[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ny mu facet ożeni się z Kat? Przecież dał sobie z nią spokój pięć długich lat temu. Nie
było sensu kazać jej tutaj przychodzić.
Wiedział, że to gniew skłonił go do tej decyzji, tak to sobie tłumaczył. Ta sprytna
dziewczyna chciała oszukać bogu ducha winnego mężczyznę i nie widziała w tym nicze-
go złego. Należało jej pokazać, że tak się nie godzi. Nie było innego powodu, a już z
pewnością nie była nim jej olśniewająca uroda.
Tuż przed dziewiątą zadzwoniono z recepcji. Kat Jones okazała się punktualna.
Thea zachowywała spokój. Boy hotelowy postawił w przedpokoju jej torbę i dys-
kretnie się wycofał. Nie podniosła wzroku, ale czuła, że Petrakos się w nią wpatruje.
Wyczuwała jego mroczną obecność.
- Zatem... - przerwał dzwięczącą ciszę - zerwałaś zaręczyny z lordem?
- Tak - odparła bez śladu emocji.
- Pozbył się ciebie na dobre... Nawet gdybyś jutro zechciała odwołać decyzję, to
nie przyjmie za żonę mojej kochanki, prawda?
- Tak.
- Cieszę się, że to zrozumiałaś.
Podszedł do baru, żeby nalać sobie porcję whisky, dokładnie tak jak wtedy. Zmusi-
ła się, żeby o tym nie myśleć. Zamiast tego ukradkiem mu się przyjrzała. Wysoki, potęż-
nie zbudowany, opalony, emanował brutalną siłą. Nie nawykł do sprzeciwu ani prób wy-
wiedzenia go w pole. Całym sobą pokazywał, że lepiej z nim nie igrać. Uprzejmie spytał,
czego siÄ™ napije.
- Poproszę o wodę mineralną. - W jej głosie nie było śladu dawnego akcentu z ni-
zin.
- GazowanÄ… czy nie?
- Jest mi to całkowicie obojętne.
R
L
T
Podszedł i podał jej wodę w wysokiej szklance, po czym upił łyk trunku barwy
bursztynu. Odłożyła torebkę na stolik i przyjęła napój. Napomniała się w duchu, by nie
okazać choćby śladu zdenerwowania.
- Za wspólnie spędzony czas - wzniósł toast Petrakos.
Niespodziewanie zaschło jej w ustach. Chciała odwrócić wzrok, by nie poznał, jak
bardzo jest skrępowana. Wystawianie się na widok publiczny było jej zawodem, ale ser-
decznie tego nie cierpiała.
- Nadal tego nie lubisz, co? - zauważył. - Nie chcesz, żeby ci się przyglądano. Pa-
miętam to z naszego pierwszego spotkania. - Jego oczy nieco złagodniały. - To dziwne -
dodał.
Pilnowała się, żeby żaden mięsień nie drgnął w jej twarzy, choć chciała wrzasnąć,
żeby się na nią nie gapił.
Petrakos wyczuwał jej napięcie, w powietrzu niemal od niego iskrzyło. Mimo woli
wspomniał, że stała wtedy w tym samym miejscu, pozwalając mu się dotykać... pocało-
wać.
Otrząsnął się z niepotrzebnych wspomnień i dokończył whisky.
- Idziemy. - Widząc, że patrzy na niego oszołomiona, wyjaśnił: - Na kolację. Mu-
sisz pokazać światu, że jesteś ze mną, po to tu przecież przyszłaś.
Odstawiła nietkniętą wodę i sztywno wyszła za nim z pokoju.
Nie opuszczaÅ‚o jej uczucie déjà vu. ZnalazÅ‚a siÄ™ w tej samej eleganckiej restauracji,
tyle że tym razem bogate wnętrze nie wywarło na niej żadnego wrażenia. Zmiało otwo-
rzyła menu i powiodła wzrokiem po francuskich nazwach potraw, a potem rozejrzała się
wokół siebie. Te same atłasowe obrusy, ten sam Angelos Petrakos. Za to ona była inną
osobą. Kat Jones była prostą dziewczyną bez krzty życiowego doświadczenia, nie tylko
w kwestii doboru win i francuskiego menu. Nie potrafiła się przeciwstawić presji swoje-
go prześladowcy.
Czy jej życie potoczyłoby się inaczej, gdyby go wtedy spoliczkowała, zamiast po-
zwolić mu się pocałować? Być może... Choć z drugiej strony pewnie obraziłby się na nią
i nie dał jej angażu, więc nie miało znaczenia, jak wówczas postąpiła.
R
L
T
Kelner zjawił się cicho jak duch; zamówiła solę z grilla i zieloną sałatę. Petrakos
obrzucił ją wiele mówiącym spojrzeniem i zamówił kolację dla siebie, po czym odbył
winny rytuał z sommelierem.
- Nie jesteś już taka chuda jak wtedy - zauważył.
- Obecnie mogę sobie pozwolić na jedzenie.
- Chcesz we mnie wzbudzić sympatię, Kat?
- W tobie? - rzuciła z niechęcią.
- Uważaj na słowa - ostrzegł. - Czy ty nigdy niczego się nie nauczysz?
Obrzuciła go niechętnym spojrzeniem, nie wdając się w dalszą dyskusję, i upiła łyk
wody.
- Nadal nie pijesz wina?
- Nie.
- Przypuszczam, że twojemu lordowi to odpowiadało. Nawiasem mówiąc, gdzie go
właściwie poznałaś?
- To nie twoja sprawa. Nie zamierzam o tym z tobą rozmawiać. Przez ciebie musia-
łam skrzywdzić przyzwoitego człowieka!
- To dla niego lepsze niż ślub z tobą.
- Byłabym dla niego dobrą żoną - powiedziała z goryczą, czując pieczenie łez pod
powiekami.
Wiedziała jednak, że nie da Petrakosowi satysfakcji i nie rozpłacze się przed nim.
Jej rzekoma obojętność zdawała się działać mu na nerwy.
- To tylko udawanie, zwykłe pozory, Kat - odparł ze zjadliwą ironią. - Szybko wy-
szłoby na jaw, że w istocie brakuje ci klasy.
Thea w nagłym przebłysku pojęła, do czego Petrakos zmierzał. Drwił z niej, próbu-
jąc zmusić, żeby się przed nim odkryła, pokazała brak manier, jaki ją dawniej cechował.
I już wiedziała, jak się temu oprzeć.
Musi się zachowywać jak Thea, a nie jak Kat. Poczuła dreszcz rozkosznej satys-
fakcji.
R
L
T
- Nie masz nic na swoją obronę, co, Kat? - Popijając wino, obserwował ją jak in-
sekta pod mikroskopem. - I jak zwykle próbujesz ze mną walczyć. Powiedz, czy to głu-
pota każe ci się zachowywać w taki sposób?
Zacisnęła palce na szklance z wodą tak mocno, że jeszcze chwila i szkło pęknie z
trzaskiem. Uniosła dumnie głowę, czując delikatne poruszenie długich kolczyków z pe-
reł, które kupiła za własne, ciężko zarobione pieniądze.
- Nie - odparła z leciutkim znudzeniem. - To raczej obojętność.
W jego oczach ujrzała cień gniewu. Władczy Petrakos nie przywykł, by traktować
go obojętnie.
- Nie wierzę, że jesteś wobec mnie obojętna, Kat. Czujesz gniew, bo nie możesz
mną manipulować. - Za wszelką cenę dążył do zniszczenia maski pozorów, którą nałoży-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]