[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Kiedy umarła twoja żona? - Melora nie umiała się powstrzymać przed za-
daniem tego pytania.
- Wkrótce po urodzeniu Simone.
- Miri wspominała, że pojechaliście do Anglii.
- U B'iany wykryto olhano sigdesh, bardzo rzadką chorobę, która występuje
jedynie na Tarparnii. Podobnie jak białaczka czy gorączka śródziemnomorska, ta
choroba atakuje układ immunologiczny. Kiedy BTanę zdiagnozowano, była już
w ciąży. Można ją było wyleczyć, ale terapia zabiłaby dziecko. BTana odmówiła
poddania się leczeniu. To była dla niej straszliwie trudna decyzja, a ja dopiero po
prawie pięciu latach zaczynam czuć, że wracam do życia.
I dlatego właśnie, bardziej niż z innych powodów, muszę się od niego trzy-
mać na dystans, pomyślała Melora. Jest wspaniały, intrygujący, niezwykle sek-
sowny, przystojny i ma fantastyczne poczucie humoru. Do tego jeszcze zdążył w
ciągu jednego dnia zaskarbić sobie moje zaufanie.
- Simone pomogła ci przetrwać najtrudniejsze chwile? - spytała, delikatnie
głaszcząc główkę śpiącej dziewczynki.
- Tak. Gdyby nie dziecko, którym musiałem się zajmować, załamałbym się
po śmierci B'iany. Najstraszliwsze były pierwsze miesiące. Ale pozwól, że we-
R
L
T
zmę Simone na ręce. Na pewno jest ci ciężko, bo ona już waży swoje. Zresztą ty
też pewnie chciałabyś położyć się spać. Musisz odpocząć, bo jutro czeka cię
ciężki dzień, doktor Washington.
Melora ziewnęła, zasłaniając usta, rozprostowała ręce i wstała.
- Zwykle, kiedy jestem w nowym miejscu, mam trudności z zasypianiem, ale
dziś najwyrazniej nie będę z tym miała najmniejszego kłopotu - powiedziała,
tłumiąc kolejne ziewnięcie.
- Na pewno będziesz spała jak zabita - odparł Daniel, odgarniając śpiącej
dziewczynce włosy z czoła.
- Czy już wiadomo, gdzie mam spać?
- Tak, wszystko zostało przygotowane i już przeniosłem twój bagaż.
- Zwietnie. - Ruszyli przez wieś. - Marzę o tym, żeby się położyć. A w której
chacie mieszkasz?
- W tamtej przy końcu drogi. Tam jest magazyn materiałów medycznych i
tam mieszkamy z Simone.
- No to macie bardzo fajnie - zauważyła z uśmiechem.
- Nie jest zle. My śpimy na zapleczu, część magazynowa znajduje się od
frontu. %7łeby ci zrobić miejsce, poprzesuwałem pudła i skrzynie.
- Będę spać razem z wami? - spytała w osłupieniu. - Nie miałam o tym zie-
lonego pojęcia.
Ale o co właściwie jej chodzi? Chata jak każda inna, to przecież nie ma zna-
czenia, gdzie będzie spać, przekonywała się w duchu. Jednak perspektywa spę-
dzenia dwóch tygodni pod jednym dachem z Danielem bardzo ją zaniepokoiła.
R
L
T
On pociągają bardziej, niżby tego chciała, więc nie powinna spać w jego to-
warzystwie, mając za przyzwoitkę kilkuletnią dziewczynkę. Ale z drugiej strony
ich przecież nic nie łączy, więc niepotrzebnie się martwi. Po długim, pełnym
wrażeń dniu pada z nóg i powinna jak najszybciej położyć się spać. Więc teraz
nie będzie poruszać tej sprawy, odłoży to na jutro.
R
L
T
ROZDZIAA PITY
Obudziło ją bolesne zdrętwienie lewej ręki. Chciała usiąść, by ją rozmaso-
wać, i wtedy zrozumiała, jaka jest tego przyczyna. Okazało się, że jej lewa ręka
została przygnieciona przez Simone, która w najlepsze spała.
Nie chcąc zbudzić dziewczynki, z westchnieniem przekręciła się na bok.
- Coś nie tak? - Daniel, który leżał pod oknem, spytał sennie.
- Przepraszam, że się wiercę.
- Nic nie szkodzi. Jest ci niewygodnie? Ludziom przyzwyczajonym do
miękkich łóżek czasem trudno zasnąć na cienkiej macie rozłożonej na podłodze.
Może byś chciała, żeby ci podłożyć koc?
- Nie, dziękuję. Nie jest mi za twardo.
- A może ci zimno? Albo za gorąco?
- Jest mi naprawdę w sam raz. Nie o to chodzi.
Gdy Daniel uniósł się na łokciu, prześcieradło zsunęło się z jego nagich ra-
mion, a Melora dostrzegła jego umięśniony tors, mimo że mrok rozświetlały tyl-
ko promienie księżyca.
R
L
T
Dopiero po chwili zrozumiał, w czym problem. Nie podnosząc się z posła-
nia, przewrócił córeczkę na drugi bok i przeniósł jej główkę na różową podu-
szeczkę z frędzlami.
- Bardzo cię przepraszam. Ona strasznie lubi się przytulać. Często się budzę
ze zdrętwiałym ramieniem, z jej buzią na mojej piersi albo wręcz na twarzy. Kie-
dy rano człowiek z trudem podnosi powieki, żeby zobaczyć wpatrzone w niego z
odległości centymetra ogromne ciemne oczy, doznaje niesamowitego uczucia.
- Nie wiedziałam, czy można jej zmienić pozycję, bałam się, że ją obudzę -
powiedziała, masując rękę.
- O tej porze śpi jak zabita, ale muszę cię uprzedzić, że jest rannym ptasz-
kiem. Czasem się zastanawiam, kto pierwszy wstaje, ona czy koguty.
Odgarnął sobie włosy z czoła i rozmasował policzki, a Melora nie mogła
oderwać od niego wzroku, choć próbowała się zmusić, by na niego nie patrzeć.
Uśmiechnęła się, słysząc, że mała tak wcześnie się budzi, po czym wygodnie się
ułożyła. Ból ręki zastąpiły motyle w brzuchu. Co takiego jest w tym facecie, że
po tak długiej przerwie zaczynają jej buzować hormony?
- To fantastyczne, że jesteście ze sobą tak blisko -powiedziała.
- Ona jest moim światem - odparł, głaszcząc delikatnie policzek Simone.
Powiedział to z tak ogromnym przejęciem, że Melora poczuła w gardle ucisk
wzruszenia.
- Ona jest moim światem - powtórzył - ale ja będę prawdopodobnie musiał
zburzyć jej świat.
- O czym ty mówisz?
R
L
T
- Simone rośnie. Niedługo trzeba jej będzie zapewnić coś więcej niż tylko
beztroską zabawę na wsi.
- Masz na myśli szkołę?
- Tak.
- Nie rozumiem problemu, jak przyjdzie na to pora, pójdzie do szkoły.
- Problem polega na tym, że poziom tutejszych szkół pozostawia wiele do
życzenia.
Melora uniosła się na łokciach, by na niego popatrzeć, i od razu tego poża-
łowała, bo jego profil prezentował się wyjątkowo atrakcyjnie.
- To normalne... - zaczęła. - To normalne - powtórzyła, przełykając ślinę - że
ojciec chce jak najlepiej dla dziecka. A ty z oczywistych powodów chcesz, żeby
Simone chodziła do dobrej szkoły. Pomyśl tylko, że jeśli będzie miała przyzwoite
wykształcenie, będzie mogła zrobić mnóstwo pożytecznych rzeczy na Tarparmi.
- Uważasz więc, że dobra szkoła jest najważniejsza? Czy ona nie może żyć
jak rówieśnicy stąd? Jak dzieci Belhary, na przykład? Dlaczego miałaby nie cho-
dzić do miejscowej szkoły i w dalszym ciągu mieszkać we wsi, w jej świecie i
środowisku?
- Dlatego, że masz możliwości, wiedzę i zrozumienie, żeby jej zapewnić
lepszy start. Właśnie Bel-hara przekonywał mnie, że uczył się medycyny ludowej
i ta wiedza jest bardzo przydatna, ale dzięki temu, że wykształcił się na lekarza
anestezjologa, pomaga ludziom jeszcze skuteczniej.
- Tak ci powiedział? - Daniel spytał zdziwiony.
- Powiedział mi to przy ognisku.
R
L
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl