[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomyślała nagle o sobie. Na moment ogarnęło ją przerażenie,
że teraz wszystko się wyda. Wyjaśni się przyczyna spóznień,
odmowy brania udziału w życiu towarzyskim, telefonów do
domu za każdym razem, kiedy musiała dłużej zostać w pracy.
Tylko że teraz, nareszcie, dojrzała psychicznie do tego. Do
przyjęcia pomocy, jaką na pewno zaoferują, do przyjęcia
zmian, jakie nastąpią w jej życiu.
- Wszystko będzie dobrze, mamo - szeptała. - Będzie
dobrze. - Czekając na to, kto otworzy drzwi, wstrzymała
oddech. - Declan! - wykrzyknęła na widok pełnej niepokoju
twarzy ukochanego.
Był ostatnią osobą, którą spodziewała się zobaczyć, i tą,
której obecności najbardziej pragnęła.
- Sądziłam, że poszedłeś do domu!
- Właśnie miałem wychodzić - wyjaśnił Declan,
odsuwając się na bok i robiąc przejście dla noszy - kiedy
Centrum zawiadomiło nas, że jedziecie. Chciałem się sam
upewnić, w jakim jesteście stanie.
W tych dramatycznych chwilach Lila nawet nie
pomyślała, że dyspozytor zawiadomi szpital, ale przecież to
samo zrobił wczoraj w przypadku Hester. Odczuła
niewysłowioną wdzięczność dla tego człowieka za jego
delikatność i przenikliwość. I dla Declana również.
- Upuściłam mamę, kiedy razem z Shirley
wyjmowałyśmy ją z wanny i... - Głos jej się załamał. -
Złamała sobie biodro... - dodała i zaniosła się płaczem.
- Jeszcze nie wiadomo, Lilo, uspo...
- Przestań, Declan - przerwała mu. - Może nie jestem
najlepszą pielęgniarką na świecie, ale tyle wiem. Złamała
nogę w biodrze, ja ci to mówię! Upuściłam ją! Nie
utrzymałam własnej matki!
Wtedy ją objął. Tam, pośrodku jezdni. Nie zważając na
spojrzenia personelu szpitalnego i manewrujące na podjezdzie
samochody. Objął ją, przytulił i pozwolił jej się wypłakać.
Dzielił z nią ból, zmęczenie i rozpacz.
A kiedy się uspokoiła, odsunął się delikatnie i ująwszy ją
pod brodę, uniósł jej twarz ku sobie i powiedział:
- To był wypadek. Lilo, to był wypadek.
Patrząc na niego, poczuła ukłucie w sercu i pożałowała
tych straconych lat. Dostrzegła mądrość, jaką przez ten czas
zdobył, wewnętrzną siłę i opanowanie, jakie przyszło z
dojrzałością. I jeszcze nigdy tak bardzo nie pragnęła wesprzeć
się na nim jak teraz.
- Chodz, zobaczymy, co z Elizabeth, dobrze? - powiedział
Declan, wziął Lilę za rękę i wolnym krokiem wprowadził do
budynku.
Izba przyjęć była zatłoczona. Po wydarzeniach
wczorajszej nocy panował tu wzmożony ruch. Dziwne, ale
pełne współczucia spojrzenia koleżanek i kolegów nie
deprymowały Lili, przeciwnie, podnosiły ją na duchu.
- Pięciu minut nie możesz się bez nas obejść - zażartowała
dyżurna pielęgniarka, Moira, mówiąca z silnym irlandzkim
akcentem. - Zaraz zawołam kogoś do pomocy, przebierzemy
twoją mamę i założymy jej kartę. Wezwę doktora Hinkleya,
żeby jak najszybciej obejrzał, co jej dolega.
- Nie trzeba - zaprotestowała Lila natychmiast.
- Doktor Hinkley na pewno będzie chciał zbadać twoją
mamę - upierała się Moira. - Jesteś pracownikiem szpitala.
- Znam przepisy, ale naprawdę, Moiro ja nie jestem
Hester, która mówi nie, a myśli tak. Wolałabym, żeby to
Declan się zajął mamą...
W głosie Lili było coś takiego, że Moira ustąpiła i z
lekkim wzruszeniem ramion zwróciła się do Declana:
- A ty kiedy zdobyłeś szlify, młodzieńcze? No dobrze,
bierzmy się do roboty. Teraz koszula.
- Ja to zrobię - zaoferowała się Lila.
- Nie zrobisz - oświadczył Declan i delikatnie
zaprowadził ją do krzesła. - Wyglądasz okropnie, jak gdybyś
miała zaraz zemdleć, albo jeszcze gorzej. Ja pomogę Moirze, a
potem zawieziemy Elizabeth na prześwietlenie.
Lila była zbyt zmęczona, by dalej się z nim spierać.
Usiadła i nagle spostrzegła, że ubrana jest w wyblakłe szorty,
które włożyła, kiedy sama brała prysznic, ma mokre włosy i
ani śladu makijażu. Nic dziwnego, że Declan stwierdził, że
wyglądam okropnie, pomyślała.
Przyglądała się, jak odwrócony plecami do niej pomagał
Moirze ubrać Elizabeth w szpitalną bieliznę. Obserwowała,
jak delikatnie uniósł chorą, by wygładzić koszulę na jej
plecach. Widziała szerokie ramiona, krótko przystrzyżone
włosy, umięśnione nogi w dopasowanych spodniach.
Nie widziała jednak spojrzenia, jakie Declan wymienił z
Moirą na widok starannie pomalowanych paznokci dłoni i
stóp Elizabeth, jej z miłością i oddaniem pielęgnowanej skóry
bez śladu odleżyn. Nie widziała jego zwilgotniałych oczu,
kiedy owijał ramię starszej kobiety rękawem ciśnieniomierza i
ruchu jabłka Adama na jego krtani, kiedy łykał łzy.
- Ciśnienie jest dobre. Elizabeth nie sprawia wrażenia
zdenerwowanej, ale masz rację, kość biodrowa jest złamana. -
Lila była tak zajęta własnymi myślami, że nie zwróciła uwagi
na drżenie w jego głosie. - Sądzę, że na wszelki wypadek
powinniśmy dać jej zastrzyk przeciwbólowy i potem możemy
jechać prosto na rentgen.
W tej chwili zasłony rozsunęły się i do boksu wkroczyli
Shirley z Tedem.
- Przepraszam, że to tyle trwało. Strasznie długo
szukaliśmy miejsca do parkowania - powiedziała ciotka i
objęła Lilę. - Co mówi lekarz?
- Właśnie wiozą ją na prześwietlenie, ale Declan jest
pewny, że biodro jest złamane.
- Declan! - wykrzyknęła Shirley, gwałtownie odwracając
głowę. - Declan Haversham! Nie mogę uwierzyć. Boże, to ty,
chłopcze! Wieki cię nie widziałam. Jak się masz? Co za
niespodzianka! - Patrzyła to na Lilę, to na Declana. - I akurat
dziś miałeś dyżur. Istne zrządzenie losu. Boże, Lilo, to chyba
dla ciebie wstrząs, zobaczyć go po tylu latach...
- Jestem tu już od kilku tygodni - wtrącił Declan
spokojnie. - Wstrząs zdążył minąć - dodał.
- Nic nie mówiłaś, że Declan wrócił, kochanie - ciągnęła
Shirley, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że popełnia gafę. -
Dlaczego, córeczko? Dlaczego?
- Prawdopodobnie uznała, że nie ma o czym mówić -
oświadczył Declan, wybawiając Lilę z opresji, lecz nawet
zaaferowana Shirley zauważyła dziwny ton jego głosu.
I dopiero pojawienie się sanitariusza z gabinetu
rentgenowskiego rozładowało napięcie.
Declan rozpiął zdjęcia na ekranie negatoskopu, ale Lila i
bez patrzenia na nie znała wynik.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]