[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Spędziłam tu wiele, wiele lat... i wszyscy o mnie zapomnieli, Miss Minchin jest dozorcą więzienia...
a Becky...  tu w jej oczach rozjarzył się promień jeszcze silniejszy  Becky jest więzniem,
znajdującym się w sąsiedniej celi!
Zwróciła się twarzą ku Ermengardzie. W tej chwili była znowu całkiem podobna do dawnej Sary.
 - Będę to sobie wyobrażała  rzekła.  Przyniesie mi to wielką ulgę.
Ermengarda była jednocześnie zachwycona i onieśmielona.
 A czy będziesz mi o tym opowiadała?  zapytała.  Czy będę mogła tu przychodzić nocą, kiedy
jest najbezpieczniej, i słuchać tych opowieści, które sobie ułożysz za dnia? W ten sposób staniemy
się jeszcze serdeczniejszymi przyjaciółkami, niż byłyśmy przedtem...
 Dobrze  zgodziła się Sara.  W nieszczęściu poznaje się ludzi; ja w moim nieszczęściu
poznałam twoje dobre serce.
Melchizedech
Trzecią sojuszniczką Sary była Lottie. To maleństwo jeszcze nie rozumiało, co znaczy nieszczęście;
toteż przerażała ją i niepokoiła zmiana, jaką zauważyła w trybie życia swej przybranej matki. Z
pogłosek słyszała, że Sarze przydarzyło się coś niezwykłego, ale nie mogła pojąć, czemu Sara
wygląda inaczej  czemu ubiera się w starą czarną sukienkę i przychodzi tylko po to do sali
szkolnej, żeby uczyć dziewczynki, zamiast siedzieć po dawnemu na honorowym miejscu i sama się
uczyć. Wiele szeptów było pomiędzy dziećmi, gdy wyszło na jaw, że Sara już nie mieszka w swych
pokojach, w których tak długo królowała Emilka. W największe zakłopotanie wprowadziło małą
Lottie to, że Sara tak mało mówiła, gdy ją ktoś o coś zapytał... a pytać trzeba wiele, gdy się chce
dociec znaczenia wielu tajemnic.
 Czy ty jesteś teraz bardzo biedna, Saro?  zapytała ją poufale zaraz pierwszego dnia, gdy Sara
objęła nadzór nad małą szkółką języka francuskiego.  Tak biedna, jak żebrak?
Zcisnęła tłustą łapką smukłą dłoń Sary i wybałuszyła okrągłe, łzami zalane oczęta.
 Ja nie chcę, żebyś ty była biedna jak żebrak!
Widząc, że Lottie gotowa rozbeczeć się za chwilę, Sara pospieszyła ją pocieszać.
 %7łebracy nie mają gdzie mieszkać  - rzekła odważnie  - a ja przecież mam mieszkanie.
 A gdzie ty mieszkasz?  nalegała Lottie.  W twoim pokoju śpi nowa uczennica... i nie jest on
już taki ładny, jak dawniej.
 Ja teraz mieszkam w innym pokoju  - odpowiedziała Sara.
 A czy to ładny pokój?  dopytywała się Lottie.  Chcę pójść i obejrzeć.
 - Nie rozmawiaj  upomniała ją Sara.  Miss Minchin na nas patrzy i jeszcze się będzie
gniewała, że pozwalam ci szeptać.
Zdążyła już się przekonać, że musi ponosić odpowiedzialność za wszelkie nieporządki i złamania
karności, jakie tylko zdarzyły się w tym domu. Jeżeli dzieci były nieuważne, jeżeli rozmawiały lub
hałasowały, ona za to odbierała naganę.
Ale Lottie była osóbką upartą. Widząc, że Sara nie chce jej wyjawić miejsca swego zamieszkania,
postanowiła odkryć je sama jakimkolwiek sposobem. Zagadywała więc młodsze koleżanki i
podsłuchiwała rozmowy starszych dziewczynek, aż w końcu opierając się na jakiejś informacji,
rzuconej przez kogoś mimochodem, wybrała się pewnego wieczoru na poszukiwanie i wdrapując się
na schody, o których istnieniu dotąd nawet nie wiedziała, dotarła na sam strych. Znalazła tu dwoje
drzwi, jedne przy drugich, a otwarłszy pierwsze z nich, ujrzała Sarę stojącą na starym stoliku i
wyglądającą przez okno.
 Saro! Mamusiu moja!  zawołała w przerażeniu; tak brzydki i pusty wydał jej się ten pokój, tak
od całego świata odległy. Małe nóżęta tak były zmęczone, jakby przebyły co najmniej kilkaset
schodów.
Na dzwięk jej głosu Sara obejrzała się i struchlała. Co teraz będzie? Jeżeli Lottie zacznie płakać, a
ktoś usłyszy, obie będą zgubione! Zeskoczyła ze stołu i podbiegła do małej.
 Tylko nie płacz i nie rób hałasu  zaczęła ją błagać.  Dostałabym za to burę, a już dość tego,
że przez cały dzień wciąż mnie łajano. Ten pokój... ten pokój nie jest najgorszy...
 Nie najgorszy?  szepnęła Lottie i zacisnęła usta, rozglądając się wokoło. Była wprawdzie
rozpieszczonym dzieckiem, ale tak kochała swą przybraną matkę, że dla niej zdobyła się na ten wielki
wysiłek i zapanowała nad sobą; zresztą wiedziała, że każde miejsce, w którym mieszkała Sara,
mogło przemienić się w przybytek piękna i szczęścia.
 Naprawdę nie najgorszy?  szepnęła.  Jak to?
Sara przytuliła ją do siebie i starała się uśmiechnąć.
 Bo widać stąd różne rzeczy, jakich nie ogląda się nigdy tam na dole  odpowiedziała.
 Cóż to za rzeczy?  zapytała Lottie z zaciekawieniem, jakie Sara umiała obudzić nawet w
starszych dziewczynkach.
 Kominy na dachu... tak bliskie, że niemal ręką można ich dosięgnąć... i dym, który się wije
smugami i kłębami wzbija się w niebo... i wróble, co skaczą dokoła i gwarzą[57] z sobą zupełnie jak
ludzie... i okna innych poddaszy, z których co chwilę wychylają się jakieś głowy... Tak miło jest
myśleć o tych ludziach, kim oni są i co porabiają... I tak tu wysoko, wysoko... jakbym się znajdowała
w jakimś innym świecie!
 Oj, chciałabym to zobaczyć!  zawołała Lottie.  Podsadz mnie w górę!
Sara podniosła ją i postawiła na starym stoliku, po czym obie oparły się o krawędz skośnego okna i
wyjrzały na świat.
Kto nie spoglądał z takiej wysokości, ten nawet nie pojmuje, jak niezwykły widok roztoczył się przed
oczyma obu dziewczynek. Oto zewsząd rozpościerały się płaszczyzny dachówek, zbiegając ukośnie
ku rynnom. Wróble, które miały tu swe siedliska, ćwierkały i skakały wokoło, nie okazując
najmniejszej trwogi. Dwa z nich usiadły na szczycie najbliższego komina i kłóciły się z sobą, póki
jeden nie podziobał i nie wypędził swego towarzysza. Pobliskie okno strychowe było zamknięte,
gdyż sąsiednia kamienica była niezamieszkana.
 Szkoda, że tam nikt nie mieszka  westchnęła Sara.  To okno jest tak blisko, że gdyby tam na
poddaszu mieszkała mała dziewczynka, mogłybyśmy z sobą rozmawiać, a nawet przełazić do siebie
w odwiedziny... jeżelibyśmy się tylko nie bały, że spadniemy z dachu.
Niebo wydawało się tu znacznie bliższe, niż gdy się patrzyło na nie z ulicy. Lottie była oczarowana.
Z wysokości okna strychowego pomiędzy kominami wszystko to, co działo się w dole, wydawało się
niemal czymś nierzeczywistym. Ledwie się tu wierzyło w istnienie miss Minchin, miss Amelii i sali
szkolnej, a turkot kół na ulicy poczytać można było za dzwięk, pochodzący z innego świata.
 Ach, Saro!  zawołała Lottie, przytulając się do jej opiekuńczego ramienia.  Jakże mi się
podoba tu na poddaszu! Tu o wiele ładniej, niż tam u nas na dole!
 Popatrz na tego wróbelka  szepnęła Sara.  Szkoda, że nie mam okruszynek, to bym mu rzuciła.
 Ja mam!  półgłosem wykrzyknęła Lottie.  Wczoraj kupiłam sobie ciastko i jeszcze mi został
w kieszeni kawałek.
Gdy rzuciły kilka okruszynek, wróbel zerwał się i odleciał na jeden z sąsiednich kominów;
widocznie nie był przyzwyczajony do serdeczności ze strony mieszkańców poddasza i zląkł się
rzuconych niespodzianie okruszyn. Ale gdy Lottie nie ruszała się, a Sara poczęła cichuśko ćwierkać
 jak gdyby sama była wróbelkiem  ptaszek poznał, że to, co go tak przestraszyło, było jedynie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl