[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Janie znowu walczy, czuje, że zaczyna się dusić. Wie, że jeśli się nie
wydostanie, umrze. Cabe! - krzyczy w myślach. Zabierz mnie stąd!
Ale on jej nie słyszy.
Zbiera w sobie resztki sił i próbuje się wydostać, Wydaje z siebie jęk, który
boleśnie przeszywa całe jej ciało. Kiedy koszmar znowu przybiera postać kobiety,
Janie ledwo udaje się wyrwać z jego pęt.
Z trudem łapie powietrze.
- Janie? - Cabel odzywa się łagodnym, ale niecierpliwym głosem.
Dotyka jej skóry, od czoła po policzki. Chwyta ją za ramiona i zanosi na krzesło.
- Wszystko w porządku?
Janie nie jest w stanie mówić. Nic nie widzi. Jej ciało jest odrętwiałe. Może jedynie
kiwać głową.
Po chwili, w drugiej części pokoju słyszą jakiś dzwięk.
To na pewno nie Henry.
Janie słyszy, jak Cabel przeklina pod nosem.
- Dzień dobry - mówi mężczyzna. - Nazywam się doktor Ming.
Janie prostuje się na krześle, na tyle, na ile może. Ma nadzieję, że Cabel stoi przed nią.
- Cześć - odpowiada Cabe. - My... Ja... Jak on się dzisiaj czuje? Dopiero co
przyszliśmy.
Doktor Ming nie odpowiada od razu, a Janie czuje, że zaczyna się pocić. Boże, on się
na mnie gapi, myśli.
- Czy wy?
- Jesteśmy jego dziećmi.
- A ta młoda dama dobrze się czuje?
- Jasne. To jest... - Cabel wzdycha i głos mu się urywa. - To jest dla nas naprawdę
ciężki okres.
Janie wie, że kręci, by dać jej trochę czasu.
- Oczywiście - mówi doktor. - Cóż.
Janie powoli odzyskuje wzrok i spostrzega, że doktor Ming patrzy na kartę.
- To się może stać w każdej chwili, ale równie dobrze może jeszcze trochę potrwać.
Trudno powiedzieć.
Janie chrząka i przechyla się na krześle, żeby zobaczyć coś więcej.
- Czy jego mózg umarł?
- Hm? Nie, obserwujemy jeszcze jakąś aktywność.
- Co mu dokładnie jest?
- Tak naprawdę nie wiemy. To mógł być guz, może seria udarów. Ale bez operacji,
nigdy się tego nie dowiemy. A ojciec wyraznie zaznaczył, że nie życzy sobie żadnych akcji
ratowniczych. A najbliższa krewna, zapewne wasza matka, nie podpisała zgody na operację. -
Mówi to tak litościwym tonem, że Janie od razu zaczyna go nienawidzić.
- Jest ubezpieczony? - przerywa mu Janie.
Doktor sprawdza coś w papierach.
- Najwyrazniej nie.
- A jakie są szanse, że operacja mu pomoże? Będzie normalnie funkcjonować?
Doktor Ming zerka na Henry'ego, jakby chciał ocenić jego szanse.
- Nie wiem. Na pewno nie będzie już sam mieszkać. O ile w ogóle przeżyje operację. -
Znowu zerka na kartę.
Janie powoli kiwa głową. To dlatego. Dlatego tu leży. I jeszcze te papiery. Dlatego nic
nie robią. Próbuje zachować spokój, ale w jej głosie słychać zdenerwowanie.
- To ile kosztuje oczekiwanie na śmierć?
Doktor kręci głową.
- Nie wiem, to już pytanie do działu księgowego - Zerka na zegarek. Odkłada kartę. -
Dobrze, to już wszystko.
Szybko wychodzi z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Po jego wyjściu Janie patrzy na Cabela gniewnym wzrokiem.
- Nigdy więcej nie pozwól, by do tego doszło! Nie widziałeś, że wpadłam w pułapkę?
Nie mogłam się wydostać. Myślałam, że umrę.
Cabel otwiera usta. Jest zaskoczony i urażony.
- Widziałem, że walczysz, ale nie byłem pewien, czy nie będziesz na mnie wściekła,
jeśli ci przerwę. Poza tym co niby miałem zrobić? Ciągnąć cię po korytarzu? Jesteśmy w
pieprzonym szpitalu, Hannagan. Gdyby ktoś zobaczył cię w takim stanie, w pięć sekund zna-
lazłabyś się na wózku i utknęlibyśmy tu na cały dzień, nie wspominając już o rachunku za tę
przyjemność.
- Lepsze to niż kraina wiecznego szumu. Nic dziwnego, ze facet oszalał. Ja ledwo
żyję, a spędziłam tam zaledwie kilka minut. Poza tym - Janie dodaje chłodno, wskazując na
drzwi od łazienki - a to co?
Cabel przewraca oczami.
- Nie pomyślałem, w porządku? Nie zamierzam skupiać się tylko na twoich głupich
problemach. Jest więcej...
Zaciska usta.
Janie nieruchomieje.
- O rany. - Cabel podchodzi do niej i spogląda na nią przepraszającym wzrokiem.
Janie się cofa.
Kręci głową i patrzy gdzieś w bok. Zakrywa usta, a w jej oczach zbierają się łzy.
- Janie, nie. Nie chciałem tego powiedzieć.
Janie zamyka oczy i głośno przełyka ślinę.
- Nie - mówi powoli Janie. Wie, że to prawda. - Masz rację. Przepraszam. - Zmieje się
ponuro. - Dobrze, że o tym mówisz.
- Daj spokój - jąka się Cabel. - Chodz do mnie. - Ponownie się do niej zbliża i tym
razem Janie podchodzi bliżej. Cabel przejeżdża palcami po jej włosach i przytula ją. Całuje ją
w czoło. - Ja też przepraszam. I wcale tak nie jest. Nie to chciałem powiedzieć.
- Czyżby? Chcesz powiedzieć, że nie obchodzi cię to, co się ze mną stanie? I jak to
wpłynie na twoje życie?
- Janie... - Cabel patrzy na nią bezradnym wzrokiem.
- Co?
- Co chcesz usłyszeć?
- Chcę, żebyś powiedział prawdę. Nie martwisz się? Ani trochę?
- Janie - zaczyna znowu Cabel. - Nie rób tego. Czemu to robisz?
Nie odpowiada na pytanie.
Dla Janie wszystko jest jasne. Zamyka oczy.
- Jestem trochę zdenerwowana - szepcze po chwili, u potem potrząsa głową.
Przynajmniej teraz już wie. - Mam sporo na głowie.
- Naprawdę? - Cabel śmieje się lekko.
- Niezłe wakacje, co?
Cabel prycha.
- Taa. Kiedy wygrzewaliśmy się w słońcu?
Janie myśli o matce, ojcu i o tym wszystkim. O Cabelu i głupich problemach, jak
mówi Cabel. Poza tym kto zapłaci za szpital? Oby tylko Henry miał pieniądze, ale wygląda na
bezdomnego.
- Nie ma ubezpieczenia - jęczy na głos. Wali głową w piersi Cabela.
- To nie twój problem.
Janie wzdycha.
- To dlaczego czuję się odpowiedzialna?
Cabel milczy.
Janie patrzy na niego.
- Co? - pyta.
- Chcesz analizy?
Zmieje się.
- Jasne.
- Pewnie będę tego żałował, ale wygląda to tak. Przyzwyczaiłaś się do tego, że jesteś
odpowiedzialna za matkę. Teraz widzisz tego gościa. Ktoś ci powiedział.
Ile to twój ojciec i instynkt od razu ci podpowiada, żeby i za niego wziąć
odpowiedzialność, bo wygląda jeszcze gorzej niż twoja matka. A myśleliśmy, że to nie-
możliwe.
Janie wzdycha.
- Próbuję tylko przez to wszystko przejść, rozumiesz? Staram się z tym wszystkim
uporać po kolei, w nadziei że to już koniec. A potem patrzę i widzę, że nic z tego. Zaraz
pojawia się coś nowego. Chcę się wreszcie od tego uwolnić. - Janie patrzy na Henry'ego i
podchodzi do łóżka. - Ale nigdy tak nie będzie - mówi. Długo patrzy na ojca.
Myśli.
Myśli.
Może czas na zmiany.
Czas zająć się tylko jedną osobą.
- Chodzmy - mówi w końcu. - Chyba nic nie możemy dla niego zrobić. Poczekamy, aż
zadzwonią do mojej matki, jak on... Gdy będzie po wszystkim.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]