[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lawendy zakręcił mu w nosie, kiedy przysunął za blisko twarz do jej
włosów.
Ubrał się cicho i wymknął do izby.
Gdyby się obudziła, mógłby powiedzieć, że chciało mu się pić.
Mógłby powiedzieć, że widział beczkę z wodą przy stole w szpitalnej izbie
i chciał przynieść sobie kubek.
Ona jednak spała spokojnie. Pomrukiwała coś słodko, kiedy on
ostrożnie wyciągał swoją koszulę spod jej głowy.
Teraz, kiedy oczy przywykły do ciemności, szafa połyskiwała
leciutko. Bez problemu znalazł klucze. Cichy zgrzyt metalu o metal, kiedy
wsunął klucz do zamka, był taki głośny, że aż podskoczył. Przecież chorzy
mogliby go usłyszeć.
Oni jednak chrapali miarowo. Przypomniał sobie, że Reina dała im
coś na sen. Wymacał palcami potrzebne mu słoiczki. Wahał się.
Zawierały trujące środki. Właściwie to, co chciał zrobić, jest
równoznaczne z morderstwem. Ale przecież musi jej coś dać. Musi
wypełnić swoją część umowy. Wtedy będą się mogli rozejść bez żadnych
zobowiązań.
Wyjął jakiś mały słoiczek i przyglądał mu się w słabej poświacie
płynącej z okna.
Nagle usłyszał czyjeś kroki na ganku. Przez chwilę zastanawiał się,
czy nie zatrzasnąć szafy i nie ukryć się.
Zanim jeszcze zdążył cokolwiek postanowić, w otwartych drzwiach
pojawiła się jakaś postać. Wiedział, że ona go widzi. Zrozumiał, że
natychmiast zorientowała się w sytuacji i że go rozpoznała.
Johanna stała jak przymurowana do futryny drzwi i wpatrywała się w
Arilla. Potem spokojnie podeszła do paleniska, wsunęła jakiś wiórek w
tlące się pod popiołem węgle i czekała, aż się zajmie. Pózniej bez słowa
weszła do swojej prywatnej izby, Arill nie zamknął drzwi. Tam zapaliła
lampę i usiadła przy stole. On wciąż stał z zakazanym lekarstwem w ręce.
Serce tłukło mu się w piersi.
Ona milcząc czekała na niego. Zdjęła z siebie żakiet i położyła go na
kolanach.
Jej oczy...
Przeniknął go dreszcz.
Te oczy go do siebie przyciągały, wciąż nie padło ani jedno pytanie.
Niczym we śnie przeszedł przez izbę, bezszelestnie postawił słoiczek na
stole. Kieliszki po winie...
Ona najwyrazniej zdążyła się już domyślić przynajmniej połowy
historii.
- Usiądz, Arillu Storlendet. Mam wrażenie, że nie powinniśmy
wtajemniczać Reiny od razu w całą historię.
Skinął sztywno głową. Ona ujęła słoiczek, popatrzyła na etykietę.
- Chciałeś ukraść lekarstwo. Po co ci ono, Arillu Storlendet? W jej
głosie było coś więcej niż grozba. To była lodowata nienawiść. I coś jakby
nuta lęku.
Westchnął ciężko. Myśli w galopie przepływały przez jego głowę.
Może powinien powiedzieć coś o starym psie, którego nie jest w stanie
zastrzelić? A może o pladze szczurów we dworze?
Nie. Ona nigdy w coś takiego nie uwierzy.
Odetchnął głęboko i wyznał jej prawdę w kilku krótkich, pełnych
goryczy zdaniach.
ROZDZIAA DZIEWITY
- Ale teraz już wiesz, że mimo wszystko przegrałeś - powiedziała
Johanna łagodnie.
Drżał, słysząc ten jej ton, oczekiwał raczej przekleństw, może nawet
ciosów.
Ona jednak siedziała całkiem spokojnie i słuchała jego nieskładnej
opowieści.
Nie mógł się uwolnić od jej przenikliwego spojrzenia. Zauważył, że
oczy Johanny mają różną barwę. To także go przeraziło. Przedtem myślał,
że tak mu się tylko wydaje.
Teraz dostrzegał, że zielone plamki mienią się niespokojnie w
jednym oku, podczas gdy drugie jest niebieskie i spokojne niczym morze.
Postawiła słoiczek między nimi.
- Więc w ten sposób chciałbyś się pozbyć konsekwencji swego
grzechu? Chciałeś tym zamordować dziecko swoje i Ingalill?
Szczerze potwierdził.
- Wiem, że możesz mnie za to zaprowadzić na szubienicę, Johanno.
Ale przy okazji ty także musiałabyś się wytłumaczyć, dlaczego trzymasz
taką truciznę w domu!
Uśmiechnęła się złośliwie.
- Wziąłeś niewłaściwy słoik - powiedziała po prostu. - Ten środek
spowodowałby jedynie nieznaczne skurcze brzucha u Ingalill. To jest
trucizna, muszę przyznać. Ale nie taka, która zabija, to nie zrobi krzywdy
ani mężczyznie, ani płodowi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl