[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Będziecie miały wspaniały start.
- I wszystko wybaczone - powiedziała Julie.
- Skoro o wybaczaniu mowa - zaczęła Marina. - Jak przyjęłaś
wiadomość o przyjezdzie taty?
Julie wzruszyła ramionami.
- Sama nie wiem. Porozmawiałam o tym z Ryanem i trochę mi
ulżyło. Mama go kocha. Mogę nie rozumieć jej uczuć, ale chcę je
szanować. Jest jej mężem i naszym ojcem i w jakiś niezrozumiały
sposób jest jednak członkiem naszej rodziny.
- Od kiedy tak szanujesz cudze uczucia? - rzuciła Marina.
Julie z sykiem wciągnęła powietrze.
- Staram się, jak mogę - warknęła. - W głębi duszy wciąż jestem
na niego wściekła za to, co robił mamie przez ostatnich dwadzieścia
lat. I na nią za to, że mu to zawsze wybaczała. Ale to jej decyzja. Nie
moja. Kocham ją i przyjmuję do wiadomości, że on jest moim ojcem.
126
RS
%7łycie nauczyło mnie jednego. Kto oczekuje zbyt wiele, często się
rozczarowuje.
- Ja się nie mogę go doczekać - powiedziała Marina.
- Zawsze byłaś jego ulubienicą - zauważyła Julie.
- Nie byłam ulubienicą. Ale się dogadywaliśmy. Zgadzam się, że
byłoby lepiej, gdyby był inny. Ale nie jest. Akceptuję go takim, jaki
jest, i cieszę się, kiedy jest z nami.
- Jesteś lepsza, niż ja będę kiedykolwiek - przyznała Julie. -
Muszę lecieć. Jestem umówiona z Ryanem. - Pomachała ręką i
wsiadła do auta.
- A ty na pewno spieszysz się do Kane'a? - spytała Marina
Willow.
- Bardzo.
- No... Obie moje siostry zaangażowały się na serio. Wygląda na
to, że i ja powinnam znalezć sobie chłopaka.
- Masz Todda.
- Masz rację. - Marina parsknęła śmiechem. - Marzę o tym, żeby
nasza randka nigdy nie doszła do skutku. Do zobaczenia u mamy.
- Przyjadę. Marina odjechała.
Willow wsiadła do samochodu i uruchomiła silnik. Kiedy
wreszcie została sama, mogła przestać udawać, że się cieszy
powrotem ojca. Największym jej sekretem było to,
że zawsze się bała jego powrotów. Bo jakkolwiek by się nie
starała, czegokolwiek by nie zrobiła, zawsze dostrzegał tylko jej wady
i niedociągnięcia.
127
RS
Kiedy była dzieckiem, ze wszystkich sił się starała zasłużyć na
uznanie ojca. Każda próba kończyła się jednak fiaskiem, więc w
końcu ich zaniechała. Ale ból pozostał.
128
RS
ROZDZIAA DZIESITY
Willow usiadła wygodniej w fotelu mercedesa Kane'a. Skórzana
tapicerka i wnętrze przypominające kokpit samolotu w zwykłych
okolicznościach wprawiłyby ją w zakłopotanie. Lecz tego dnia było
inaczej. Bała się, aż ściskało ją w żołądku.
- Nic nie mówisz. - Kane zerknął na nią znad kierownicy. -
Przekonałem się już nie raz, że to nie zawsze dobry znak.
- Wszystko w porządku. No, prawie. Nie, okropnie. To wielki
błąd. Dlaczego to robimy? Nie powinniśmy. Powinnam była
odmówić, powiedzieć, że jesteśmy zajęci... Albo przynajmniej, że ty
jesteś zajęty. Zaproszenie ciebie to pomyłka.
Przygryzła wargę i westchnęła.
- Nie zrozum mnie zle - powiedziała.
- Ależ skąd. Cały dygocę od takiego komplementu. Uśmiechnęła
się.
- Ty nigdy nie dygoczesz.
- Tego nie możesz wiedzieć.
- Gdybym miała dużo pieniędzy, postawiłabym wszystkie.
Mniejsza z tym. Chodziło mi nie o ciebie, tylko o mnie. Jestem
zdenerwowana. Poza tym ty nie lubisz takich rodzinnych imprez.
Czemu się zgodziłeś?
- Bo poprosiłaś. I wyglądało na to, że to dla ciebie ważne. W
innych okolicznościach jego słowa poruszyłyby ją do głębi. Ale nie
tego dnia. Przerażenie w jej sercu zabijało wszystkie inne uczucia.
129
RS
- To mój tata - przyznała. - Wrócił. I chociaż to wspaniała
informacja, jestem trochę... zażenowana.
- Bywa tak z rodzicami.
- Pamiętasz swoich? Wzruszył ramionami.
- Ojca nie. Nigdy go nie znałem. Nie jestem pewien, czy mama
wiedziała, kto nim był. Ją pamiętam bardzo słabo. Tylko kilka
pojedynczych obrazów. Zwykle była naćpana albo w ogóle jej nie
było. Umarła, kiedy miałem osiem lat.
Czy to możliwe, żeby mówił to tak spokojnie?
- A gdzie była pomoc społeczna? - spytała. - Dlaczego nikt się
tobą nie zajął?
- Myślę, że nawet o mnie nie wiedzieli. Kiedy mama umarła,
zamieszkałem na ulicy. Już wcześniej byłem kimś w rodzaju maskotki
kilku członków gangu. Tym łatwiej zaakceptowali mnie i pozostali.
Poza tym byłem bardzo przydatny. Robiłem sprawunki...
Dostarczałem narkotyki, odbierałem pieniądze.
Równie dobrze mógłby mówić o życiu na Saturnie.
- Nie chodziłeś do szkoły?
- Po podstawówce już nie.
- A co z obowiązkiem szkolnym? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl