[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Emma, kochanie  wtrąciła.  Właśnie dlatego, że tak traktowałaś Bow-wow... sposób,
w jaki się nim opiekowałaś, że dałaś mu taki szczęśliwy żywot... chciałam... chciałam prosić cię
o wielką przysługę. Możesz odmówić, ale proszę cię, żebyś to rozważyła.
 Przysługę?  powtórzyła.  Oczywiście, moja droga. O co chodzi?
 A więc  zaczęła Urszula z wyrazem udręki na twarzy.  Mój przyjaciel dostał szczeniaka.
Niestety z powodu choroby w rodzinie, jego żona jest ciężko, bardzo ciężko chora, nie może
zapewnić mu opieki, na jaką zasługuje, tak że na tydzień lub dwa... szuka kogoś, kto mógłby się
nim zająć. Kogoś, kto ofiaruje mu swoją miłość i oddanie. Od razu pomyślałam o tobie.
 Och! Szczeniak? No... nie wiem. To znaczy po Bow-wow... rozumiesz, nie mogłabym
teraz... mieć drugiego psa.
 Ale to tylko szczeniak.  Oczy Urszuli zwilgotniały.  Malutki szczeniaczek. Tylko na
tydzień lub dwa. Wiem, że wspaniale się nim zaopiekujesz.
 Nie wiem, naprawdę  wahała się.  Nie chcę teraz mieć drugiego psa.
 Ja cię nie proszę, żebyś go wzięła. Chciałam tylko, żebyś się nim zaopiekowała, proszę
w imieniu tego pana, którego żona jest tak strasznie chora. On jest rozdarty między żoną i psem.
 Ach, tak jak ja wtedy, gdy Bill był chory. Przypominam sobie teraz. Czasami nie
wiedziałam, czy wziąć psa na spacer, czy zostać przy mężu, tak był chory. Jaki to pies, Urszulo?
 Pokażę ci  rzekła Urszula i otworzyła koszyk. Pekińczyk leżał zwinięty w kłębuszek,
wyczerpany kulturalnymi doznaniami na koncercie, i spał. Urszula chwyciła go
bezceremonialnie za kark i podsunęła zdumionej Emmie pod nos.
 Spójrz na niego! Biedne maleństwo!
 Och, biedne maleństwo  powtórzyła bezwiednie Emma. Urszula próbowała przytulić
szczeniaka, który, ku mej satysfakcji, ugryzł ją w palec.
 Tylko spójrz na niego!  Głos jej drżał, gdy próbowała utrzymać wyrywającego się
szczeniaka.  Biedactwo samo nie wie, czego chce. Został brutalnie oderwany od swojej rodziny.
Emmo, nie zostawisz go w takim stanie?
Byłem tak zafascynowany wirtuozerskim rozegraniem sprawy przez Urszulę, że tylko
patrzyłem w milczeniu.
 To małe opuszczone stworzonko  ciągnęła, starając się uwolnić palec z jego zaciśniętych
szczęk  to małe stworzonko pragnie tylko trochę towarzystwa, odrobinę pomocy w swoich
zmaganiach... tak jak mój przyjaciel.
 Rzeczywiście, muszę przyznać, że jest milutki  powiedziała wyraznie poruszona Emma.
 O tak!  Urszula chwyciła go zdecydowanie za pysk, zapobiegając w ten sposób dalszemu
gryzieniu.  Absolutnie uroczy i wydaje mi się, nie jestem pewna, ale na pewno przyuczony do
życia w mieszkaniu... Tylko na tydzień, droga Emmo... Mogłabyś spojrzeć na to jak na... na
przyjęcie pod swój dach pensjonariusza czy coś w tym rodzaju?
Nie dla każdego bym to zrobiła  powiedziała Emma, nieruchomo wpatrując się w wijącego
się szczeniaka o różowym, tłustym brzuszku, białym gęstym futrze i dużych wyłupiastych
oczach.  Ale rzeczywiście szczeniak jest uroczy i ponieważ tak prosisz... myślę, że... chyba go
wezmę na tydzień.
 Kochanie!  uradowała się Urszula.  Niech cię Bóg błogosławi!  Wcisnęła szczeniaka
z powrotem do koszyka. Podeszła do Emmy, uścisnęła ją i ucałowała w oba policzki.  Zawsze
wiedziałam  zajrzała jej w oczy swoim cudownie jasnym spojrzeniem, przejmującym i, jak
zdążyłem zauważyć, także niszczącym  że ze wszystkich ludzi ty jedna nie odwrócisz się od
tego maleństwa.
Mówiła z takim uczuciem, że chciałem już wyjąć chusteczkę, by otrzeć napływające łzy.
Podziękowaliśmy za następną filiżankę herbaty, kawałek niejadalnego ciasta i w końcu
udało się nam wyjść. Szliśmy ulicą w stronę dworca, Urszula objęła mnie ramieniem i mocno
przytuliła.
 Bardzo ci dziękuję, kochanie. Tak mi pomogłeś.
 Pomogłem? Nic nie zrobiłem.
 Ale byłeś tam, rozumiesz... siłą swojej obecności.
 Czy możesz mi wyjaśnić  poprosiłem zaciekawiony  dlaczego narzucasz tej biednej
kobiecie towarzystwo mściwego szczeniaka, kiedy ona wcale sobie tego nie życzy?
 Nie znasz Emmy  stwierdziła Urszula, co było oczywiście prawdą.
 Więc powiedz mi.
 Zaczęło się od choroby jej męża, potem kupili Bow-wow i Emma była rozdarta między
mężem a psem, potem umarł mąż i Emma skonsternowała się, czy jak tam to nazwiesz,
wyłącznie na psie. Pózniej potrącono Bow-wow i od tego czasu ona się zapada. Kochanie, to
przecież widać. Za każdym razem, gdy ją odwiedzam, widzę jak staje się coraz bardziej no...
jędzowata.
 W jaki sposób ma jej pomóc ten pies?
 To oczywiste. Jest najbardziej wściekłym psem z całego miotu. Bez wątpienia pogryzie
listonosza czy dostawcę warzyw, czy kogokolwiek, kto pojawi się w drzwiach. Poza tym jak na
pekińczyka ma długie włosy i będzie je zostawiał po całym mieszkaniu, nie jest nauczony
załatwiać się na dworze, więc będzie siusiał gdzie popadnie.
 Chwileczkę  przerwałem.  I ty sądzisz, że to odpowiedni prezent dla kruchej staruszki,
która właśnie straciła swojego ukochanego psa?
Ależ to jedyny możliwy prezent w tej sytuacji.  Zatrzymała się pod uliczną latarnią
i spojrzała mi w oczy.  Bow-wow był dokładnie taki sam. Wszędzie zostawiał sierść i jeśli nie
wyprowadzono go na dwór, siusiał w korytarzu, a Emma miała powód, żeby narzekać przez
kilka następnych dni... Dzięki temu coś robiła. Po śmierci męża, a potem psa, siedziała
bezczynnie i zaczęła się pogrążać w szarej nicości. Ten szczeniak zacznie ją gryzć i wszystkich
naokoło, będą sprawy w sądzie, sierść po całym domu, plamy po moczu, a Emma będzie
szczęśliwa jak nigdy.
Przyjrzałem się uważnie Urszuli i po raz pierwszy zobaczyłem, jaka jest naprawdę.
 Wiesz co  powiedziałem, obejmując ją czule ramieniem i całując  jesteś całkiem miła.
 Tu nie chodzi o bycie miłym  zaoponowała, uwalniając się z moich objęć.  Ona jest po
prostu uroczą staruszką i chciałabym, żeby zaznała w życiu jeszcze trochę radości. Z pieskiem
będzie jej weselej.
 Nigdy bym o tym nie pomyślał.
 Pomyślałbyś, kochanie  zapewniła uśmiechając się do mnie uroczo.  Jesteś taki sprytny.
 Czasami  rzekłem biorąc ją pod ramię  czasami zaczynam się zastanawiać, czy
rzeczywiście jestem taki sprytny.
W ciągu następnych kilku miesięcy przeżyłem wiele wspaniałych chwil. Urszula była tak
absolutną ignorantką, że trudno jej było nie szanować. Szybko zrozumiałem, że dla uniknięcia
kłopotliwych sytuacji należy zabierać ją raczej na wieś niż do restauracji i innych miejsc
publicznych. Przynajmniej w lesie kukułki, skowronki i jeże akceptowały ją bez zastrzeżeń, jako
naturalną i miłą. W Bournemouth zaraz siała zamęt i zgorszenie, brykając jak młody, dziki koń.
Jednakże nawet las nie okazał się całkiem bezpieczny. Pokazałem jej kiedyś pas zalesionego
terenu, na którym lęgło się niesamowicie dużo ptaków. Urszula oszalała z radości i wydając
okrzyki zachwytu, zaczęła zaglądać do gniazd pełnych spasionych piskląt z szeroko otwartymi
dziobami oraz niebieskich i brązowych jajek. Domagała się ode mnie codziennych wizyt w lesie
i składania jej telefonicznych sprawozdań na temat wykluwania się i rozwoju piskląt. Kilka
tygodni pózniej odwiedziliśmy nasze miejsce i z przerażeniem stwierdziliśmy, że przechodziła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl