[ Pobierz całość w formacie PDF ]

osiedlu dla bogaczy? - coś mi tu nie grało.
- Znała go przypadkiem - Julka spuściła głowę, jak zawsze, kiedy mówiło się o
bogactwie jej rodziców. Jakby zrobiła coś złego! Jakby jej rodzice dorobili się majątku dzięki
wyjątkowo ohydnym, popełnionym przez nią zbrodniom. - Była tam jeszcze we wrześniu,
zbierała pieniądze na hospicjum, chodziła z puszką od domu do domu, a ja otworzyłam jej
drzwi... Obiecała, \e nikomu nie powie i dotrzymała słowa.
- Na hospicjum? - nagłe bardzo polubiłam Marysię. To znaczy i tak ją lubiłam, ale
teraz poczułam do niej jakąś ogromną sympatię. Prawdziwa społecznica... Nie boi się
kwestować nawet na tak nieprzyjaznym terenie jak osiedle dla bogaczy. Jeśli nawet co
dziesiąty mieszkaniec przypomina pana ydziebełkę, to chyba lepiej byłoby tam nie
wchodzić... A ona weszła!
W tej samej chwili, w której poczułam do niej sympatię, przypomniałam sobie,
niestety, \e Marysia przyszła tutaj, do mojego domu, razem z Tomkiem. A więc była moim
wrogiem! Zdobyła serce chłopaka, któremu ja oddałam swoje... Nie mogłam jej lubić!
Wielka, ogromna sympatia wyparowała równie szybko, jak się pojawiła.
- Marysia była na imprezie u Karoliny - opowiadała dalej Julka. - No i dowiedziała się
tam czegoś... czegoś okropnego. I dlatego stamtąd wyszła, i postanowiła powiedzieć nam, co
wie. Natychmiast. Ale miała tylko mój adres, więc poszła do mojego domu.
- A tam nikogo nie było - odgadłam, ale Marysia pokręciła głową.
- Był tata Julki - powiedziała cichutko, cała czerwona. - Powiedział, \e czeka na
kandydatki do pracy w pralni. Myślał, \e przyszłam w sprawie posady.
- Tata ma ostatnio kłopoty z personelem - powiedziała Julka. A potem wyszła z
pokoju z komórką w ręku. Czy\by koniecznie musiała się dowiedzieć, jak poszło ojcu z
kandydatkami? Do tej pory nie była zbyt troskliwą córką...
- Tata Julki oczywiście nie wiedział, gdzie ona jest - Zuzia przejęła funkcję narratora. -
Ale któryś sąsiad powiedział Marysi, \eby zajrzała do kwiaciarni. Powiedział, \e często tam
widuje Julkę grającą z Tomkiem w szachy.
- A ostatnio widywał, jak uczyła się u mojej mamy robić świeczki - uzupełnił Tomek.
- Spędzała tam w pazdzierniku wszystkie popołudnia. Oczywiście wtedy, kiedy nie była z
wami!
- Poszłam więc tam i zapytałam o Julkę - powiedziała Marysia niemal szeptem.
- A ja byłem w kwiaciarni i gdy tylko Marysia weszła do środka, zauwa\yłem, \e coś
się stało - uśmiechnął się Tomek. - Przypomniałem sobie, \e Julka mówiła coś o laniu wosku.
I \e jak wró\by, to tylko u śaby na strychu. Powiedziałem więc Marysi, \e ją zaprowadzę.
- Znałeś adres? - zdziwiłam się.
- Wiem o tobie znacznie więcej, ni\ ci się wydaje - powiedział mój dryblas, a ja
poczułam, jak wypełnia mnie fala czegoś ciepłego i miłego. Czy\by tak odczuwało się
spokój? A mo\e to była radość? Radość z tego, co powiedział... Nie, było coś jeszcze, coś
innego ni\ spokój i radość... Najpotę\niejszym uczuciem, które mnie ogarnęło, była jednak
ulga. Ulga, \e nic go nie łączy z Marysią, \e faktycznie się nie znają i \e on po prostu
wyświadczył jej przysługę. To chyba właśnie ulga zalewała mnie w tej chwili cudowną,
ciepłą falą.
- Przepraszam, \e tak idiotycznie zareagowałam - powiedziałam. - To wszystko przez
te andrzejki.
- Czytałam dziewczynkom swój stary pamiętnik, tam było coś o pewnym Tomku,
który stanął w drzwiach w andrzejkowy wieczór, \eby się oświadczyć - powiedziała babcia.
Całkiem zapomniałam, \e ona jest w kuchni! Ale była! Szalona, nieobliczalna, gotowa złamać
mi \ycie jednym zdaniem. I to zdanie właśnie padło: - Kiedy więc pojawiłeś się przy furtce,
mój drogi, moja wnuczka chyba wyobraziła sobie ciut za du\o. Pomyślała, \e jesteś tu, by
wyznać jej miłość, jak tamten Tomasz sprzed lat. Dzisiejsze panienki mają taką bujną
wyobraznię! Kawaler nie robi im nadziei, a one marzą nie wiadomo o czym... Wyciągają
pochopne wnioski...
Poczułam, \e robi mi się bardzo, bardzo słabo. Słabiej ni\ na myśl o skalpelu, słabiej
ni\ na myśl o rozmowie z Tomkiem w cztery oczy. Zrobiło mi się tak słabo, jak jeszcze nigdy
w \yciu. Bo chyba jeszcze nigdy w \yciu nikt mnie tak nie upokorzył jak moja własna,
ukochana babcia. Próbowałam głęboko oddychać, próbowałam wbijać sobie palce lewej dłoni
w prawą dłoń. Ale nie pomogło. Nie mogłam nic poradzić na to, \e było mi słabo. I
zemdlałam, po raz drugi tego dnia. Historia naprawdę lubi się powtarzać.
ROZDZIAA 10
CO SAYSZAAA MARYSIA?
Będziesz jeszcze mdlała? - zapytała Zuzka niepewnie, gdy ocknęłam się po raz drugi. I
po raz drugi poprawiłam okulary, po raz drugi usiadłam przy stole, a w końcu po raz drugi
prze\yłam szok na widok Tomka i Marysi. Chyba nie ma w mdleniu nic okropniejszego ni\
dziury w pamięci! Ale z drugiej strony, mo\e nie byłoby zle, gdyby została mi na zawsze
przynajmniej jedna dziura? Zapomniałabym o tym, co powiedziała babcia, a skoro bym tego
nie pamiętała, to byłoby tak, jakby to się nigdy nie zdarzyło...
- Twoja babcia to strasznie fajna kobieta, szkoda, \e musiała ju\ iść na remika do
znajomych, chętnie bym z nią dłu\ej porozmawiał - uśmiechnął się promiennie Tomek. Aha,
moja amnezja nie załatwiłaby sprawy. On i Marysia wcią\ doskonale by pamiętali, co się
stało, śmialiby się ze mnie, a ja, jak idiotka, pławiłabym się w nieświadomości. Do bani z
takimi korzyściami z dziur w pamięci!
- Tomek, mo\emy porozmawiać? - zaproponowałam, chocia\ zupełnie nie
wiedziałam, jak mam mu to wszystko wyjaśnić. Ale przecie\ musiałam jakoś to załatwić...
Nie mogłam tak zostawić tego idiotycznego nieporozumienia. To znaczy chciałam, \eby on
myślał, \e to tylko idiotyczne nieporozumienie. I \e ja nie mam \adnych marzeń na jego
temat, \e w ogóle o nim nie myślałam, ani razu, ani przez chwilę. śe to tylko moja babcia coś
palnęła bez sensu.
- To my pójdziemy posprzątać na strychu - powiedziała Julka, posyłając znaczące
spojrzenia Zuzce i Emmie. - Marysia, chodz nam pomóc...
Marysia podniosła się posłusznie i ruszyła za nimi. A mi w tym momencie wypełniła
się kolejna luka w pamięci. Przypomniałam sobie, po co przyszła do mnie Marysia! Po co
przyszła do naszej czwórki! Miała nam do powiedzenia coś wa\nego o Karolinie. A
właściwie o imprezie u Karoliny. To mogło być nawet wa\niejsze ni\ sprawa z Tomkiem. To
znaczy, nic nie mogło być wa\niejsze ni\ sprawa z Tomkiem - to była najwa\niejsza sprawa
w moim \yciu - ale przecie\ sprawa z Tomkiem obchodziła tylko mnie... a sprawa z Karoliną
nas wszystkie. Postanowiłam być szlachetna i najpierw się zająć interesem publicznym, a
dopiero potem własnym złamanym sercem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl