[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mi tyle miłych i serdecznych słów na powitanie...
W słowach tych brzmiało coś na kształt lekkiego wyrzutu. Dolo-
res wyczuła to natychmiast i zmieszała się ogromnie. Ach, ona
przecież nie mogła przywitać Janka w taki sposób... Nie mogła,
chociaż pragnęła... Spuściła oczy i zarumieniła się mocno...
Janek pożałował natychmiast swoich słów i postanowił wybawić
Dolores z tego zakłopotania. Na usta cisnęły mu się gorące wyrazy
miłości, pojmował jednak, że jeszcze nie pora mówić z Dolo o swo-
ich uczuciach. Wprawdzie i ona zdaje sobie już sprawę ze swojej
miłości, ale jest tak młoda, naiwna i niedoświadczona, że takie
przedwczesne wyznanie mogłoby ją spłoszyć. Nie, nie można jej
jeszcze zadać decydującego pytania. Trzeba mieć cierpliwość i po-
czekać.
Pragnął, aby się uspokoiła i pokonała zmieszanie. Toteż po
chwili zapytał na pozór spokojnie:
Może ci pomóc przy ścinaniu kwiatów?
Dolo odetchnęła z ulgą.
 Tak, proszę cię bardzo. Potrzeba mi dużo kwiatów do przy-
brania stołu.
 Dobrze, pomogÄ™ ci.
 Czy przywitałeś się już z ciocią Melanią?
 Tak. Ona właśnie mi powiedziała, że cię zastanę w ogrodzie.
 A co mówiła na temat twego dyplomu?
 Cieszyła się bardzo.
Dolo obrzuciła Janka promiennym spojrzeniem. W oczach jej
malowała się radość i duma.
 Och, Janku, ukończyłeś twoje studia o wiele wcześniej niż
Egon. On na Wielkanoc przystÄ…pi dopiero do pierwszego egzaminu.
A przecież rozpocząłeś o wiele pózniej od niego.
66
66
 Mnie poszło o wiele łatwiej, bo byłem dobrze przygotowany.
Nauczyłem się wiele w fabryce pod kierunkiem Ralfa.
 Tak, ale Ewa-Maria mówiła, że tobie nauka przychodzi
z większym trudem niż komu innemu, bo nie potrafisz spokojnie
usiedzieć na jednym miejscu.
Janek przeciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ jak struna i westchnÄ…Å‚ z ulgÄ….
 Tak, to było najtrudniejsze! Chwała Bogu, że się to już skoń-
czyło. I jeszcze coś dręczyło mnie tak strasznie...
 Co takiego, Janku?
 Tęsknota. Myślałem wciąż o domu...
 Naprawdę, Janku? Myślałeś często o nas?  spytała cichutko.
 Za często, Dolo. Myśli nie dawały mi spokoju...
Milczeli długą chwilę. Pózniej Janek odezwał się nagle:
 Wiesz, Dolo, prześlicznie ci w tej szarej sukience.
Znowu oblała się zdradzieckim rumieńcem.
 Widzę, że nauczyłeś się prawić komplementy.
 Nie, nie! Mówię przecież prawdę. Do twarzy ci w tym szarym
kolorze. W ogóle wyglądasz teraz zawsze tak elegancko, a przy tym
tak egzotycznie. Umiesz się korzystnie ubierać, wszystkie twoje suk-
nie są ładne. Najbardziej jednak lubię cię w białych sukniach. Biała
 % barwa najlepiej pasuje do ciebie.
 Ja także najchętniej ubieram się w białe suknie. Gdy mieszka-
łam jeszcze w Armadzie, stale ubierałam się na biało. Tylko do
konnej jazdy miałam specjalny ubiór, podobny zresztą do tego, jaki
mam obecnie. Tutaj to nie zawsze uchodzi. LubiÄ™ jednak jasne
kolory i pastelowe tony.
 Masz słuszność.
 Jeżeli chodzi o moje suknie, to powinieneś skierować twoje
pochwały do Ewy-Marii. Zasięgałam często jej rady i nauczyłam się
od niej bardzo wiele.
 Być może, ale i ona powiada, że masz wrodzony dobry smak.
Dolo zmieszała się i zmieniła szybko temat rozmowy.
 Mam teraz dosyć kwiatów, Janku. Chodzmy już do domu!
Włożyła swoje kwiaty do koszyczka, po czym chciała go przewie-
sić przez rękę. Janek jednak wyjął jej koszyk z rąk. Oboje udali się
do domu.
67
67
Ciocia Melania miała jakieś zajęcie, z czego Janek był bardzo
rad. Mógł jeszcze trochę nacieszyć się towarzystwem Dolo. Przyglą-
dał się jej, jak układała kwiaty w wazonach. Każdy jej ruch tchnął
niewysłowionym wdziękiem.
Janek znowu poczuł, jak bardzo kocha tę smukłą dziewczynę, jak
pragnie jej całym sercem, całą duszą. Dla niego była ona uosobie-
niem urody i powabu. Z trudem tylko panował nad sobą.
Rozmawiali o rozmaitych sprawach. Janek zapytał, czy Dolo
codziennie jezdzi konno.
Odpowiedziała twierdząco, po czym dodała z uśmiechem:
 Spodziewam się, że teraz będę miała częściej tę przyjemność.
 Przecież i teraz jezdzisz codziennie?
 Tak, ale to są krótkie przejażdżki. Ciocia Melania nie poz-
wala mi jezdzić samej, a twoja siostra tak prędko męczy się. Nie
potrafi wytrzymać na siodle dłużej niż godzinę.
 A wuj Ludwik?
 Luteczek i Ralf śpieszą się do fabryki i mają niewiele czasu.
Tylko w niedzielę jezdzimy z Luteczkiem przez całe prawie przedpo-
łudnie. Teraz liczę na ciebie. Mam nadzieję, że będziesz często jezdził
w góry do drwali.
 Ja także spodziewam się tego. Postaram się, żeby mi dawano
do załatwienia jak najwięcej spraw poza obrębem fabryki. Wtedy
będę jezdził konno. Naturalnie, że teraz rozpocznie się dla mnie
zupełnie inna, znacznie poważniejsza praca.
 Dlaczego?
 Obecnie zacznę już na dobre pracować w fabryce. To nie to,
co dawniej, gdy przyjeżdżałem tylko do domu na wakacje. Pragnę
zresztą mieć dużo roboty.
 Ale będziesz mnie zabierał na konne przejażdżki?
Oczy jego zabłysły.
 Och, Dolo, z największą chęcią!
Rozmawiali dalej, na pozór bardzo swobodnie, a jednak w roz-
mowie tej drgała jakaś głębsza nuta. Starali się przed sobą nawzajem
ukrywać swoje prawdziwe uczucia. %7ładne z nich nie chciało się
zdradzić. Mimo to każde słowo, najprostsze nawet, nabierało w ich
ustach szczególnego znaczenia. Oboje wyczuwali to podświadomie
68
68
i dlatego ta rozmowa o rzeczach błahych i codziennych sprawiała
obojgu tak wielkÄ… rozkosz.
Nie spostrzegli wcale, jak prędko minął czas do obiadu. Ocknęli
się dopiero, gdy do pokoju wszedł Ludwik Rodenberg.
Dolo podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję.
 Jesteś już, Luteczku? Czy to już pora obiadu?
 Tak, Dolo. Zapewne zagadałaś się z Jankiem.
 Wyobraz sobie Luteczku, że stanął przede mną nagle i nie-
spodziewanie w ogrodzie, zupełnie jakby spadł z nieba. Przestraszy-
Å‚am siÄ™ bardzo.
 Naprawdę? A jak ci się podoba, że Janek został inżynierem?
Zaśmiała się filuternie. W obecności ojca czuła się znacznie pew-
niejsza.
 Byłam zdumiona, Luteczku. Pan inżynier  to już osobistość
godna najwyższego szacunku. Mamy teraz w rodzinie trzech inży-
nierów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl