[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie pojawiła się, odkąd Sebastiana przyłapano na gorącym uczynku w sypialni Mary i lady Valery szalenie
pragnęła wiedzieć dlaczego. Majątek Fairchiidów na zawsze wydostaje się spod ich władzy, a kobieta, która
wyraznie kierowała wszystkimi ruchami Bubba, nagle znika. Starsza dama przenikliwie śledziła uśmiechy
Bubba i jego wzruszanie ramionami, widziała więc również jego skonsternowane spojrzenia, które rzucał,
gdy sądził, że nikt go nie widzi.
Był wyraznie zagubiony bez żony u boku. Gdy Mary wstała i powiedziała, że jest zdecydowana poślubić
Sebastiana, nie zdbbył się na nic więcej, tylko niewyrazny bełkot. Nora przynajmniej powiedziałaby coś
inteligentnego, lecz nawet ślub nie wyciągnął jej z kryjówki. Gdzie może być dama rodziny FairchiIdów w
środku ważnego przyjęcia?
Oczywiście, lady Valery przyznała się przed sobą, że odczuła ulgę, iż Nora się nie pojawiła, by pomóc
oblężonej Mary. Nikt lepiej od lady Valery nie znał siły umysłu Mary, przyklaskiwała więc wszystkiemu, co
Sebastian powiedział lub zrobił, by przekonać tę upartą dziewczynę do małżeństwa. Teraz nowoż~ńcy stali
razem, przyjmując gratulacje od gości. Zadna panna młoda nigdy nie wyglądała bardziei uroczo niż Mary w
jasnozielonej sukni i wianku z kwiatów żarnowca na włosach. Zaden pan młody nie był bardziej przystojny
niż Sebastian, ubrany w zwykłą surową czerń, lecz z tak triunafującym uśmiechem, że lady Valery sądziła,
iż Mary musi w duchu chcieć wy_ bić mu ten triumf z głowy.
Lady Valery niewątpliwie swędziała ręka na widok tej triumfalnej miny. Czy zdawał sobie sprawę, że to
ona wszystko zaplanowała? Ze wciągnęła go w tę pułapkę? Nie miał prawa wyglądać na tak zadowolonego
i lady Valery zanotowała w myślach, że musi powiedzieć mu o tym w pierwszej chwili, gdy będzie to
możliwe.
Bubb stał przy orkiestrze, prosząc wszystkich o uwagę, i roześmiani goście umilkli.
- Jeszcze raz - powiedział grzmiącym głosem - Fairchiidowie celebrują w swej rodzinie wesele. Lord
Whitfield wnosi nie tylko tytuł i fortunę ... - Lady Valery skrzywiła się. - Ten ślub zakończył również
długotrwałą waśń między naszymi rodzinami. Jako głowa rodziny Fairchiidów szczerze witam lorda
Whitfielda na jej łonie.
Grzeczny aplauz zakończył przemowę, choć lady Valery wiedziała, że większość gości wolała uciechę z
otwartej niechęci, niż ze sztucznej harmonii. Sebastian skłonił się Bubbowi. Gdy Bubb zrewanżował się
ukłonem, Mary wyglądała na najbardziej szczęśliwą od początku wieczoru.
Wtedy odezwał się Leslie:
- Dobrze powiedziane, bratanku. Zbyt wiele szumu było wokół młodzieńczego wybryku, który miał
miejsce tak wiele lat temu.
Uśmiech Sebastiana zniknął.
- Moi bracia i ja chcemy pokazać, że nie żywimy urazy wobec rodziny Whitfieldów ...
- Urazy! - wykrzyknął Sebastian.
- I chcemy wręczyć nowożeńcom prezent. - Leslie uśmiechnąl się słodko do oburzonego Duranta i gestem
zaprosił kogoś, kto stał za drzwiami sali baloweJ.
Lady Valery pomyślała o złym gnomie, który obdarowując solenizantów niszczy całe święto.
Czterech mężczyzn dzwigało wielki i ciężki przedmiot, okryty narzutą. Postawili go na podłodze i od-
sunęli się, a Leslie zdarł zasłonę.
Była to mniej więcej metrowa rzezba z brązu, przedstawiająca ogiera stojącego dęba. Praca rzezbiarza była
wyjątkowa. Lady Valery widziała każdy mięsień i żyłę na ciele konia. Uniesione kopyta błyszczały od
wypolerowania, a wznoszący się pod brzuchem organ był dumnie wzniesiony.
W sali balowej zapadła głucha cisza. Potem ktoś nerwowo zachichotał.
A lady Valery, której słuch nie zawodził, usłyszała szept Bubba:
- Boże, ratuj ...
Sebastian sam wyglądał jak posąg, stał nieporuszenie, a jego twarz pozbawiona była jakichkolwiek
emocji. Mary, biedaczka, nie rozumiała w ogóle, co się stało, i nawet zdawało się, że jej to nie obchodzi.
Wpatrywała się tylko w jednego z towarzyszących lokajów z narastającą zgrozą.
Lady Valery spojrzała na niego również.
To był ten przeklęty oślizły lokaj, który rozmawiał z Mary na korytarzu. Nie znając jego imienia, ani nie
wiedząc, komu służył, lady Valery nie zdołała go znalezć. Teraz, gdy przydybała tego błazna, Leslie skiero-
wał swój fałszywy, zły uśmiech na Mary. Teatralnym gestem wskazał rzezbę. - Niech ten posąg przypomina
wam, jak powinien wyglądać prawdziwy ogier.
Mary nie zwróciła na niego uwagi, lecz Sebastian patrzył na starego człowieka tak, jakby planował
morderstwo, a Leslie miał na tyle zdrowego rozsądku, by schować się za rzezbę.
Wtedy zamieszanie przy dr.zwiach zwróciło w tym kierunku wszystkie głowy. Głosy stamtąd grzmiały
oburzeniem lub złością i rozchodziły się w nienaturalnej ciszy zniszczonej uroczystości. Kłąb walczących [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl