przodu.
 Wcale tego nie wiedziała. Płakała po każdych pana
odwiedzinach. Kiedy delikatnie pytałem dlaczego, odpowiadała ze
smutkiem, że pan za wszelką cenę stara się nie okazać sła-bości.
 Ach, gdyby choć raz zrzucił z siebie ten ciężar, żeby choć raz
wypłakał się na moim ramieniu , mówiła.
 Powtarzam panu raz jeszcze: moja żona wiedziała, że to jej
jest mi żal, a nie siebie. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy rozpaczać
z tego powodu. Jeszcze raz mówię, że współ-czułem tylko i wyłącznie
mojej żonie.
Niedowierzanie zmienia się w zdumienie.
 Nic z tego nie pojmuję, to przecież niemożliwe, żeby
niewłaściwie pana zrozumiała, wprost nie wiedziała co robić, tak
bardzo było jej pana żal. Przez całe życie byłem przekona-ny, że jej
smutek wynikał raczej z obawy o pana, a nie ze świadomości, że ona
nigdy nie będzie mogła mieć dzieci.
Nie ma zamiaru już dłużej udawać, bierze butelkę i napełnia oba
kieliszki. Po krótkim wahaniu stawia butelkę obok siebie na podłodze.
 Niech pan mówi dalej.
 Dużo w tym czasie rozmawialiśmy, robiłem co tylko mogłem,
żeby ją pocieszyć. Szczerze mówiąc, z czysto medycznego punktu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl