[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tuż za nią Sandera.
Poruszał się tak lekko, że jego kroków w ogóle nie było słychać.
Na górze były kolejne drzwi. Zaskrzypiały, na szczęście krótko, w momencie gdy je
otwierała. Wyczuła, że Sander zatrzymał się dokładnie u szczytu schodów.
Benedikte postąpiła o parę kroków naprzód, nim stanęła bez ruchu. Jak na razie wszystko
szło gładko. Zmierzali bezpośrednio do celu, nie popełniając ani jednego błędu. Nareszcie
znalezli się na tajemniczym piętrze.
Dziewczyna starała się wychwycić panujący tu nastrój. Zmarszczyła brwi.
Wyczuwała przed sobą dużą przestrzeń, prawdopodobnie górny hall. Bała się zrobić choćby
jeden krok, bo nie wiedziała, w którym miejscu znajdują się zdradliwe schody. Nie dlatego
jednak stała nieruchomo, powód był inny:
Uczucie, że nie jest na ciemnym strychu całkiem sama. Gdzieś w pobliżu był jeszcze ktoś;
ktoś, kto chciał wyrządzić jej krzywdę.
Czy miała szukać ochrony u Sandera Brinka? Nie, to niemądre.
Próbowała się zorientować, gdzie jest, i tuż koło drzwi przysunęła się do ściany. Pomacała ją
ręką. Rozrywające się pod palcami pajęczyny... I nagle coś poczuła! Coś miękkiego, co się
poddawało.
Gdy zrozumiała, co to jest, gorączkowo zaczęła szukać klamki, ale było już za pózno.
Ciemność wokół niej nagle ożyła, zaskakująco silne ramiona owinęły się wokół jej ciała, coś
oplątało jej nogi, tak że nie mogła nimi poruszyć. Próbowała przywołać Sandera i Svega, ale
jakby tonęła w czymś parującym, spoconym i dławiąco miękkim.
Chcąc się uwolnić, rzuciła się na podłogę i potoczyła po niej. Kątem oka dostrzegła, że
Sander także bierze udział w tej szamotaninie, sypiąc niewyszukanymi przekleństwami. Na
schodach rozległo się dudnienie ciężkich kroków Svega, biegnącego w górę, ale wydawało
41
się, że niewidzialne stwory widzą w ciemności. Chwyciły Benedikte za ramię i pociągnęły ją
po podłodze, wyraznie zmierzając do określonego celu. Sander został najprawdopodobniej
unieszkodliwiony. Benedikte najpierw słyszała jego krzyki, ale wkrótce zapadła złowroga
cisza. Zorientowała się, że i on jest wleczony po podłodze. Napastnicy, porozumiewający się
niezrozumiałym sykiem, wykazywali nadzwyczajne siły. Działali w sposób planowy,
straszliwie pewni, dokąd zmierzają.
Podłoga była zakurzona i cuchnąca, twarz Benedikte oblepiały pajęczyny. Walczyła, pragnąc
uwolnić się od nieforemnej masy, która nieubłaganie ciągnęła ją w określonym kierunku. I
nagle znalezli się pod jakimś oknem, a we wpadającym przez nie słabym nocnym świetle
dziewczyna ujrzała, że w podłodze otwiera się przed nią czarna otchłań, przesłonięta jedynie
welonami pajęczych sieci. Schody, symbol wszystkiego, co w tym domu obróciło się w ruinę.
Wtedy zaczęła krzyczeć. Krzyczeć z całych sił ze względu na Sandera, który był
nieprzytomny i nie mógł się bronić przed zepchnięciem w straszną przepaść.
Poczuła na swych ustach dłoń, która starała się stłumić jej głos, ale ta dłoń została siłą
oderwana i Benedikte usłyszała lensmana Svega. Olsen także najwyrazniej zdążył już
wrócić, bo nagle na spróchniałym szczycie schodów zrobiło się ciasno. I Olsen miał przy
sobie latarenkę! Zaskoczone liczbą przeciwników i oślepione światłem furie zamarły na
moment, a wtedy Benedikte zwinnie niby kot odsunęła się od niebezpiecznej przepaści.
Sveg rozluznił więzy krępujące jej nogi, a Olsen odciągnął Sandera w bezpieczne miejsce.
W ciągu paru minut trzy siostry Martinsen zostały obezwładnione i związane sznurem do
bielizny, zerwanym spod sufitu.
- A teraz, moje panie - lodowatym tonem oznajmił lensman - obejrzymy sobie, co też takiego
kryje się na tym piętrze.
Słysząc to Benedikte jęknęła w duchu, a jedyną odpowiedzią, jaką Sveg uzyskał od
mieszkanek nawiedzonego domu, było niecelne splunięcie Beate.
- Ja... chyba zejdę na dół - oznajmiła Benedikte tchórzliwie.
- Dlaczego? Po co? - zdziwił się Sander. Nadal niepewnie trzymał się na nogach i co chwila
łapał za głowę, ale i tak wyszedł z tej przygody lepiej, niż można było się spodziewać.
- Może szczególne zdolności nie są chyba tu potrzebne - odparła słabym głosem.
- Nic o tym na razie nie wiemy - stwierdził lensman. On i Sander przypatrywali się jej ze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl