[ Pobierz całość w formacie PDF ]
puszcza. Okręcił się wokół, gotów stawić czoło niewidzialnemu napastnikowi.
Stał tam Dwie Skarpety, sapiąc jak bokser w przerwie między rundami.
Porucznik Dunbar spoglądał na niego przez kilka sekund.
Dwie Skarpety zerknął od niechcenia w kierunku domu, jakby myślał, że gra dobiega
końca.
- Więc dobrze - powiedział łagodnie porucznik, unosząc ręce na znak poddania. -
Możesz iść albo zostać tutaj. Nie mam już na to czasu.
Mógł to być leciutki hałas albo coś, co przyniósł wiatr. Cokolwiek to było, Dwie
Skarpety to wychwycił. Okręcił się raptownie i ze zjeżoną sierścią wbił ślepia w szlak.
Dunbar skierował wzrok w ten sam punkt i natychmiast zobaczył Wierzgającego Ptaka w
towarzystwie dwóch mężczyzn. Byli blisko i przyglądali mu się z grzbietu skarpy.
Dunbar ochoczo pomachał rękami i zaczął wołać Witajcie , podczas gdy Dwie
Skarpety zaczął wymykać się chyłkiem.
10
Wierzgający Ptak i jego przyjaciele przyglądali się przez jakiś czas, wystarczająco
długo, żeby obejrzeć całe widowisko. Byli wielce rozbawieni. Wierzgający Ptak wiedział
również, że był świadkiem czegoś bezcennego, czegoś, co podsunęło mu rozwiązanie jednej z
łamigłówek wiążących się z białym człowiekiem... łamigłówki, jaką było jego imię.
Mężczyzna powinien mieć prawdziwe imię, pomyślał zjeżdżając na spotkanie z
porucznikiem Dunbarem, a szczególnie gdy jest to biały, który postępuje jak ten.
Przypomniał sobie jego stare imiona, jak Człowiek Który Błyszczy Jak Znieg, i parę
nowych, którymi go przezywano, na przykład Ten Który Znajduje Bizony. Tak naprawdę
żadne z nich nie pasowało. A już na pewno nie Jan.
Był pewien, że to jest właściwe. Współgrało z osobowością białego żołnierza. Pod
tym imieniem ludzie go zapamiętają. A sam Wierzgający Ptak, mając na poparcie swoich
słów dwóch świadków, był obecny przy tym, jak Wielki Duch je objawił.
Powtórzył je sobie kilkakrotnie, zjeżdżając ze skarpy. Jego brzmienie było równie
dobre jak ono samo.
Tańczący Z Wilkami.
ROZDZIAA XXI
1
Był to w jakimś spokojnym sensie jeden z najpomyślniejszych dni w życiu porucznika
Dunbara.
Rodzina Wierzgającego Ptaka powitała go z ciepłem i szacunkiem, dzięki któremu
poczuł się kimś więcej niż zwykłym gościem. Byli prawdziwie szczęśliwi, że go widzą.
Wraz z Wierzgającym Ptakiem zasiedli do palenia fajki, które dzięki nieustannym, acz
przyjemnym przerwom przeciągnęło się do póznego popołudnia.
Pogłoska o imieniu porucznika Dunbara i o tym, jak je otrzymał, rozeszła się po
obozie jak zwykle z zadziwiającą szybkością i wszelkie męczące podejrzenia, które ludzie
mogliby żywić w stosunku do białego żołnierza, rozwiały się pod wpływem tych tchnących
otuchą wieści.
Nie był bogiem, ale nie był również podobny do żadnych owłosionych ust, z którymi
się dotychczas zetknęli. Był człowiekiem magii. Wojownicy nieustannie wpadali, niektórzy,
żeby się przywitać, inni, chcąc jedynie rzucić okiem na Tańczącego Z Wilkami.
Porucznik większość z nich rozpoznał. Z przybyciem każdego wstawał i po swojemu
lekko się skłaniał. Niektórzy się odkłaniali. Nieliczni podawali rękę, tak jak to widzieli u
niego.
O niewielu rzeczach byli w stanie porozmawiać, ale porucznik coraz lepiej radził sobie
na migi, a w każdym razie dość dobrze, żeby podać udoskonaloną wersję dokonań ostatniego
polowania. Wokół tego skupiła się zasadnicza część odwiedzin. Po paru godzinach nieustanny
napływ gości przerzedził się, a potem ustał i Dunbar właśnie zastanawiał się, dlaczego nie
widział Tej Która Stoi Z Pięścią i czy jest ona zapisana w kolejce, gdy wszedł Wiatr W Jego
Włosach.
Zanim wymieniono powitania, uwagę obu mężczyzn przyciągnęły przedmioty, które
wymienili: rozpięty kaftan i lśniący napierśnik. Dla obu była to okazja, by upewnić się raz
jeszcze bystrym spojrzeniem.
Kiedy wymieniali uścisk dłoni, porucznik Dunbar pomyślał: lubię tego faceta; miło go
znów widzieć.
Te same uczucia zdominowały myśli Wiatru W Jego Włosach i zasiedli razem do
przyjaznej pogawędki, mimo że żaden nie rozumiał, co mówi drugi.
Wierzgający Ptak kazał żonie podać jedzenie i cała trójka zabrała się wkrótce do
posiłku złożonego z pemikanu i jagód. Jedli bez słowa.
Po posiłku nabito następną fajkę i obaj Indianie zatopili się w rozmowie, której treści
porucznik nie był w stanie odgadnąć. Z gestykulacji i tonu wywnioskował jednak, że sprawa
dotyczyła czegoś, co wykraczało poza ramy błahej pogaduszki.
Wydawało się, że planują jakąś akcję, więc nie był zaskoczony, gdy pod koniec
rozmowy obaj mężczyzni wstali i wychodząc z wigwamu poprosili go, by za nimi podążył.
Dunbar poszedł krok w krok za nimi na tyły tipi Wierzgającego Ptaka, gdzie czekała
na nich skrytka z różnymi materiałami. Obok wysokiego stosu suchego chrustu stała zgrabna
sterta giętkich wierzbowych palików.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]