[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i wtedy to odczułam. Kiedy zabili Boba,
232
płakałam po całych dniach. Nie zamierzam opłakiwać jego ojca. Chciałam, żeby
umarł.
- A zatem pragnienie się spełniło.
- Nie całkiem. Umarł za wcześnie albo nie dość wcześnie. Wszyscy pomarli za
wcześnie. Gdyby Miranda wyszła za tamtego, Ralf zmieniłby testament i wszystko
byłoby dla mnie. - Rzuciła mi przebiegłe spojrzenie. - Wiem, co pan musi myśleć. %7łe
jestem złą kobietą, Ale naprawdę nie jestem zła. Mam tak niewiele. Nie widzi pan
tego? Muszę się troszczyć o tę odrobinę, którą posiadam.
- O połowę pięciu milionów dolarów - powiedziałem.
- Nie chodzi o pieniądze, ale o władzę, jaką dają. Tak bardzo była mi potrzebna.
Teraz Miranda odejdzie i zostawi mnie zupełnie samą. Proszę się zbliżyć i usiąść tu
na chwilę. Mam takie straszne lęki przed zaśnięciem. Myśli pan, że będę musiała
widzieć jego twarz co wieczór przed snem?
- Nie wiem, proszę pani. - Litowałem się nad nią, ale inne uczucia były silniejsze.
Podszedłem do drzwi i zamknąłem je z drugiej strony.
Pani Kromberg wciąż jeszcze była w hallu.
- Słyszałam, jak pan mówił, że pan Sampson nie żyje.
- To prawda. Pani Sampson jest zbyt zamroczona, żeby rozmawiać. Nie wie pani,
gdzie jest Miranda?
- Chyba gdzieś na dole.
Znalazłem ją w salonie; obejmując ramionami nogi siedziała na podnóżku przed
kominkiem. Lampy były pogaszone i przez wielkie środkowe okno widziałem
ciemne morze i srebrzysty horyzont.
Podniosła oczy, kiedy wszedłem do pokoju, ale nie wstała na moje powitanie.
- Czy to pan, panie Archer?
- Tak. Mam pani kilka rzeczy do powiedzenia.
- Znalazł go pan? - Rozżarzone polano na kominku
233
rozjaśniało jej głowę i szyję kapryśnym różowym blaskiem. Oczy miała czarne,
szeroko rozwarte i nieruchome. "
- Tak. Nie żyje.
- Wiedziałam, że tak będzie. Od początku już nie żył, prawda?
- Niestety nieprawda.
- Co pan przez to rozumie? Odłożyłem wyjaśnienie na pózniej.
- Odzyskałem pieniądze.
- Pieniądze?
- To. - Cisnąłem jej torbę pod nogi. - Sto tysięcy.
- Nie zależy mi na nich. Gdzie go pan znalazł?
- Niech pani posłucha, Mirando. Jest pani zdana na samą siebie.
- Niezupełnie - odparła. - Dziś po południu wyszłam za Alberta.
- Wiem. Mówił mi o tym. Ale musi się pani wynieść z tego domu i zatroszczyć o
siebie. Po pierwsze musi pani schować te pieniądze. Z wielkim trudem je
odzyskałem, a ich część może się pani przydać.
- Bardzo mi przykro. Gdzie je umieścić?
- W sejfie w gabinecie, zanim złoży je pani w banku.
- Dobrze.
W przypływie stanowczości wstała i poprowadziła mnie do gabinetu. Ręce miała
sztywne, ramiona uniesione, jakby opierały się zaciskowi z góry.
Kiedy otwierała sejf, z podjazdu dobiegł warkot odjeżdżającego samochodu.
Obróciła się do mnie z nieporadnością bardziej pociągającą niż wdzięk.
- Kto to był?
- Albert Graves. Przywiózł mnie tutaj.
- Czemu, na litość boską, nie wszedł do środka? Zebrałem resztki odwagi, żeby jej
powiedzieć:
- Dziś wieczór zamordował pani ojca.
Nie mogąc złapać tchu poruszała wargami, po czym z wysiłkiem wykrztusiła;
234
- %7łartuje pan, prawda? On by nie mógł.
~ Zrobił to. - Uciekłem się do faktów. - Po południu dowiedziałem się, gdzie
trzymają pani ojca. Zadzwoniłem do Gravesa z Los Angeles i powiedziałem, że ma
jak najszybciej jechać tam z szeryfem. Graves dotarł na miejsce przede mną, bez
szeryfa. Ja po przybyciu tam nic nie zauważyłem. Zaparkował wóz tak, że nie było
go widać, i siedział cicho w budynku razem z pani ojcem. Wszedłem do środka, a
wtedy uderzył mnie od tyłu i straciłem przytomność. Kiedy ją odzyskałem, udawał,
że właśnie przed chwilą się zjawił. Ojciec pani nie żył. Ciało było jeszcze ciepłe.
- Nie mogę uwierzyć, że Albert to zrobił.
- A jednak pani wierzy.
- Ma pan dowody?
- Będzie to musiał być dowód rzeczowy. Nie miałem czasu go szukać. Znalezienie
dowodu to sprawa policji.
Opadła na skórzany fotel.
- Tylu ludzi umarło. Ojciec i Alan...
- Obu zabił Graves.
- Alana zabił w pańskiej obronie. Mówił mi pan...
- To nie takie proste - odparłem. - Było to usprawiedliwione zabójstwo, ale i coś
więcej. Nie musiał zabijać Taggerta. Jest dobrym strzelcem. Mógł go tylko zranić.
Ale chciał jego śmierci. Miał swoje powody.
- Jakie mianowicie?
- Chyba jeden z nich jest pani znany.
Uniosła twarz do światła. Zdawało mi się, że dokonała wyboru i zdecydowała się na
odwagę.
- Tak, jest mi znany. Byłam zakochana w Alanie.
- Ale zamierzała pani wyjść za Gravesa.
- Zdecydowałam się dopiero wczoraj wieczór. Chciałam wyjść za mąż, a on wydawał
mi się odpowiednim kandydatem.  Lepiej żyć w małżeństwie niż płonąć".
- Postawił na panią i wygrał. Ale stawiał na coś
235
jeszcze, co nie wypaliło. Wspólniczka Taggerta nie zabiła pani ojca. Więc Graves
sam go udusił.
Rozpostartą dłonią przysłoniła sobie oczy i czoło. Niebieskie żyły na jej skroniach
były młodzieńcze i delikatne.
- To niewiarygodnie obrzydliwe - powiedziała. -Nie potrafię zrozumieć, jak on to
zrobił.
- Zrobił to dla pieniędzy.
- Ale jemu nigdy na nich nie zależało. To między innymi w nim podziwiałam. -
Opuściła rękę i zobaczyłem, że gorzko się uśmiecha. - Niemądrze lokowałam swoje
uczucia.
- Może był taki okres, kiedy Gravesowi nie zależało na pieniądzach. Może są takie
miejsca, gdzie mógłby pozostać na nie obojętny. Santa. Teresa do nich nie nfe*ma,
jesftylko na pół żywy. Musiała mu doskwierać praca u milionerów, obracanie ich
pieniędzmi i fakt, że sam nic nie posiada. Nagle dostrzegł szansę zostania
milionerem. Uświadomił sobie, że najbardziej z wszystkiego na świecie pragnie
pieniędzy.
- Wie pan, o czym w tej chwili marzę? - zapytała. -Marzę, żeby nie mieć pieniędzy i
płci. Jedno i drugie sprawia więcej kłopotu, niż jest dla mnie warte.
- Nie można winić pieniędzy o to, co robią z ludzmi. Zło tkwi w ludziach, a pieniądze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl