[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zajętego swoją kolejką. - Jedliście już kolację?
S
R
- Zjadłam z Benem. Nie ma sensu, by służba
dwa razy serwowała posiłek.
- Bardzo rozsądnie. Więc teraz ja coś zjem,
podczas gdy mały będzie się kąpał i układał do snu,
a kiedy zaśnie, porozmawiamy o przyszłości.
Trzeba podjąć jakąś decyzję.
- Skończyłem składać tory, chodz, zobacz - pi-
snął malec. - Pościgamy się!
- Przygotuj się na przegraną, młody człowieku
- uśmiechnął się książę.
- Ale ja mam ekspresowy pociąg - Ben nie
miał zamiaru łatwo ulec.
Kątem oka Rico spostrzegł, że ciotka chłopca
wymknęła się z pokoju. Usiadł na dywanie, by
bawić się z bratankiem. Czuł się znacznie lepiej,
gdy tej kobiety nie było w pobliżu. Przedsięwzię-
cie, które zamierzył, wydało mu się teraz trudne do
udzwignięcia nawet w imię pamięci Paola.
Lizzy uśpiła małego. Potem zwykle sama brała
kąpiel i czytała przed snem, lecz dziś musiała
stanąć twarzą w twarz z księciem.
Z niepokoju aż ją ściskało w żołądku. Nie miała
pojęcia, jakie rozwiązanie wymyślił. Cokolwiek
to było, nie pozwoli sobie zabrać dziecka. Zasta-
ła go w salonie. Stał przy oknie wpatrzony w ciem-
ny ogród. Trzymał w dłoni kieliszek brandy. Nie
mogła zaprzeczyć, że był najprzystojniejszym
S
R
mężczyzną, jakiego widziała i robił na niej wiel-
kie wrażenie. Poczuła zakłopotanie. Nie powinna
w ogóle myśleć o takich rzeczach.
Odwróci! się i spojrzał, gdy weszła. Od razu
wystąpiły jej czerwone plamy na twarzy, jak
zwykle, gdy tylko poczuła na sobie jego wzrok.
Wiem, że okropnie wyglądam. Nic nie mogę na
to poradzić, więc nie patrz, poprosiła w myś-
lach.
- Zechce pani usiąść?
Lizzy opadła na kanapę. Książę zajął miejsce
naprzeciwko, po drugiej stronie niskiego stolika.
Przez moment wpatrywał się w kieliszek brandy,
w końcu zaczął mówić.
- Rozumiem, że trudno to będzie zaakcepto-
wać, lecz mam nadzieję, iż sytuacja skłoni panią do
wyrażenia zgody, skoro oboje wiemy, iż życie
Bena nie może przebiegać tak jak dotąd.
Dziewczyna chciała coś rzec, lecz nie dal jej
dojść do słowa.
- Nim pani coś powie, proszę mnie wysłuchać.
Wiem, że to niełatwe, ale nie mamy wyboru. Nie
może pani zaprzeczyć powiązaniom rodzinnym
Bena. Jest księciem i nic tego nie zmieni. To dar
Boży, iż został przywrócony naszej rodzinie. Wie-
my, jak bardzo jesteście do siebie przywiązani.
Dałem słowo, iż nic tego nie naruszy, ale... - Za-
czerpnął tchu. - Musi pani zaakceptować fakt, że
S
R
jego życie się zmieni. Winniście zamieszkać w San
Lucenzo.
Lizzy zbladła, oddychała z trudem, lecz mu nie
przerywała.
- Nie ma łatwego wyjścia z tej sytuacji - ciąg-
nął. - Chciałbym jednak coś zaproponować. Nale-
ży natychmiast przedsięwziąć działania, które mo-
gą wydawać się drastyczne, lecz są konieczne.
Książę wiedział, że musi to w końcu powie-
dzieć, a potem chyba zaraz ucieknie z salonu.
Spojrzał w twarz tej zupełnie obcej kobiecie i rzekł:
- Musimy się pobrać, panno Mitchell.
Dziewczyna nie poruszyła się. Książę zdawał
sobie sprawę, iż jego słowa musiały wydawać się
szalone, lecz taka była potrzeba chwili. Luca prze-
konał go, że to jedyne wyjście, by dziecko razem
z adopcyjną matką znalazło się w San Lucenzo.
Małżeństwo z rozsądku, z książęcego obowiązku
wynikającego z racji stanu.
Rico zacisnął zęby, miał ochotę wypić brandy,
lecz czul, że byłoby to niestosowne. Dlaczego nie
odpowiadała? Zaczął ogarniać go gniew. To wszyst-
ko nie było łatwe. Mimowiednie przechylił kieli-
szek i pociągnął łyk alkoholu.
Lizzy nagle wstała.
- Pan zwariował - powiedziała nieswoim gło-
sem.
S
R
Księciu pociemniały oczy. Mógł się tego spo-
dziewać.
- Jestem tylko pragmatyczny. Proszę usiąść.
Usiadła. Rico podejrzewał, że nogi po prostu
odmówiły jej posłuszeństwa.
- Jeśli mnie pani poślubi, większość proble-
mów zniknie. Mały książę Ceraldi będzie wy-
chowywany w odpowiednich warunkach. Nie
może mieszkać za granicą pod pani opieką, ale...
jeśli zostaniemy rodziną, łatwiej mu będzie do-
stosować się do nowego życia. Chyba pani to
rozumie.
- Nie.
- Wiem, że to trudne, ale...
- To najbardziej bezsensowna i pozbawiona
taktu propozycja,- z jaką się spotkałam. Jak pan
mógł? To niepojęte!
- Chodzi o względy praktyczne. - Książę
uniósł rękę.
Lizzy patrzyła na niego, jakby przemawiał po
chińsku.
- Zlub odbyłby się jedynie w celu uregulo-
wania sytuacji życiowej mojego bratanka. Jako
moja żona stanie się pani jedną z Ceraldich,
zyska miejsce w naszej rodzinie i pozycję upraw-
niającą do pełnienia roli adopcyjnej matki wnuka
panującego księcia. Zapewniam, że sam ślub to
jedynie czasowa formalność. Kiedy tylko Ben
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl