[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pełna gaża.
Znowu skończył na tym samym - pomyślała melancholijnie
Nikki. Spojrzała ukradkiem na Gila, ale gdy tylko ich oczy
spotkały się, natychmiast odwrócił od niej wzrok.
Nie zostawiaj mnie tak - chciało jej się krzyczeć. Musimy ze
sobą porozmawiać. Nie możemy się tak bez słowa rozstać.
Roach spojrzał na zegarek.
- Odrzutowiec Caressy jest gotowy do startu. Wszyscy ludzie
z Nowego Jorku mają opuścić hotel za godzinę. Ekipa z
Kalifornii - rzucił niechętnym okiem na Gila i Liveringhouse'a -
RS
136
ma czarterowy samolot, również gotowy do odlotu w każdej
chwili. Pakujcie się natychmiast.
Liveringhouse wyglądał na zaskoczonego. Gil wyprostował
się na moment, ale nadal miał zawziętą, ponurą minę.
- I nie muszę wam chyba przypominać, że jesteście
zobowiązani do pełnej dyskrecji. Naruszenie tego zobowiązania
pociągnie za sobą reperkusje prawne.
- Masz rację, Roach. Dobrze, że o tym pamiętałeś -
powiedział Gil z szyderczym uśmieszkiem na ustach.
Mały człowieczek spojrzał na niego ze złością.
- Daruj sobie ten sarkazm, DeSpain. Idz się lepiej pakować.
- Znowu masz rację. Właśnie zamierzam to zrobić.
- Obrzucił krótkim, przelotnym spojrzeniem Nikki.
- Trzymaj się, mała! Baw się dobrze w tym swoim New
Jersey.
Nikki zadrżały usta. Siedziała sztywno, bez ruchu i patrzyła,
jak odchodzi. Przecież to się nie może tak skończyć - myślała
rozpaczliwie. Przecież po tym wszystkim, co wspólnie
przeżyliśmy, nie możemy się rozjechać bez słowa.
Odwrócił się i przez długą, bolesną chwilę patrzyli na siebie
w milczeniu. Gil pierwszy oderwał od niej wzrok. Wzruszył
nonszalancko ramionami, odwrócił się i wyszedł. Nikki
siedziała nieruchomo, wpatrzona w drzwi, łudząc się ciągle, że
może jeszcze wróci.
- Zbieraj się! - jak zwykle niegrzecznie ponaglał ją Roach. -
Natychmiast opuszczamy hotel. Waldo i Murph jadą z nami na
lotnisko. Pakowaniem rzeczy zajmie się ktoś inny. Nie
ryzykujemy ani chwili dłużej.
Nie! - pomyślała zrozpaczona. Przecież to nie może się tak
skończyć.
Mężczyzna o nazwisku Murph pociągnął ją za rękę i pomógł
jej wstać.
- Ruszamy - powiedział łagodnie. - Koniec. Nareszcie jest po
wszystkim.
RS
137
- Chciałabym, żebyś pomyślała o mnie, jak o dobrej wróżce z
bajki - usłyszała w słuchawce z lekka afektowany, z
charakterystycznym przydechem, głos Caressy. - Od dawna
niepokoił nas ten Ganzer. Wyświadczyłaś nam wielką przysługę
wywabiając go z ukrycia. Chcę cię wynagrodzić. Roach chyba
cię uprzedził, prawda? Spełnię twoje trzy życzenia. Oczywiście
w granicach rozsądku.
Od tamtego czasu upłynął tydzień i Nikki odebrała telefon za
kulisami nocnego klubu. Rzeczywiście została powiadomiona
przez Roacha, że Caressa ma się z nią osobiście skontaktować i
była na tę rozmowę przygotowana. Niegdyś byłaby zapewne
speszona i zbyt nieśmiała, by rozmawiać swobodnie z osobą tak
sławną i bogatą. Ale teraz, gdy już przyjrzała się z bliska, czym
naprawdę jest bogactwo i sława, nie robiło to na niej
specjalnego wrażenia.
- Zwietnie - odpowiedziała rześkim, energicznym tonem. -
Pierwsze i najważniejsze życzenie: Moja przyjaciółka jest
współwłaścicielką klubu, do którego dzwonisz. Chce
odsprzedać swój udział. Proszę, abyś go kupiła.
W słuchawce zapanowała cisza.
- Skromnością, zdaje się, nie grzeszysz - odezwała się po
dłuższej chwili Caressa. - Ale w porządku. Wyślę tam mojego
pełnomocnika. Jeżeli cena okaże się sensowna, sprawa będzie
załatwiona od ręki. Co dalej?
Nikki nie wierzyła własnemu szczęściu. Nie tylko ona, ale
również Evelyn rozstanie się z tą obskurną budą. Obie będą
miały szansę zacząć nowe, zdrowsze i sensow-niejsze życie.
- Po drugie - zaczęła mówić, czując wzrastające napięcie
mięśni - nie chcę, aby moje nazwisko znalazło się kiedykolwiek
w prasie. Mam na myśli to, co się wydarzyło w Las Vegas. Chcę
uniknąć rozgłosu i wieść - jej głos zadrżał lekko -
najzwyklejsze, normalne życie.
Znowu nastąpiła długa pauza.
RS
138
- Chcielibyśmy nagłośnić to wydarzenie - powiedziała
wreszcie Caressa. - Zależy nam na tym. Rozumiesz? To będzie
miało duże znaczenie dla...
- Ma być tak, jak powiedziałam - przerwała jej Nikki. Jej głos
znowu brzmiał pewnie i stanowczo.
- Jesteś dostatecznie bogata, by wynająć jakąś inną osobę, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl