[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Będę miał na to całe życie - rzekł, biorąc ją w ra
miona.
- Lubisz obserwować dobrych jezdzców? - spytała
lekko prowokacyjnie, udając, że nie zauważyła napo
mknienia o życiowych planach.
Jake zrozumiał aluzję, ale pominął ją milczeniem
i posadził sobie Cassie na biodrach, by i w tej pozycji
mogli zaznać rozkoszy.
Rankiem obudził się szczęśliwy, że ma Cassie obok
siebie. Objął ją, starając się nie obudzić. Rozmyślał,
czemu nie przyjęła jego oświadczyn.
Dawał jej przecież wszystko, co miał, a ona to od
rzucała z niezrozumiałych powodów. Zrobiła mu taką
przyjemność na urodziny, że będzie to pamiętał do koń
ca życia. Wcześniej nie widział potrzeby, by tak świę
tować, teraz wszystko się zmieniło. Ona i dziecko to
wystarczający powód, żeby odmienić życie.
Popatrzył na śpiącą dziewczynę. Bardzo jej pragnął.
GOZ WESELNY 293
Pomyślał, że mógłby się z nią kochać cały dzień i nie
byłby zmęczony.
Westchnął i odsunął się. Ogarnęły go niespokojne
myśli. Przez całe życie dążył do zdobycia mistrzostwa
w rodeo, by udowodnić Johnowi T., że niczego od nie
go nie potrzebuje, bo kiedy rzeczywiście ojciec był
mu niezbędny, okazał się zbyt zajęty swoją właściwą
rodzinÄ… i budowaniem ranczerskiego imperium, by mu
okazać ojcowskie uczucia.
Teraz rodeo i nienarodzone dziecko były wszy
stkim, co posiadał. Niezależnie od postanowień Cassie
Jake zamierzał je wychować. Jeszcze raz na nią spoj
rzał i wstał z łóżka, żeby wziąć zimny prysznic.
Szum wody obudził Cassie. Podniosła się i poszła
do łazienki. Otworzyła drzwi kabiny prysznicowej, by
wsunąć się do środka.
- Witaj - powiedziała.
- Właśnie o tobie myślałem - przyznał.
Zarzuciła mu ręce na szyję i wspiąwszy się na palce
pocałowała w policzek.
- Dobrze?
- Bardzo dobrze - odrzekł, przytulając ją mocno.
- Kochałaś się kiedyś pod prysznicem? - spytał. -
Zresztą, wszystko jedno, nie chcę wiedzieć.
- Nie, nie. Nigdy wcześniej nie przeżyłam czegoś
równie wspaniałego - wyznała, chcąc dać mu do zro
zumienia, że jest dla niej tym jedynym mężczyzną.
- Ja też nie - powiedział wśród pocałunków.
Odwrócił ją, zwilżył jej włosy szamponem i zaczął
294 CHARLENE SANDS
masować głowę, przesuwając dłońmi po szyi ku pier
siom. Dotknięcie nabrzmiałych sutek sprawiało, że
Cassie umierała z rozkoszy.
Przylgnęli do siebie. Jake był bardzo podniecony.
Całował jej szyję, pieścił skórę piersi i nóg, ona zaś
pragnęła więcej i więcej. Wsunął dłonie między uda
i dotknął najczulszych miejsc, aż jęknęła z rozkoszy.
- Pragnę cię - wyszeptała.
- Masz mnie - odrzekł, wnikając w nią głęboko.
Uniósł ją nieco i wszedł jeszcze dalej, a ona oto
czyła mu biodra nogami i zaczęli się poruszać w zgod
nym rytmie.
- Och, Cassie! - krzyknął, gdy jednocześnie prze
żyli orgazm.
Przez długą chwilę trzymał ją w ramionach, gdy
drżała z rozkoszy. W końcu wyłączył strumienie wody
i szepnÄ…Å‚:
- Dobrze nam razem, kochanie.
Cassie poczuła łzy pod powiekami. Rzeczywiście
tak było, póki Jake miał wszystko pod kontrolą, a ona
mu ulegała. Brakowało tylko tych dwóch słów, które
tak bardzo chciała usłyszeć.
Owinęła się ręcznikiem, postanawiając o tym nie
myśleć. Miała czas, by skłonić go do obdarzenia jej
zaufaniem. Obiecała sobie, że łatwo się nie podda.
Jake zamówił śniadanie do pokoju.
- Nakarmimy wszystkich jezdzców rodeo czy two
je konie? - spytała, spoglądając na tacę z jedzeniem.
- Nie przepadają za takimi smakołykami, ale ja je-
GOZ WESELNY 295
stem bardzo głodny. Napracowałem się tej nocy, więc
apetyt mi dopisuje - zażartował, a Cassie się zarumie
niła.
Stanął obok niej i wsunął dłoń pod jej bluzkę.
- Nasze dziecko musi jeść, jego mama również -
rzekł, całując płatek jej ucha, co przeniknęło ją drże
niem, choć sądziła, że po tak upojnej nocy niełatwo
ją będzie znowu podniecić. - Myślisz, że to chłopiec
czy dziewczynka? - spytał, pieszcząc jej brzuch.
Cassie zawahała się. Ilekroć rozmawiali o dziecku,
dochodziło do sprzeczki. Nie zmieniła zdania na temat
małżeństwa, choć nocą wiele razy miała na to ochotę.
Jak łatwo byłoby zostać jego żoną, tylko co pózniej?
Przeżyć życie bez odwzajemnionej miłości?
Nie miała zamiaru na to się godzić, niezależnie od
tego, jak bardzo go kochała.
- Nie mam pojęcia i nie wiem, czy chcę wiedzieć.
WolÄ™ niespodziankÄ™.
- Pragnę być przy narodzinach naszego dziecka.
- Wiem. Ja też.
- I chcę, byśmy się pobrali.
- Nie mówmy o tym teraz - powiedziała, odsuwa
jÄ…c siÄ™ od niego.
W oczach Jake'a błysnął taki gniew, że dziewczyna
miała ochotę wybiec z pokoju.
- Nie chcesz nawet o tym pomyśleć? - rzekł przez
zaciśnięte wargi.
- Ależ myślę - odpowiedziała, a na twarzy Jake'a
odmalowała się ulga.
Cassie nie zamierzała go ranić ani pozbawiać praw
296 CHARLENE SANDS
do dziecka. W ciągu tych paru dni pragnęła zdobyć
jego zaufanie i sprawić, by otworzył przed nią serce.
- Nie popędzaj mnie - poprosiła. - To nic nie po
może.
- Co mogę zrobić, byś zmieniła zdanie?
Cassie podeszła do telefonu.
- Twój ojciec jest chory, a nas nie ma przy nim
od dwóch dni. - Podała mu słuchawkę. - Zadzwoń
i dowiedz siÄ™, co robi.
Przez długą chwilę nie mógł się zdecydować,
w końcu wziął do ręki słuchawkę i odłożył ją.
- To sprawa między nami. John T. nie ma tu nic
do rzeczy.
Cassie chciała krzyknąć, że jest wprost przeciwnie.
- Lottie się nim opiekuje. Zadzwoniłaby, gdyby coś
się stało.
- Nie w tym rzecz.
- John T. nigdy nie był dla mnie ojcem.
- Może, ale w przeszłości. Teraz bardzo się stara.
Nie zaprzeczysz, prawda?
- Za pózno.
- Nie. - Cassie wzięła go za rękę i poprowadziła
na kanapÄ™.
Usiedli, zapominając o śniadaniu.
- Nigdy nie jest za pózno, by przebaczyć. Zamie
rzasz karać go do końca życia?
- Aatwo ci mnie osądzać. Nie masz takich wspo
mnień jak ja. Może utraciłaś rodziców w dzieciństwie,
ale miałaś ciotkę, która cię kochała i brata, który sko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]