[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Doskonale. Taksówka będzie czekała przed hotelem za dziesięć siódma. To niedaleko stąd.
yle zrobiła, ale nie mogła się ju\ wycofać. Poza tym wątpliwe, by Neil mial cokolwiek innego na
myśli, jak tylko chęć przypodobania się współwłaścicielce firmy.
Po powrocie na górę pilnie nasłuchiwała, czy Ross przypadkiem nie wrócił, przykładała nawet
ucho do drzwi, ale w sąsiednim apartamencie panowała głucha cisza. Zastanawiała się przez chwilę,
czy nie zostawić kartki, ale w końcu uznała, \e nie musi opowiadać się przed Rossem. Zresztą ten
pewnie nie wróci do hotelu na noc, pomyślała, rozgrzeszając się ostatecznie.
Przebrała się, poprawiła makija\, po raz ostatni zerknęła w lustro i zadowolona z efektu zjechała
na dół. Neil czekał ju\ na nią w holu. Odprowadzani ciekawymi spojrzeniami personelu wyszli z
hotelu i wsiedli do taksówki.
Restauracja okazała się mała, zaciszna i bardzo ekskluzywna. Neil zaproponował, by zamówili
chateaubriand na dwie osoby i Gina zgodziła się obojętnie: prawdę mówiąc, najchętniej nic by nie
zamawiała.
W czasie kolacji starała się jak najmniej mówić o sobie, za to zachęcała Neila, by opowiedział o
własnych planach i dotychczasowej karierze.
- Jeszcze dwa lata, James odejdzie na emeryturę i przejmę po nim stanowisko - cieszył się. -
Proszę tylko nie myśleć, \e zaprosiłem panią, \eby ułatwić sobie awans - zapewnił pospiesznie.
- Nawet nie przyszło mi to do głowy - skłamała gładko.
Pili właśnie kawę, kiedy odezwał się telefon Neila. Wzywano go pilnie z powrotem do hotelu.
- Muszę niestety wracać. Zaczynają zje\d\ać uczestnicy konferencji, która zaczyna się jutro i
recepcja ma jakieś kłopoty.
- Obowiązki przede wszystkim - stwierdziła Gina sentencjonalnie, rada, \e znalazł się powód,
by zakończyć kolację.
Po\egnali się w holu i Gina wróciła na górę, pewna, \e Ross albo nie wrócił, i ju\ nie wróci do
rana, albo je kolację w którejś z hotelowych restauracji. Jakie\ było jej zaskoczenie, gdy po wejściu do
apartamentu zobaczyła go siedzącego w fotelu.
- Powsinoga wróciła - przywitał ją.
- Jak tu wszedłeś?
- Otworzyłem drzwi, które łączą nasze apartamenty - wyjaśnił i zmierzył ją uwa\nym
spojrzeniem od stóp do głów. - Powiedziałem, \e wrócę na kolację.
- Tak? Widocznie nie dosłyszałam -powiedziała obojętnym głosem. - Ja ju\ jadłam. Neil Baxter
zaprosił mnie do bardzo sympatycznej restauracji. Miałam miły wieczór, a teraz chciałabym odpocząć,
jeśli pozwolisz. W ogóle nie powinieneś tu wchodzić pod moją nieobecność, zacznijmy od tego.
- Gina była coraz bardziej zirytowana.
- Wyjdę stąd, kiedy uznam za stosowne. Najpierw musimy sobie wyjaśnić parę rzeczy. Otó\,
kiedy mówiłem, \e ka\de z nas ma prawo do własnego \ycia, miałem na myśli dyskretne korzystanie z
tego prawa, a nie ostentacyjne umawianie się z personelem hotelowym. Teraz wszyscy mówią tylko o
tym!
- I co z tego? - zapytała Gina. - Ci twoi wszyscy doskonale wiedzą, \e to mał\eństwo wyłącznie
dla interesów.
- Nie obchodzi mnie to, co wiedzÄ… wszyscy!
W oczach Rossa pojawiły się gniewne błyski.
- Twoja duma ucierpiała? Męska duma to bardzo czuły narząd - kpiła Gina. - Ja przynajmniej
nie spędziłam całego popołudnia...
- Tak? - zainteresował się Ross. - No właśnie, gdzie twoim zdaniem spędziłem całe popołudnie?
- Zapewne z kobietą - stwierdziła chłodno. Musiałeś sobie jakoś powetować dwie ostatnie noce.
Ross nie był ju\ zły tylko rozbawiony.
- No proszę, a ja myślałem, \e zachowam się z prawdziwą galanterią, jeśli dam ci się wyspać.
Gina te\ straciła cały impet do dalszej kłótni.
- Nie pochlebiaj sobie - to wszystko, co udało się jej powiedzieć, z takim skutkiem, \e jeszcze
bardziej rozbawiła Rossa.
- Dlaczego zaprzeczasz rzeczom oczywistym?
Przedwczoraj wieczorem byłaś tak samo gotowa iść do łó\ka jak ja, tylko szampan stanął nam na
drodze. Dzisiaj te\ jesteÅ› gotowa...
- A ty j esteś najbardziej bezczelnym... - urwała, zdawszy sobie sprawę, \e zaraz zacznie mówić
zdaniami z taniej farsy. - Nie zamierzam dostarczać ci rozrywki. śadnej.
- Myślę, \e jednak dasz się przekonać. - Ross podniósł się z fotela, podszedł i objął ją.
Nie protestowała, kiedy zaczął ją całować. Nie protestowała równie\, kiedy wziął ją na ręce i
zaniósł do sypialni.
Przywarli do siebie paleni tym samym pragnieniem, a kiedy wreszcie mogli zaczerpnąć oddechu
po gwałtownym orgazmie, Ginę nadal otaczał gęsty obłok rozkoszy, skutecznie izolujący od świata.
- Skończyło się szybciej, ni\ powinno - mruknął Ross, unosząc głowę. - Jesteś niebywałą
kobietÄ…, Gino Saxton.
Raczej niebywałą idiotką, \e pozwoliłam sobie na powtórkę, pomyślała cierpko, wracając do
rzeczywistości.
- To krew Harlowów - odparła lekkim tonem. Oczy Rossa się śmiały.
- Jedno jest pewne, nie sposób się z tobą nudzić.
- Robię, co w mojej mocy. - Nagle coś sobie uświadomiła i zesztywniała. - Nie zabezpieczyłeś
siÄ™!
- Nie miałem czasu o tym pomyśleć.  Ross spowa\niał, spojrzał na Ginę. - Myślałem, \e ty
jesteÅ› zabezpieczona.
Gina ju\ miała powiedzieć prawdę, ale ugryzła się w język.
- Oczywiście, \e jestem.
- No to wszystko w porządku. - Pocałował ją w usta i usiadł na krawędzi łó\ka. - Zaraz wracam.
Mamy przed sobą całą noc. Kilka nocy, jeśli chodzi o ścisłość. Wynająłem na weekend dom na
wyspie.
Dla Rossa było oczywiste, \e jest gotowa korzystać z chwili, którą podsuwa los. I Gina była
gotowa, nie baczÄ…c na konsekwencje.
ROZDZIAA SIÓDMY
Na wyspę płynęli w deszczu: siąpiła ciepła m\awka otulająca wszystko wokół miękką mgiełką.
Wysiedli w Nanaino, gdzie czekał ju\ samochód nale\ący do hotelu.
- Byłeś tu ju\ kiedyś? - zapytała Gina, podziwiając widok wypiętrzających się nad wodą
wzgórz porośniętych gęstym lasem.
- Raz. Dawno temu - odparł Ross. - Z kolegami ze studiów. Mieszkaliśmy pod namiotem,
wędkowaliśmy, trochę polowaliśmy. Trzech smarkaczy spragnionych wakacji na łonie natury. Wiele
razy obiecywałem sobie wrócić tutaj, ale nigdy mi sienie udawało.
Dom wynajęty przez Rossa znajdował się nad niewielką zatoczką: z jednej strony otwierał się
stąd zapierający dech w piersiach widok na cieśninę, z drugiej na wzgórza.
- Poprosiłem w agencji, w której załatwiałem wynajem, \eby zaopatrzyli lodówkę - powiedział
Ross, kiedy Gina weszła do kuchni. - Powinno być wszystko, czego będzie nam trzeba przez tych
kilka dni.
- Wczoraj załatwiałeś wynajem? -upewniła się.
- Między innymi. - Ross objął ją i przyciągnął do siebie. - Jesteś piękna - szepnął.
- Są piękniejsze - odparła, starając się, by zabrzmiało o lekko.
- Jeśli mówisz o dziewczynach z Los Angeles w ogóle, większość nie mo\e z tobą konkurować.
Nie musisz nakładać dziesięciu warstw makija\u, \eby dobrze wyglądać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl