[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie chcę pani do niczego zmuszać - powiedział Adam. - Myślałem po
prostu, że mielibyśmy okazję lepiej się poznać.
Znowu zapadła cisza, tym razem dłuższa i pełna napięcia.
- Myślę jednak, że to nie jest najgorszy pomysł - odezwał się w końcu
Adam. - Jeżeli nawet wyrażę zgodę, żeby go pani adoptowała, to przecież będę
go widywał do końca życia. Bo też do końca życia będzie moim siostrzeńcem.
Jeśli on w ogóle jest moim siostrzeńcem...
- 39 -
S
R
ROZDZIAA CZWARTY
- Jeśli on w ogóle jest moim siostrzeńcem?
Oczywiście, że Sam jest jego siostrzeńcem! Tego się nie da zmienić! Ale
zostać tu na cały miesiąc? Pracować razem z tym człowiekiem? Spotykać się z
nim potem przez całe życie?
Poczuła, jak ogarnia ją niepokój. Najbardziej może dlatego, że ten
człowiek nigdy już nie miał zniknąć z jej życia.
- Musiałabym poszukać jakiegoś mieszkania - zaczęła niepewnie, mając
nadzieję, że z tego powodu cały plan może nie dojść do skutku.
- Będzie pani mieszkać u mnie. To naprawdę duży dom.
- Będzie? - spytała, czując, jak krew uderza jej do głowy. Działo się tak
zwykle, gdy ktoś jej coś nakazywał. - Zabrzmiało to nie jak zaproszenie, lecz jak
rozkaz. Czy pan zawsze tak zwraca się do ludzi? Czy sprawia panu przyjemność
kierowanie ludzmi, którzy są od pana zależni?
- Niech mi pani lepiej mówi po imieniu. Nazywam się Adam, o czym z
pewnością musi pani wiedzieć, o ile cała ta historia nie została wyssana z palca.
Znała oczywiście jego imię, zauważyła też, że najbliższe otoczenie mówi
o nim  Fletch".
- To naprawdę dobry pomysł - powtórzył. - Będziemy się częściej
widywać, Sara będzie mógł się do mnie przyzwyczaić, a ja będę miał okazję
trochę panią poznać. O tyle rzeczy muszę panią przecież jeszcze zapytać. Czy
pani w ogóle pracuje? Jeśli nie, to jak go pani utrzyma? A jeśli tak, to co z nim
będzie, gdy pójdzie pani do pracy?
- Od roku nie pracuję, to znaczy przestałam pracować, kiedy Fiona u mnie
zamieszkała. A co by pan powiedział, gdybym miała pracę?
- To nie byłoby dla pani korzystne. Jestem przeciwny oddawaniu takiego
małego dziecka na cały dzień do żłobka.
- 40 -
S
R
- Kiedy go zaadoptuję, nie będzie już pan miał prawa robić żadnych uwag
na temat jego wychowania - rzekła. Od razu jednak dodała: - Z pewnością nie
oddam Sama do żłobka, ale poślę go pózniej do przedszkola. Dzieciom
potrzebne jest towarzystwo dzieci...
- Chciała pani powiedzieć "jeżeli go zaadoptuję", a nie  kiedy go
zaadoptuję" - przerwał. - Czy jest pani zamężna? O ile mi wiadomo, rodzice,
którzy starają się o adopcję, powinni mieć zawarty związek małżeński...
Sarah starała się opanować. Walka o Sama dopiero się przecież zaczęła.
- Osoby stanu wolnego także mogą występować o adopcję, tyle że to
dłużej trwa.
- Już pani mówiłem, że nie obchodzą mnie decyzje urzędowe. Dziecko
potrzebuje przecież zarówno ojca, jak i matki. Co by pani powiedziała, gdybym
postanowił oddać Sama tylko parze małżeńskiej?
Czuła, jak krew odpływa jej z twarzy.
- Nie może mi pan tego zrobić. Nie może pan jemu tego zrobić -
wyszeptała i zaraz potem poczuła złość.
Jeśli ten człowiek chce wojny, będzie ją miał!
- Sam nie miał żadnej matki poza mną. Zabranie go ode mnie byłoby
okrucieństwem, a co więcej, chłopiec zapewne do końca życia nie pozbyłby się
urazu psychicznego z tego powodu. Ale jeśli postanowi pan oddać Sama tylko
parze małżeńskiej, to... to ja wyjdę za mąż!
Adam zaniemówił, a Sarah uśmiechnęła się, czując, że odniosła małe
zwycięstwo.
- Pani chyba żartuje...
- Myli się pan, panie doktorze. Gotowa jestem zapłacić za Sama każdą
cenę.
- Mam na imię Adam, a ty opowiadasz głupstwa!
Sam, słysząc podniesiony głos Adama, szybko przysunął się do Sarah.
- 41 -
S
R
- A co by było, gdybym przestał rozkazywać, a zaczął prosić? - odezwał
się już spokojniej. Wyjął z kieszeni kluczyki od samochodu i położył je przed
Samem, uśmiechając się do niego. - Co ty na to? Trudno chyba zaprzeczyć, że
moja propozycja jest całkiem sensowna.
Propozycja była z pewnością sensowna, co więcej, doktor Fletcher miał
prawo, by ją zgłosić. Tyle tylko, że kryło się w niej niebezpieczeństwo, a szanse
na uniknięcie go były niestety minimalne.
Jakiś głos ostrzegł bowiem Sarah, że trudno jej będzie utrzymać
znajomość z doktorem Fletcherem jedynie na płaszczyznie przyjazni.
Gorączkowo szukała więc wyjścia z sytuacji, pretekstu, który pozwoliłby jej
odmówić, a przynajmniej umożliwić zamieszkanie gdzieś w mieście, tak by nie
spotykać Adama zbyt często.
- Szukasz jakiejś wymówki? - uśmiechnął się. Przypomina to zaproszenie
do klatki z lwem, skonstatowała.
Rezultat łatwo jest przewidzieć. Kiedy patrzył na nią z uśmiechem, czuła,
że dzieją się z nią dziwne rzeczy i jedynym jej marzeniem było uciec na drugi
koniec świata.
- Widzę, że decydowanie o naszym życiu sprawia ci prawdziwą
przyjemność - powiedziała wreszcie.
- Trudno nie zauważyć, że cała ta historia ma pewien szczególny posmak.
Odkąd się tu pojawiłaś, ludzie o nas mówią. I nie przestaną przez następne parę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl