[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chwili czuję. Dziwny dziw...
19 II (sobota).
Gdy wychodziłem rano na anatomią, listonosz oddał mi dwa listy: od Heleny i
Strożeckiego. Mój ze łzami radości pisany kiedyś list do Heli wywołał skutek
następujący:
Drogi Stefanie! Wnoszę z twego listu, że jesteś podrażniony, zarzucasz mi
zapomnienie o Tobie j czy słusznie  nie wiem. Ja, będąc tak ciężko chorą, nie
mogłam sama pisać, a prosić o wyręczenie obawiałam się i nie miałam kogo. Otóż i
teraz, pomimo najszczerszych chęci, nie mogłam zaraz odpowiedzieć na Twój list,
gdyż przez poniedziałek i wtorek miałam gości: byli %7łółkowscy z Kielc i panna
Tekla. Wreszcie życie moje obecnie tak jednostajnie nudne i tak przykre, że są
chwile, iż przychodzi mi na myśl: może szkoda, że powróciłam do tego ciężkiego
jarzma, jakie od kilku lat ciągnę, a coraz mi ciężej i gorzej.  Przy tym
obecnie każdą chwilę mam tak wypełnioną, że ł noce nie do mnie należą... a
Jestem sama karmicielką córkib, czasami oka całą noc nie zmrużę, a po bezsennej
nocy, wiesz, jaki umysł znużony. Wybacz więc, drogi mój, jeżeli nie zawsze będę
akuratną w odpowiedziach, ale wierz, że może nigdy tak jak dziś nie byłeś mi
drogi i na jotę nie zmieniłam się dla ciebie. Nie piszę, ale myśl moja zawsze
przy Tobie. Im ciężej mi żyć, tym częściej uciekam się do Ciebie. v
0 Widocznie zdrowie służy, a dobry skutek zachęca. b Doznaję dziwnego,
wstrętnego dreszczu. Fe!
-jg4 DZIENNIKI, TOMIK XI
Dziwnie przykre wrażenie list twój wywarł na mnie: czytałam go kilka razy, lecz
zrozumieć nie mogę, przebija się w nim niby radość z powrotu mego do życia, lecz
tak jakoś nienaturalnie, że Ciebie poznać w nim nie mogę  niepodobna, żeby 42
dni kogoś tak zmieniły. Ja pozostałam dawną Heleną, w Tobie zaś znajduję innego
człowieka. Być może, że mi się to zdaje, ale wyznam szczerze, że innego listu
oczekiwałam. Antosia bawi u nas od tygodnia; przykro jej bardzo, że i do niej
masz pretensją. Nie pisała, gdyż bardzo była strapioną, tak swoim położeniem,
jak i moją chorobą  wolała więc milczeć niż dzielić się z Tobą niepowodzeniami.
Nie miej żalu do niej i przyjm serdeczne uściśnienie, jakie Ci przeze mnie
zaseła.
Nie będę się dziwić, jeżeli kiedyś zaprzestaniesz do mnie pisywaćj moje listy
chyba dla Ciebie obecnie wydają się nieskończenie nudnymi. Nie wiem, czemu ta
myśl ciągle mię prześladuje. Jeżeli to prawda  to nie zadawaj sobie trudu".
Jeżeli zaś to tylko moje przywidzenie, to oczekuję listu jak można najprędzej
pod zwykłym adresem. Ks. Antoni* pisał do Twej Matki, że w lutym będzie w
Warszawie, chce się z Tobą widzieć i prosił o adres. Czy dotąd nie był jeszcze?
Obiecywał być i w Białej.
Pisz, Stefu drogi, do mnie szczerze, nie używaj alegoryj  doprawdy ja zasługuję
na trochę serca i pamięci. Niech wszyscy zmieniają się dla Ciebie  ja zawsze
pozostanę z jednakowym sercem. Czy się kiedy zobaczemy  nie wiem. Ja przez cały
rok będę niewolnicą córki, a ty czy zechcesz kiedy odwiedzić Białą? Najmilsza to
dla mnie będzie chwila.
Listu oczekuję w niedzielę 
Helena.
Czasem dość zagalopować się w miłość i:',;.yt daleko, by wyleczyć się z tej
gorączki pewnikiem na pizykład, że uwielbiana karmi dziecko... Fi! Zdaje mi się,
że mię trupi zapach zaleciał. Dość tego! Odpisałem dość brutalnie ze szczyptą
jednakże melancholii. Tak wypada. Po co tu hipokryzja i czuło-stkowość? Całą
prawdą jest to, że mię ona ani fizycznie, ani moralnie nie pragnie już. To
znaczy niewątpliwie: koniec.
Przechodząc od melancholijnego epizodu do porządku dziennego, muszę zanotować z
listu Strożeckiego parę pocieszających ustępów:
Nie będę sobie zadawał  bezwarunkowo.
WARSZAWA, 1887
165
My i tak stosunkowo zrobiliśmy dużo, wydzieliwszy z chaosu charakterów  paczkę",
która w razie dostania patentów wzmocni Was świeżymi siłami. Robiliśmy kiedyś z
Aciem * statystykę stanu umysłowego kolegów, która wypadła nader niekorzystnie,
gdyż naliczyliśmy 2/,i analfabetów umysłowych. Ci z mrówczą zapobiegliwością
starają się o przysporzenie wiedzy w zakresie gimnazjalnym, zasadzając
umiejętność historii na studiowaniu Iłowajskiego z wartościowymi komentarzami
Geislera, a patriotyzm  na odwadze mówienia w klasie po polsku. Takich trudno
nazwać nawet oportunistami, bo śpią tak twardo snem letargicznym, że niepodobna
ich obudzić, nawet świecąc im w oczy wzniosłymi ideałami. Lepiej ich nie budzić.
Szczęściem mało jest takich jak Szulc, którzy by po przyjściu do samowiedzy i
pojmowania swych celów  robili się renegatami, apostołując wrogie zasady. Jak
widzisz, smutno przedstawia się klasa, a my, o ile można, nawracamy kolegów
działając w rozsypkę.
Tutejsze seminarium, choć zebrane po większej części z wyrzutków społeczeństwa,
którzy w pogoni za chlebem, nie mogąc gdzie indziej znalezć przytuliska, bez
najmniejszego przekonania idą na księży, nie stoi pod względem umysłowym zle. Są
między nimi dzwignie, celem których jest nadanie umysłom kończących kleryków
kierunku pożytecznego dla kraju. Motorem takim jest tutaj były student
uniwersytetu petersburskiego, który sam będąc wykształconym jako tako pociąga za
sobą w tym kierunku kolegów i położył już niejakie zasługi. Znam kilku świeżo
wyświęconych księży. Dbają o zakładanie czytelni u siebie, entuzjazmują się
jeszcze.
Szkoda, że mały Jaś bawi się tak obficie w loci communes i lubuje się we
frazesach. Muszę go znaglić do bardziej statystycznych niż 2/3 danych. Jednak z
niego może być człowiek.
12 w nocy.
Znieg sypał dziś, jak to mówią,  jak z worka", gdy szedłem ze Stasiem na tańce.
Lubię taki śnieg, bo przypomina mi pocałunki Heluni, lubię taki wieczór jasny,
lubię ten gwar i ruch uliczny, te migające ładniuchne twarze kobiece z
zasypanymi włosami nad czołem, z przymrużonymi od wiatru powiekami, z
chusteczkami, ukazującymi parę jakichś śmiejących się ocząt i czerwony od zimna
nosek; lubię wreszcie zasiąść na redaktorskim krześle p. Zwiątecznego *,
papierosa zapalić i zapuścić oczy w mokrą jeszcze  Prawdę". Tylko
Igg DZIENNIKI, TOMIK XI
nie lubię, gdy wróciwszy do domu, zakomunikowawszy pani Józefowicz przy
herbacie, że śnieg ogromny, że paliło się na Elektoralnej itd.  [mam] wrócić do
swego pokoju, usiąść i słuchać, że jestem dziś na świecie sam jak palec, sam
absolutnie, nieznośnie.
Ach, nie lubię takiej godziny!
Szczęściem dla mnie taka godzina trwa obecnie niedługo. Przeżyłem moją miłość i
pogrzebałem ją podobno... podobno... podobno.
A żyć trzeba głową i sercem. Jest kraj, są idee, są ścieżyny, których opuścić
nie wolno, jest we mnie miłość pewna, rzucająca całun grobowy na miłość
osobistą, na miłość własną, na marzenia o sławie. Jest. Bo gdy przypominam sobie
cyfry: 11840 hektarów ziemi sprzedanej w Poznańskiem, 6761745 marek wzięte za
nią (i puszczone w Monaco prawdopodobnie) *  to rwie się we mnie głuchy,
przyduszony piorun płaczu. To miłość mojej ziemi.
Jest co kochać i jest kogo nienawidzić. %7łyje się dopóty, póki się nienawidzi i
kocha. Jest chłop. Jeż wierzy *, że istnieją w nim instynkta socjalne  trzeba
to zobaczyć, a na to trzeba lat. Tak  Niemców corocznie przybywa 400 tysięcy, a
Francuzów 100 tysięcy. A Polaków? Czy PoJacy są Francuzami? Czy zabija się chłop
polski wódką, jak się zabił francuski?  Trzeba to zobaczyć. Trzeba być mi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl