[ Pobierz całość w formacie PDF ]

to moje słabnące siły pozwalały:
 Proszę, pomóżcie mi! Proszę o ratunek dla nas Wszystkich!
Ale oni uśmiechali się i milczeli. Może myśleli, że są tak samo głodni i
spragnieni jak ja i że chodzi przecież o to, żebym zdobyła doświadczenie w
prowadzeniu. Może chcieli mi umożliwić nauczenie się czegoś, czego w żaden
sposób nie można nauczyć się inaczej. Nie wiem, co myśleli, wiem tylko, że nikt mi
nie ofiarował pomocy.
Szliśmy i szliśmy bez końca. Powietrze stało w miejscu. Zwiat był nam ciągle
wrogi, jakby chciał walczyć przeciwko naszej, a może tylko mojej, ingerencji. Nie
było znikąd pomocy. Nie było żadnego wyjścia... Moje ciało zesztywniało z upału i
przestało reagować na bodzce. Umierałam. Obserwowałam u siebie objawy
totalnego odwodnienia, a odwodnienie to śmierć.
W mojej głowie panował zupełny chaos. Myśli przeskakiwały z tematu na
temat. Przypomniałam sobie nagle mego ojca, wróciłam do czasów dzieciństwa i
młodości. Mój ojciec całe życie ciężko pracował. Był zatrudniony na kolei w Santa
Fe. Pamiętam, że był bardzo przystojny i że przez całe życie stale przy mnie stał;
zawsze mogłam liczyć na jego miłość i poparcie. A gdy trzeba było, dodawał mi
otuchy... Mama była w domu i czekała na nas. Widzę ją, jak karmi włóczęgów,
którzy w jakiś tajemniczy sposób wiedzieli, że ze wszystkich domów w tym mieście
nasz był jedynym, gdzie nigdy nie odmówi się pomocy. Moją siostrę zachowałam w
pamięci jako najlepszą studentkę na uczelni; była przy tym ładna i ogromnie
popularna w swoim środowisku. Jako dziecko mogłam godzinami patrzeć, jak się
ubierała na randkę. Gdy dorosłam, chciałam być taka sama jak ona. A mego
młodszego braciszka pamiętam, jak się tulił do naszego psa i narzekał, że wszystkie
dziewczynki w szkole chcą trzymać go za rękę. W dzieciństwie nasza trójka żyła w
75
ogromnej przyjazni. Bez względu na okoliczności zawsze się wzajemnie
popieraliśmy. Ale lata oddaliły nas od siebie. Dziś na pewno żadne z nich nie
wyczuwa, w jakiej teraz jestem rozpaczy...
Czytałam kiedyś, że gdy się umiera, całe życie przesuwa się jak film przed
naszymi oczami. Obrazy, które przesuwały się przed moimi oczami, nie były jednak
filmem, ale oderwanymi wspomnieniami z różnych okresów mego życia. Widziałam
na przykład siebie, jak stoję w kuchni i wycieram naczynia, a jednocześnie
powtarzam po cichu wymowę trudnych słów. Najtrudniejsze było dla mnie słowo
 air-conditioning  klimatyzacja. Długo się z nim zmagałam.
Wspominałam moją wielką miłość: zakochałam się w marynarzu. Przypomniał
mi się nasz ślub w kościele, cud narodzin pierwszego dziecka  synka i drugiego 
córki, a potem po kolei: moje studia, stopnie naukowe, posady i szkolenia. I nagle
uzmysłowiłam sobie, że umieram tak daleko od domu, gdzieś na australijskiej
pustyni. Dlaczego? Czy spełniłam w życiu to, do czego byłam powołana? Dobry
Boże!  powiedziałam do siebie. Pomóż mi zrozumieć, co się ze mną dzieje!
Nie musiałam zbyt długo czekać na odpowiedz.
Odbyłam ogromną podróż. Przejechałam prawie trzydzieści tysięcy kilometrów,
by opuściwszy rodzinne miasteczko w Ameryce, znalezć się w Australii. Mimo to
ani na jotę nie zmieniłam swojego sposobu myślenia.
Pochodzę ze świata, którym rządzi lewa półkula mózgu, wobec czego uczono
mnie logiki, zdrowego rozsądku, czytania, pisania, matematyki oraz
współzależności przyczyny i skutku. Teraz jednak znalazłam się w świecie, w
którym używa się raczej prawej półkuli mózgu: żyję pośród ludzi, którzy nie uznają
żadnego z naszych, rzekomo ważnych, wychowawczych i naukowych poglądów i
nie mają żadnych cywilizowanych potrzeb. Ci ludzie, wykorzystując po
mistrzowsku cechy typowe dla prawej półkuli mózgu, są twórczy i uduchowieni,
mają bogatą wyobraznię i wspaniałą intuicję i wierzą w magię. Nie uważają, że
koniecznie trzeba posługiwać się mową, gdyż umieją porozumiewać się za pomocą
myśli, modlitwy, medytacji, czy jak tam chcecie to nazwać... Tymczasem ja, prosząc
ich o pomoc, zwracałam się do nich donośnym głosem. Jakąż ignorantką musiałam
im się wydać? Każdy z Prawdziwych Ludzi prosiłby o to po cichu, mówiłby z duszy
do duszy, sercem do serca, włączyłby swoje myśli do myśli, która rządzi
wszechświatem. Ale chciałam być inna, różnić się od nich, nie być jedną z nich...
Ciągle mi powtarzali, że stanowimy  jedność . I oni rzeczywiście łączą się w jedność
z naturą, stanowią z nią nierozerwalną wspólność. Ale ja nie... Do tej pory byłam
tylko obserwatorem, trzymałam się od nich z daleka. Trzeba było zjednoczyć się z
nimi i z przyrodą i porozumiewać się z nią tak, jak to czynią Prawdziwi Ludzie.
I tak zdecydowałam postąpić. Postanowiłam zacząć od tego, że będę się z nimi
porozumiewała drogą telepatyczną.
Najpierw zwróciłam się do zródła tego objawienia i powiedziałam mu
 dziękuję , a potem użyłam całej swojej siły duchowej, by wykrzyczeć w myśli pod
adresem moich aborygeńskich przyjaciół:
 Pomóżcie mi! Proszę, pomóżcie mi!
I od razu oświeciła mnie myśl:  Trzeba włożyć kamyk do ust . Rozejrzałam się.
Nie było żadnych kamyków. Szliśmy po piasku tak gładkim i sypkim jak ten, co
76
przesuwa się w klepsydrze. Ale ta myśl ciągle we mnie tkwiła:  Trzeba włożyć
kamyk do ust . I nagle przypomniałam sobie kamyk, który swego czasu wybrałam
spośród wielu innych i wciąż trzymałam w rowku między piersiami. Leżał tam kilka
miesięcy. Zdążyłam o nim zapomnieć, ale teraz go wyjęłam, włożyłam do ust,
przewracałam w ustach językiem. Poczułam, jak powstaje w nich cudowna wilgoć i
wraca mi zdolność przełykania. W moje serce wstąpiła nadzieja. Może mimo
wszystko nie jest mi pisane dzisiaj umrzeć...
 Dzięki, dzięki, dzięki  powtarzałam w milczeniu. Może bym zapłakała, ale w
moim ciele nie było dość płynu, bym mogła wycisnąć z oczu choćby jedną łzę. Nie
ustawałam w przekazywaniu niemej prośby o pomoc.
 Mogę się uczyć, czego trzeba, zrobię wszystko, co należy, tylko pomóżcie mi
znalezć wodę! Nie wiem, co mam robić, nie wiem, czego mam wypatrywać, dokąd
iść...
I nagle odczytałam w swoich myślach polecenie:  Stań się wodą! Bądz wodą!
Jeśli potrafisz stać się wodą, znajdziesz ją! Początkowo nie wiedziałam, co to ma
znaczyć. Zdawało mi się, że to nie ma żadnego sensu.  Bądz wodą! ? To niemożliwe
 myślałam. Ale skoncentrowałam się na tym, by zapomnieć, że jestem
zaprogramowana przez lewomózgowe społeczeństwo. Odrzuciłam wszelką logikę.
Zrezygnowałam z posługiwania się rozumem. Zdałam się na intuicję i zamknąwszy
oczy... zaczęłam być wodą. Wciągnęłam w to wszystkie zmysły: czułam zapach
wody, smakowałam ją, słyszałam i widziałam wodę. Byłam zimna, niebieska,
przejrzysta, mętna, cicha, falująca; byłam lodem, topnieniem, mgłą, parą, deszczem,
śniegiem, mokrością, byłam orzezwiającą, bryzgającą, rozlewającą się, bezkresną
wodą. Byłam każdym wyobrażeniem wody, jakie mi tylko przyszło na myśl.
Szliśmy przez gładką równinę, płaską jak okiem sięgnąć. Tylko jedno małe
brązowe wzgórze sterczało na horyzoncie; wydma piaskowa, może dwumetrowej
wysokości, a na jej szczycie znajdował się niezbyt duży płaski głaz, który dziwnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl