[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spośród zbójców, których uwięziła w lecie i wręczyła Unsenowi w darze dla wsi sa-
kiewkę znalezioną przy ich herszcie. Sakiewka zawierała sporo srebra i kilka sztuk złota.
Smoczyca nie żądała niczego w zamian.
Jej słowa jednak brzmiały dziwnie i niezrozumiale. Unsen zawsze miał kłopoty ze
zrozumieniem potwory. Jej mowa składała się z syków, które raniły uszy i ryków od-
101
zywających się drżeniem w kościach, pełna była nieznanych słów i fraz, zdań w mar-
twych językach, imion ludzi i nazw miejsc, które żyły już tylko w pamięci smoków. Tym
razem jej mowa była niezrozumiała w nowy sposób, jakby po raz pierwszy próbowała
rzeczywiście się z nim porozumieć. Nie żeby wydać polecenie, ale żeby powiedzieć mu
rzeczy, dla których nie ma słów w językach ludzi ani nawet na wpół pamiętanych obra-
zów w ludzkich umysłach. Rzeczy znane smokom i istotom z ich świata, ale nie do po-
jęcia dla dwunogich mieszkańców ziemi. Ze wszystkich sił starał się pojąć, tyleż ze stra-
chu i poczucia obowiązku, co z autentycznej ciekawości, ale jej przemowa wywoływała
tylko przebłyski intuicji jak odległe robaczki świętojańskie w ciemnym lesie. Myśl, że te
iskierki ognia mogłyby rozbłysnąć dla niego niczym słońca, gdyby tylko potrafił zna-
lezć klucz do ich znaczenia, niepokoiła i drażniła Unsena. Kiedy doszedł do ostatniego
zakrętu drogi, do miejsca, gdzie zbocze gwałtownie opadało ku wsi, przysiadł na chwilę
w zagłębieniu skalnym, osłonięty od wiatru i wilgoci, starając się na próżno poukładać
jakoś to, co usłyszał.
Rozpościerała się przed nim wieś, schludne skupiska budynków przedzielone bru-
kowanymi ulicami. Nie otaczały jej mury ani palisady, nie strzegły wieże strażnicze ani
bramy. Unsen widział różne wsie i wiedział, że jego jest inna. Dzięki Mashossie pozo-
stawała wolna i bezpieczna. Smoczyca broniła ich przed bandami maruderów, rabu-
siami-rycerzami, złodziejami i bandytami, niedzwiedziami, wilkami i królami. Plagi tu
nie docierały, a urodzaje były obfite. Może żądania smoczycy wydawały się twarde, a jej
obecność budziła lęk, ale osłaniała swoich. Ten, kto bał się Mashossy, mógł nie bać się
niczego więcej.
Byli jednak i tacy, którzy narzekali i burzyli się pod jej panowaniem. Młodzi, oczy-
wiście, ale czego innego można się spodziewać po młodych. Nie widzieli tego, co oglą-
dali starsi od nich. Kiedyś, dawno temu, Unsen też miał wątpliwości. Ale najgorsi byli
starzy, ci, którzy znali opowieści o dawnych czasach przed przybyciem Mashossy, głu-
pie i szkodliwe opowieści. Zwodziły i wprowadzały w błąd do tego stopnia, że niektó-
rzy próbowali opuścić smocze królestwo. Dotychczas okazywała wyrozumiałość sta-
rym, ale Unsen był pewien, że znała ich słowa, a nawet ich myśli. Mashossa wiedziała
wszystko.
Unsen wstał potrząsając głową z zakłopotaniem. Może Mashossa miała umiejętność
słyszenia słów i czytania ludzkich myśli na odległość, ale Unsen nie miał takiej władzy
nad słowami i myślami Mashossy. Jeżeli chciała mu coś przekazać, musiała to zrobić
w sposób dostępny dla jego ludzkich zdolności, bo inaczej nigdy jej nie zrozumie.
* * *
Wieś zebrała się tego wieczoru, żeby usłyszeć, co ma do powiedzenia Unsen. Kiedy
powiedział im o darze smoczycy i pokazał sakiewkę, rozległy się okrzyki zadowolenia
102
i nawet niechętne słowa podzięki. Kiedy poinformował, że Mashossa nie ma żadnych
żądań, ich ulga była wielka. Mimo, że ludzie rozeszli się już, Unsen pozostał na placu,
nie opuszczał go niepokój. W słowach podziękowania i pochwały wyczuł coś wymu-
szonego i fałszywego. Jeżeli Mashossa wiedziała o ich nieszczerości a bez wątpienia
potrafiła się tego dowiedzieć, jeżeli chciała kara mogła być okrutna.
Następnego dnia po pracy Unsen odbył na osobności rozmowę ze swoim wnukiem.
Marnen był zdolnym młodzieńcem, bystrym i dobrze się wysławiającym. Unsen miał
zamiar przekazać mu swój urząd, kiedy przyjdzie czas, ale tego wieczoru Marnen jąkał
się, kręcił i wyraznie coś ukrywał, aż Unsen spytał go wprost, co się dzieje we wsi.
Ludzie są niezadowoleni powiedział Marnen.
Jaki mają powód do niezadowolenia? Jesteśmy bezpieczni, zbiory zapowiadają się
dobrze... Czy jest coś, o czym należałoby powiedzieć Mashossie?
To Mashossa jest tym czymś wyrzucił z siebie gwałtownie Marnen. Nie
chcemy więcej jej rządów. Mamy dość życia w niewoli!
Milcz, chłopcze! Karała mnie surowo za mniejsze rzeczy.
Niech więc ukarze mnie. Gdyby karała wszystkich, którzy jej nienawidzą, nie mia-
łaby nikogo na swoje usługi poza tobą i kilkoma zastrachanymi niewolnikami.
Dawała nam złoto i srebro. Czy tak się traktuje niewolników?
Na co komu złoto i srebro, skoro nikomu nie wolno wychodzić ze wsi bez jej po-
zwolenia?
Unsen zmarszczył brwi.
Podajesz w wątpliwość rzeczy przekraczające twoje wyobrażenie, chłopcze.
Mashossa panuje, my jej słuchamy, żyjemy i dobrze nam się powodzi. Czy chciałbyś to
zmienić?
Blexter i jego rodzina nie żyją.
Złamali prawo Mashossy. Zasłużyli na karę.
Chcieli tylko odejść ze wsi.
Mashossa tego zabrania stwierdził po prostu Unsen.
Ale Mashossa odchodzi, kiedy chce. Nikomu się nie opowiada, nikogo nie prosi
o pozwolenie. Ostatnio odeszła na trzy lata, a poprzednio nie było jej jeszcze dłużej.
Unsen ze złością uderzył kijem o podłogę.
Mashossa jest naszą władczynią! Ona stanowi prawa, a my ich przestrzegamy.
Kiedy Marnen tylko zacisnął szczęki i mierzył go gniewnym spojrzeniem, Unsen cią-
gnął dalej spokojniejszym już głosem. Ona jest mądrzejsza od nas, mądrzejsza niż ja-
kikolwiek człowiek. Oddala się tylko, żeby zwabić do wsi ofiary. Widziałeś, jak się po-
jawiła, kiedy w lecie przyszli bandyci. Trzy lata nieobecności, a kiedy jej potrzebujemy,
spada na naszych wrogów niczym jastrząb na stado kur!
Spadała i na nas. Przed rodziną Blexterów byli inni.
103
Przeciwstawili się jej i ona ich ukarała, jak przystoi władczyni. Za twojego życia
nie żądała od wsi daniny, a wyłącznie lojalności i posłuszeństwa.
Marnen chwycił go za słowo.
Ale za czasów twojej młodości żądała daniny z ludzi.
Kto ci to powiedział?
Wszyscy to wiedzą. Mashossa pożerała kiedyś naszych ludzi i będzie ich znów po-
żerać, jeżeli zabraknie obcych.
Unsen zamknął oczy powściągając gniew. Sprawy wyglądały gorzej niż sądził. Starzy
deprawowali umysły młodzieży ujawniając rzeczy, które przysięgali utrzymać w tajem-
nicy. Marnen i jego rówieśnicy nie byli w stanie zrozumieć przeszłości. Widzieli nagi
fakt i natychmiast zapalczywie go oceniali.
Nie słyszę zaprzeczenia, dziadku. %7ływiła się nami, a mimo to służysz jej i mówisz
nam, że mamy być wobec niej lojalni.
To nie było tak, jak myślisz. Działo się to dawno temu i wszystko wyglądało wtedy
inaczej. Cztery posiłki rocznie to wszystko, czego potrzebowała. Brała tylko włóczęgów
i zmarłych.
Marnen roześmiał się szyderczo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]