[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się różnym zabiegom, takim jak czesanie futra, potnadowanie sierści, piłowanie i lakierowanie
szponów, woskowanie bród i wąsów, przycinanie i układanie grzywy. W jednym z foteli siedział
pierwszy Wookie, jakiego Jadak zobaczył od, no cóż, sześćdziesięciu dwóch lat. Należąca do
najprężniejszych przedsiębiorstw na Nowym Balosarze Cięta Riposta była salonem fryzjerskim
na wielką skalę, w którym kudły i kłaki fruwały w powietrzu niczym wiosenny pyłek kwiatowy
na Taanabie.
Jadak powiedział, że chciałby się widzieć z Zenn Bien, po czym usiedli razem z Poste'em, żeby
zaczekać. Jakiś Bimm podał im parujące filiżanki ziołowej herbaty, a Jawa postawił koszyk
ciasteczek na stoliku, przy którym siedzieli. Wkrótce zjawiła się sullustańska właścicielka salonu.
Sądząc po obwisłych fałdach policzkowych, Jadak oceniał jej wiek na jakieś siedemdziesiąt pięć
standardowych lat. Jednak poza tym była żwawa, miała bystre spojrzenie, różową skórę,
wytatuowane czoło i lśniące warkocze wymykające się spod eleganckiego czepka.
- Wy pewnie jesteście tymi, o których wspominał Rej Taunt - powiedziała rytmicznym basikiem.
Jadak podał te same fałszywe nazwiska, których użyli w rozmowie z przestępczym bossem na
Carcelu.
- Mówił wam, że tak naprawdę Druga Szansa" nigdy do mnie nie należała?
- Mówił.
- Podobno szukacie statku ze względów sentymentalnych.
Jadak pokiwał głową.
- Można tak powiedzieć. Mój wujek był jego właścicielem przed Tauntem.
Sullustanka westchnęła, a jej okrągłe uszy zadrgały. Usiadła naprzeciwko Poste'a, machając w
powietrzu nogami.
- Może powinnam najpierw opowiedzieć wam całą historię
- Mam nadzieję, że dobrze się kończy - powiedział Poste.
Zerknęła na niego.
- Powiedzmy po prostu, że się kończy.
Zenn Bien, której imię znaczyło spokojny wietrzyk", nie zdawała sobie sprawy, dopóki nie
opuściła Sullusty, że nie wszystkie istoty zostały stworzone całkowicie równe. Jako
przedstawicielka dwunożnej rasy podobnej do ludzi, cieszyła się i tak większym szacunkiem niż
insektoidy czy jaszczury, jednak - ponieważ jej rasa należała do drobnych" - niezliczone
odmiany humanoidów, od Falleenów przez Bithów i Durosjan po Gotalów, patrzyły na nią z góry
- zarówno dosłownie, jak i w przenośni. I chociaż każda z ras obdarzona była jakimiś
wyjątkowymi talentami i zdolnościami, rozmiar wydawał się mieć największe znaczenie. Jednak
dyskryminacja, z jaką się spotykała, nigdy nie zmusiła jej do ucieczki z powrotem na bezpieczną
Sullustę. Było tyle światów do zwiedzenia i tyle przygód do przeżycia, niezależnie od tego, czy
ma się sto trzydzieści centymetrów, czy dwa i pół metra wzrostu.
Tuerto było światem, który przyciągał wielu odważnych Sullustan, chociaż nawet tam małe istoty
były mało poważane. O pracę było trudno, a anonimowość była nieodłącznym towarzyszem.
Jednak istoty o wrodzonych umiejętnościach technicznych, które widzą w ciemności i którym
wystarczy jeden rzut oka do zapamiętania mapy, zawsze mogą liczyć na możliwości nielegalnego
zarobku, więc nie minęło dużo czasu, zanim Zenn Bien trafiła się jedna z takich możliwości.
Kradzież statku, tłumaczyła sobie po popełnieniu pierwszego z wielu takich czynów, to nie to
samo co porwanie statku, przy którym prawie zawsze dochodziło do aktów przemocy, a ofiary
próbujące bronić swojej własności nierzadko doznawały obrażeń. Poza tym ofiary kradzieży
otrzymywały zazwyczaj odszkodowanie od towarzystw ubezpieczeniowych, więc czasami wręcz
wyświadczało się im przysługę, uwalniając od statku, na utrzymanie którego nie było ich stać.
%7ładen ze statków, które Zenn Bien ukradła przez pierwszych parę lat swojego uczestnictwa w
tym procederze, nie był przeznaczony do jej prywatnego użytku. W dziewięciu przypadkach na
dziesięć pracowała dla rodzin przestępczych, realizujących zamówienia dla istot, które
potrzebowały jednostki określonej klasy lub upatrzyły sobie konkretny statek. Rzadko kiedy
miała okazję oglądać jeszcze statek po tym, jak wykonała swoją część roboty, która obejmowała
złamanie systemu zabezpieczeń, wyłączenie kompletu urządzeń namierzających i
antywłamaniowych oraz jak najszybsze poderwanie statku do lotu. Większość skradzionych
statków odprowadzano na odległe światy, gdzie zmieniano numery rejestracyjne i wymieniano
telespondery, po czym statki rozpoczynały nowe życie u nowych właścicieli.
Quip Fargil był jednym z nielicznych ludzi na Tuerto, których zaliczała zarówno do swoich
pracodawców, jak i przyjaciół. Notoryczny amator lotów kradzionymi statkami, Quip, wiele z
tego. co umiał, nauczył się od Zenn Bien i tylko dwa razy wynajmował ją do kradzieży statku w
celu jego pózniejszej sprzedaży. Kiedy zaproponował jej dodanie do listy trzeciego, miała ochotę
mu to wyperswadować. Jednak Quip potrafił być przekonujący.
- Pięćdziesięcioletni YT-tysiąc-trzysta - tłumaczył jej. - Stoi w imperialnym hangarze od tak
dawna, że nikt się nawet nie zorientuje, że go nie ma.
- Na co ci pięćdziesięcioletni frachtowiec?
- Polecimy nim do sektora Tungra, rozbierzemy i sprzedamy na części.
- Frachtowiec na części?
- To YT-tysiąc-trzysta, laluniu. Na Zewnętrznych Rubieżach za części do tych statków można
dostać małą fortunę.
Zaśmiała się z niedorzeczności tego pomysłu.
- Wiesz, ile paliwa będzie trzeba na taką podróż?
Miał i na to odpowiedz.
- Zatankujemy po drodze, na Sriluurze. Mam tam znajomego, który załatwi nam paliwo po cenie
hurtowej, bez imperialnej akcyzy. Poleci z nami do Tungry i sam będzie nadzorował demontaż.
Ma już całą listę złomiarzy czekających w kolejce.
- Ile planujesz mi zapłacić?
- Dychę za pomoc w wyciągnięciu statku ze składu skonfiskowanych pojazdów, kolejne
piętnaście za doprowadzenie go na Sriluur i do Tungry plus piętnaście procent tego, co zarobimy
na częściach po odliczeniu kosztów. - Zrobił krótką pauzę, po czym dodał: - To więcej, niż
potrzebujesz na tę operację oczu.
Tak jak w przypadku wielu Sullustan rogówki Zenn Bien zaczynały już szwankować. Zabieg
korekcyjny byłby niewątpliwie lepszy niż konieczność noszenia gogli spektralnych przez resztę
życia.
- Gdzie jest ten skład?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]