[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdobyć się na minimum grzeczności wobec niego, Technika. Kalkulator zapytał:
- Chce pan widzieć się ze Starszym Kalkulatorem Twissellem? Harlan
poruszył się nerwowo.
- Tak, Kalkulatorze (A to głupiec! Co on sobie myśli: po co się dzwoni do
czyichś drzwi! %7łeby złapać kocioł?).
- Obawiam się, że to niemożliwe - oświadczył Kalkulator.
- Sprawa jest tak ważna, że trzeba go obudzić - odparł Harlan.
- Możliwe - zgodził się tamten. - Ale on jest w podróży. Nie ma go w 575
Stuleciu.
- Więc dokładnie kiedy jest? - zapytał Harlan. Kalkulator spojrzał wyniośle.
- Nie wiem - powiedział.
- Aleja mam ważne spotkanie z samego rana.
- Pan ma spotkanie - rzekł Kalkulator, a Harlan omal nie wyszedł z siebie
widząc rozbawienie na jego twarzy.
Kalkulator mówił dalej, z uśmiechem:
- Przyszedł pan nieco za wcześnie, prawda?
- Muszę się z nim widzieć.
- Jestem pewny, że rano się zjawi. - Kalkulator uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Ale...
86
Kalkulator minął Harlana uważając, by go nie dotknąć nawet ubraniem.
Harlan zaciskał i otwierał dłonie. Patrzył bezradnie za Kalkulatorem, a
potem, ponieważ nie pozostało mu nic innego, wolno i nie całkiem przytomnie
wrócił do swego mieszkania.
Spał niespokojnie. Mówił sobie, że potrzebuje snu. Na siłę próbował wypocząć
i oczywiście nie udało mu się to. Sen przyszedł dopiero po nerwowych
rozmyślaniach.
Przede wszystkim była Noys.
Myślał gorączkowo, że nie ośmielą się zrobić jej krzywdy. Nie mogą odesłać
jej znowu w Czas, bez analizy oddziaływania na Rzeczywistość, a to potrwa wiele
dni, a może nawet tygodni. Ewentualnie mogliby zrobić jej to, czym groził mu
Finge: spowodować wypadek.
Ale właściwie nie brał tego pod uwagę. Tak drastyczna akcja nie była
potrzebna. Rada nie chciałaby się narażać na gwałtowną reakcję Harlana. (W
spokoju zaciemnionej sypialni i półśnie niektóre sprawy stawały się dziwacznie
nieproporcjonalne, lecz Harlan nie znajdował nic groteskowego w swej pewności,
że Rada Wszechczasów nie ośmieli się narazić na niezadowolenie Technika).
Bez wątpienia kobieta w niewoli może być wykorzystywana na różne sposoby.
Piękna kobieta z hedonistycznej Rzeczywistości. Harlan zdecydowanie odrzucił tę
myśl, ilekroć powracała. Było to bardziej nieprawdopodobne niż śmierć, której
nie mógł przecież brać pod uwagę.
Pomyślał o Twissellu.
Starego człowieka nie było w 575 Stuleciu. Gdzie się podziewał w tych
godzinach, kiedy powinien spać? Stary potrzebuje snu. Harlan wiedział, że
odbywają się dyskusje Rady. O nim. O Noys. O tym, co robić z niezastąpionym
Technikiem, którego nikt nie śmie ruszyć.
Zciągnął wargi. Jeśli nawet Finge złożył raport o dzisiejszym zamachu, w
najmniejszym stopniu nie wpłynie to na ich rozważania. Harlan będzie równie
niezbędny jak przedtem.
A Harlan bynajmniej nie był pewny, czy Finge złoży meldunek. Gdyby się
przyznał, że musiał się płaszczyć przed Technikiem, postawiłoby go to jako
Zastępcę Kalkulatora w złym świetle, więc może się na to nie zdecydował.
Harlan myślał teraz o Technikach jako o grupie, co ostatnio rzadko robił.
Jego nieco wyjątkowa pozycja jako człowieka Twissella i na pół Edukatora
utrzymywała go z dala od innych Techników. Lecz tak czy inaczej, Technikom
brakowało solidarności. Dlaczego tak było?
Czy musi wędrować przez 575 i 482 Stulecia prawie nie widując innych
Techników i nie rozmawiając z nimi? Czy muszą unikać siebie nawzajem? Czy
muszą postępować tak, jakby akceptowali stan, do którego przesądy innych ich
zmusiły?
W swej wyobrazni zmusił już do kapitulacji Radę w sprawie Noys, a teraz
stawiał dalsze żądania. Technikom trzeba pozwolić na stworzenie własnej
organizacji, regularne odbywanie zebrań - więcej przyjazni, lepsze traktowanie
ze strony innych Wiecznościowców.
Gdy wreszcie zapadł w sen, widział siebie jako bohaterskiego rewolucjonistę z
Noys u boku...
87
Obudził go sygnał drzwiowy. Szeptał do niego ochryple, z niecierpliwością.
Zebrał myśli na tyle, że mógł spojrzeć na mały zegar obok łóżka i jęknął.
Ojcze Czasie! Mimo wszystko zaspał.
Udało mu się sięgnąć z łóżka do właściwego guzika i płyta wizyjna wysoko na
drzwiach stała się przezroczysta. Nie znał twarzy, która się pojawiła, ale do
kogokolwiek należała, miała na sobie piętno władzy.
Otworzył drzwi i mężczyzna z pomarańczową naszywką Administracji wszedł
do pokoju.
- Technik Andrew Harlan?
- Tak, Administratorze. Ma pan do mnie interes? Administrator nie wyglądał
na speszonego wyrazną wojowniczością tego pytania. Powiedział:
- Pan był umówiony ze Starszym Kalkulatorem Twissellem?
- Więc?
- Mam pana poinformować, że się pan spóznił. Harlan wytrzeszczył oczy.
- O co chodzi? Pan jest z 575?
- Móją bazą jest 222-odparł tamten lodowato. -Zastępca Administratora
Arbut Lemm. Mam nadzór nad przygotowaniami i próbuję oszczędzić
niepotrzebnego zdenerwowania związanego z oficjalnymi zawiadomieniami przez
wizjofon.
- Jakie przygotowania? Jakie zdenerwowanie? O co tu chodzi? Miewałem już
konferencje z Twissellem. To mój przełożony. Nie mam powodu się denerwować.
Wyraz zdziwienia przebił się na krótką chwilę poprzez wystudiowaną
obojętność na twarzy Administratora.
- Więc pana nie poinformowano?
- O czym?
- Komitet Rady Wszechczasów odbywa posiedzenie właśnie w 575. Podobno
od wielu godzin ten rejon aż się trzęsie od plotek.
- I chcą się ze mną zobaczyć?
Zadając to pytanie Harlan myślał: oczywiście, że chcą się ze mną zobaczyć. O
czym mogliby radzić, jak nie o mnie?
Zrozumiał rozbawienie na twarzy Młodego Kalkulatora, którego spotkał
przed drzwiami Twissella ubiegłego wieczoru. Kalkulator wiedział o
projektowanym posiedzeniu komitetu i bawiła go myśl, że Technik spodziewa się
spotkać z Twissellem właśnie w tym czasie. Bardzo zabawne - pomyślał gorzko
Harlan.
Administrator powiedział:
- Otrzymałem rozkazy. Nic więcej nie wiem. - A potem spytał, nadal
zdziwiony: - Więc pan nic o tym nie słyszał?
- Technicy - odparł Harlan sarkastycznie - żyją w izolacji.
Pięciu, nie licząc Twissella! Wszystko Starsi Kalkulatorzy, każdy z nich miał
za sobą co najmniej trzydzieści piąć lat w Wieczności. Jeszcze sześć tygodni temu
Harlan byłby zaszczycony jedząc obiad w takim towarzystwie, oszołomiony
połączeniem odpowiedzialności i siły, jaką reprezentowali. Wydawaliby mu się
olbrzymami.
Teraz byli przeciwnikami, gorzej nawet - sędziami. Nie miał czasu na
poddawanie się wrażeniom. Musiał planować swoją strategię.
88
Mogli jeszcze nie wiedzieć, że on uświadamia sobie, iż oni mają Noys. Mogli
nie wiedzieć, jeśli Finge nie opowiedział im o swym ostatnim spotkaniu z
Harlanem. A w jasnym świetle dnia Harlan był jeszcze bardziej niż dotychczas
przekonany o jednym: Finge nie jest człowiekiem, który rozgłaszałby, że został
sterroryzowany i znieważony przez Technika.
Harlan uznał za wskazane nie ujawniać na razie tego bardzo korzystnego
faktu, pozwolić im na zrobienie pierwszego posunięcia, wypowiedzenie
pierwszego zdania, które rozpocznie potyczkę.
Ale im się najwyrazniej nie śpieszyło. Spoglądali na niego łagodnie,
spożywając abstynencki obiad, jakby Harlan był interesującym obiektem badań
naukowych. Harlan w desperacji przyglądał im się również.
Znał ich wszystkich ze słyszenia i z trójwymiarowych zdjęć w comiesięcznych
filmach informacyjnych. Filmy koordynowały działalność różnych sekcji
Wieczności i były obowiązkowe dla wszystkich Wiecznościowców, poczynając od
stopnia Obserwatora.
August Sennor, ten łysy (nawet bez brwi i rzęs), niewątpliwie interesował
Harlana najbardziej. Po pierwsze, z powodu niesamowitych ciemnych,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]