[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powoli nabrał powietrza do płuc.
- Kochasz? - szepnął. Nie wiedział, czy to prawda, czy tylko echo namiętności, jaką w niej
rozbudził. Ech, gdyby mógł zdobyć pewność...
- Cole, co przede mną ukrywasz? - spytała miękko i czule. Ogarnęła go ciepłym
spojrzeniem. W odpowiedzi musnął palcami jej policzek.
- Mroczne sekrety, Lacy - powiedział z goryczą. - Takie, o których nie chcę pamiętać.
Których nie chcę wyciągnąć na światło dzienne.
- To nie będzie miało znaczenia - powiedziała.
- Będzie - odparł bezbarwnym głosem. - Nawet bardzo duże.
- Powiedz mi, Cole. Spojrzał jej w oczy.
- Nie teraz.
- Trudno ci obdarzyć kogoś zaufaniem, prawda?
- Trudniej, niż myślisz. Zaufać to dopuścić bliżej. A ja przez całe życie byłem samotnikiem.
Ale jeśli cię to pociesza, z nikim nie zbliżyłem się tak bardzo jak z tobą.
Nagle zrobiło jej się bardzo przyjemnie.
- Czy to nie dziwne, że tak się ułożyły sprawy? - powiedziała. - Wyjechałam do San
Antonio z poczuciem, że wszystko skończone. A teraz...
- Czy przyszło ci kiedyś do głowy, że możesz po prostu być chwilowo zaślepiona? - spytał,
marszcząc czoło. - Jesteś raczej mało doświadczona i niewinna.
- George Simon kręcił się przy mnie bez przerwy - przypomniała. - Nie pozwoliłabym mu
się nawet dotknąć. I nawet po tym, co mi zrobiłeś, wolałabym ból od ciebie niż rozkosz od innego
mężczyzny.
- Nawet nie wiedziałaś, że nie skrzywdziłem cię umyślnie.
- Och, to wiedziałam. Dobrze cię znam, Cole. Widziałam, jak pielęgnujesz ptaka ze
złamanym skrzydłem. Widziałam, jak bandażujesz rany kojotom, tym wyjcom, które według
legendy zostają przy rannym człowieku i chronią go przed drapieżnikami, nim nadejdzie pomoc.
Inni ludzie je zabijają, ale ty nie. Człowiek, który jest zdolny do takiego współczucia dla dziko
żyjących zwierząt, raczej nikogo nie krzywdzi.
Odwrócił się. Boże, przejrzała go! Zaniepokoił się. Nikt dotąd nie zdołał tego zrobić.
- Budzisz strach w mężczyznach i przerażenie w kobietach - podjęła, ruszając w stronę
domu. - Ale ja od dawna cię kocham. Dlatego widzę cię w innym świetle.
- Nigdy nikogo nie kochałem - wycedził. - No, oczywiście rodzinę, ale nie o to chodzi,
prawda? - Spojrzał na nią. - Tyle nowego przeżywam, będąc z tobą. Mogę cię dotykać.
Obejmować. Pragnąć.
- Jak na początkującego, niezle ci idzie - powiedziała tonem doświadczonej kokoty i
zatrzepotała rzęsami.
Zamiast się obrazić, parsknął śmiechem.
- Ty przekoro - mruknął. - Uważaj, bo pchnę cię w to błoto i wezmę na miejscu.
- Och, ty szarlatanie! - rzuciła oskarżająco. - A mówiłeś, że naoglądałam się za dużo
filmów z Rudolfem Valentino.
Arogancko uniósł głowę.
- Wślizgnąłem się raz do kina, kiedy żaden z chłopaków nie patrzył, i obejrzałem cały film,
ten o szejku - przyznał się. - Nie wyobrażam sobie, jak producentom uszło to na sucho.
Wstrząsające!
- Założę się, że zbiją fortunę. Pamiętasz, jak on przyciska ją do ściany namiotu. I to
spojrzenie... - Zadrżała. - Przypomina mi ciebie.
- Naprawdę? - Cisnął papierosa na trawę i poderwał Lacy z ziemi. - Gdyby nie było tak, jak
jest, wróciłbym tam i kochał się z tobą. - Głową wskazał rozłożysty dąb, pod którym leżeli.
Z wahaniem objęła go za szyję. Nie chciała, żeby się zdenerwował.
- Cole, czy to ma coś wspólnego z tym, że nie chcesz mi pokazać swojego ciała i nie chcesz,
żebym go dotknęła? - odważyła się spytać.
Zadrgały mu powieki. Już miał coś powiedzieć, otworzył usta, gdy nagle odgłos końskich
kopyt zagłuszył i zniszczył nastrój bliskości. Cole obrócił głowę i zobaczył galopującego Turka.
Widok szefa z żoną w ramionach dziwnie rozbawił jezdzca.
- Przepraszam. Nie spodziewałem się, że się będziecie migdalić na środku drogi -
powiedział z południowym akcentem, zasłaniając oczy kapeluszem.
Lacy odchyliła się i posłała mu mordercze spojrzenie.
- Jak widać, nie jest pan jedynym znawcą kobiet w okolicy, Sheridan. - Ukazała zęby w
uśmiechu. - I na pewno nie ma pan takich ciemnych i pełnych żaru oczu.
Cole parsknął serdecznym śmiechem.
- Drugi Valentino - zakpił Turek. - Podobny jak dwie krople wody.
- Szukasz roboty? - spytał Cole. - Trzeba wyrzucić gnój ze stajni.
- Nie chcę wam przeszkadzać. - Turek szybko się wycofał. - Tylko że stary Cameron zbliża
się drogą, jakby jechał czołgiem. Musiał sporo wypić, bo gębę ma niczym piwonia. Chyba
będziesz miał kłopoty.
- Ciekawe, co ta mała Faye nagadała tatulkowi - westchnął rozezlony Cole. Odstawił Lacy
na ziemię. - Wiedziałem, że będą kłopoty, kiedy Ben jej powiedział, że nie przyjdzie na urodziny.
- Chyba nie w tym rzecz - oświadczył Turek, omiatając Lacy szybkim spojrzeniem.
- Znam życie - stwierdziła w odpowiedzi. - Nie zemdleję, jeśli wymówisz przy mnie słowo
seks .
Turek ryknął śmiechem, a Cole zrobił bardzo rozbawioną minę.
- Pewnie Ben ją uwiódł. Czy to dajesz nam z takim wysiłkiem do zrozumienia? - spytała
Lacy.
- Właśnie - odpowiedział swobodnie. Położył obie dłonie na łęku. - Przed wyjazdem do
San Antonio Ben wykradał się z domu dwa wieczory z rzędu. Raz sprawdziłem, dokąd się udał.
Pojechał do Cameronów.
- I? - niecierpliwił się Cole.
- Czekała na progu. Nikogo więcej w domu nie było. Samochodu tatusia nie było przed
domem.
Cole syknął pod nosem.
- O ku... ku. - W pół słowa przypomniał sobie o obecności Lacy. Zasady nie pozwalały mu
kląć przy kobiecie. %7ładen przyzwoity mężczyzna tego nie robi, choć jego ojciec z pewnością nie
szczędził matce mocnych słów. Lacy podniosła ręce.
- Poddaję się. I co my mamy z działalności sufrażystek? Równouprawnienie na papierze i
w wielkich miastach. - Ujęła się pod biodra i zmierzyła obu panów złym wzrokiem. Potem
wymówiła owo kłopotliwe słowo starannie i w pełnym brzmieniu, obdarzając mężczyzn
triumfalnym uśmiechem. - Czy nie to... Ej, Cole!
Mąż wziął energiczny zamach i mocno klepnął ją w pośladek, aż podskoczyła. Spiekła
raka.
- Powiedz to przy mnie jeszcze raz, a zobaczysz, co się stanie - zagroził. - Do diabła z
równouprawnieniem!
Turek starał się zamaskować uśmiech. Lacy tupnęła i odwróciwszy się, pobiegła do domu.
- Kobieta z temperamentem - stwierdził Cole, patrząc za nią z wyraznym zachwytem. -
Boże. Zdechnę, jeśli jeszcze raz mnie rzuci.
- Nie rzuci - powiedział Turek. - Ona na pewno nie.
- Ona niczego nie wie - powiedział Cole, przyglądając się Fordowi, zbliżającemu się długą
drogą dojazdową.
- Dla niej to nie będzie miało znaczenia. Nie zauważyłeś, idioto, jak ona na ciebie patrzy?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]