[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wiem. Ale co robisz potem? Zostaw u niej
Jordana, urządzimy sobie przejażdżkę.
38 KLUCZ DO MIAOZCI
- Przejażdżkę, dokąd?
- Trudno powiedzieć. Kiedy wsiada się ze mną do
furgonu, nigdy nie wiadomo, gdzie siÄ™ dojedzie.
- Czy to znaczy, że jesteś gotów się przełamać
i zwierzyć mi najgłębsze i najciemniejsze sekrety związane
z twoim nazwiskiem?
- Nie - stwierdził po chwili wahania. - Jeśli
przyjmiesz zaproszenie, to dlatego, że chcesz mnie
zobaczyć, wszystko jedno, czy z nazwiskiem, czy bez
nazwiska.
Co, do licha, ukrywa ten człowiek? Maggie nie
była w stanie odgadnąć. Przynajmniej jedno było za
to jasne.
- Owszem, chcę cię zobaczyć - przyznała. Czy
byłaby równie szczera, gdyby zadzwonił o drugiej po
południu zamiast w nocy? Prawdopodobnie nie, i ten
cwaniak o tym wiedział.
- Dobrze. PrzyjadÄ™ po ciebie o drugiej. I muszÄ™ ciÄ™
ostrzec, że niedziela ze mną oznacza spędzanie czasu
w mało formalny sposób.
Jakoś jej to nie zaskoczyło. Odłożyła słuchawkę
i stwierdziła, że się śmieje. Connor był wyraznie
utkany z materii snów. W każdym razie było w nim
coś zgodnego z opaczną logiką świata snów, z którego
ją przed chwilą wyrwał.
ROZDZIAA TRZECI
Samochodowy klakson rozdarł ciszę popołudnia.
Maggie, która brała właśnie żakiet z szafy w holu, aż
podskoczyła. Dopiero kiedy doszła do połowy podjazdu,
wibrujący dzwięk przestał zakłócać spokój otoczenia.
- Mogłeś przecież przyjść i zadzwonić do drzwi
- zauważyła, gdy Connor, stojąc przy furgonie, otworzył
przed niÄ… drzwiczki. - Ten klakson wyje, jakby
przyjechał pułk wojska.
- Właśnie miałem zadzwonić, ale nie dałaś mi
okazji. W każdym razie, jak pewnie zauważyłaś, lubię
pokazać, że jestem.
- Zauważyłam - powiedziała dobitnie. - Za
pierwszym razem pokazałeś to, ochlapując mnie od
stóp do głów. A teraz niepokoisz wszystkich sąsiadów.
- Ech, sąsiedzi. Już zapomniałem, jak to jest, kiedy
się człowiek przejmuje tym, co mówią sąsiedzi.
Maggie spojrzała na niego, ale nie skomentowała
odpowiedzi.
- Dokąd właściwie jedziemy? - spytała.
Connor wmieszał się pomiędzy samochody kierujące
się na północ drogą 128, czyli autostradą okalającą
Boston.
- Poczekaj, to zobaczysz - odparł. Przejechał kawałek
bez słowa i dodał: - Cieszę się, że wzięłaś pod uwagę
moje ostrzeżenie i ubrałaś się swobodnie.
Spojrzała na swoje dżinsy i ciemnobeżowy, luzno
dziany sweter, który miaÅ‚a od lat. Również ciemno­
brązowy żakiet ze sztruksu należał do jej ulubionych
panieńskich strojów. Nie wiedzieć czemu, uznała, że
40 KLUCZ DO MIAOZCI
te stare ciuchy dobrze nadajÄ… siÄ™ na tajemniczÄ… wyprawÄ™
z Connorem.
- To śmieszne - powiedziała. - Miałam nawet lekkie
poczucie winy, że zmieniam elegancką suknię na taki
wygodny strój. Niedzielne popołudnia są dla nas niemal
instytucją. Zupełnie jakbym uciekła na wagary.
Jakże świetnie Connor rozumiał jej odczucia!
Korzystał kiedyś ze wszystkich nadarzających się
okazji, żeby, zrzuciwszy znienawidzony krawat
i marynarkę, pobuszować w lesie za rodzinnym domem.
- Brzmi to, jakby nastrój u teściowej był dość
oficjalny. Co na to Jordan?
- Naprawdę nie wydaje mi się, żeby miał coś
przeciwko temu. Zawsze traktuje pobyt u babci jako
coś specjalnego, a teściowa pozwala mu na więcej niż ja.
- Czyli nie miała oporów, żeby się nim zaopiekować
dzisiaj po południu?
- Nie. Od kiedy umarł jej mąż, czuje się bardzo
samotna. Cieszy jÄ…, gdy Jordan jest z niÄ…. Uczy jÄ… gier
komputerowych - dodała z uśmiechem.
Ku jej zaskoczeniu, Connor nie uśmiechnął się.
Rozdrażniony spoglądał przez szybę na przejeżdżające
samochody. Zastanawiała się, o czym myśli. Zupełnie
nie umiała go rozgryzć.
Przeszedł na neutralny temat, pytając ją o przedszkole.
Opowiedziała mu, jak po śmierci męża poczuła potrzebę
zrobienia czegoÅ› nowego.
- Ale przecież nie... - Jak wyrazić to w najmniej
niezręczny sposób? - Przedszkole nie jest ci potrzebne
jako zródło dochodu, prawda?
- Jesteś bardzo wścibski - oświadczyła.
- To jedno z moich niedobrych przyzwyczajeń.
ZresztÄ… Lewisowie sÄ… znani jako bogata rodzina,
dlatego spytałem. Przypuszczam, że gdybyś nie chciała,
to nie musiałabyś pracować.
Maggie zamilkła na tak długo, że zaczął się
KLUCZ DO MIAOZCI \
zastanawiać, czy rzeczywiście nie uraził jej swoją
bezceremonialnością. W końcu odezwała się:
- Być może nie powinieneś tak bardzo wierzyć
w pogłoski. - W oczach miała teraz błyski, z których
Connor wyczytał, iż Maggie chowa głęboko jakieś
bardzo silne uczucie.
Dzień był ciepły i wietrzny. Nastrój Maggie
przypominał bryzę, poruszającą drzewami wzdłuż
autostrady, coś nie dawało jej spokoju. Przebywanie
z Connorem wyzwoliÅ‚o w niej wiele na wpół zapom­
nianych tęsknot, uczuć z czasu, kiedy nie miała
jeszcze męża i nie weszła w wielki świat rodziny
Lewisów. Teraz ciążyło na niej zbyt wiele zobowiązań,
żeby mogła być tak wolna i swobodna jak Connor,
ale tego popołudnia pozwoliła sobie na trochę
zapomnienia w świeżej atmosferze, którą zdawał się
wnosić do jej życia.
- Teraz wiem, dokąd jedziemy - powiedziała, gdy
skręcił. - Do Marblehead, prawda?
- Zgadłaś. - Connor prowadził furgon po coraz
węższej drodze, wiodącej do centrum tego starego
portowego miasta.
- Nie zgadywałam. Mój mąż zwykle trzymał tu
swój jacht, chociaż raczej nie miał czasu, żeby robić
z niego użytek. Ale zawsze zdarzało się kilka weekendów
w lecie, kiedy przyjeżdżaliśmy trochę pożeglować.
- Lubisz żeglować? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl