[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odrywając od niej wzroku. Gdy skończyła, rzekł:
- To był długi monolog.
- Dałam się trochę ponieść emocjom - przyznała.
- I wysÅ‚uchaÅ‚em go z przyjemnoÅ›ciÄ…. Rzadko dziÅ› spoty­
ka się ludzi tak rozmiłowanych w swoim mieście.
W tym momencie podszedł Jack.
- Przepraszam - powiedział - czy mogę z nią zatańczyć?
Za wszelkÄ… cenÄ™ 251
- Ależ bardzo proszę - odparł Franklin.
Jack objął ją i poprowadził na parkiet.
- A więc - zapytał, gdy już tańczyli przytuleni do siebie
- czy wyśpiewałaś pochwałę Newport Falls?
- StaraÅ‚am siÄ™ - odparÅ‚a. - Ale nie wiem, czy to coÅ› po­
mogło. On zdecydował już wcześniej.
- JeÅ›li ktokolwiek może wpÅ‚ynąć na zmianÄ™ decyzji Fran­
klina, to tylko ty.
Uśmiechnęła się, słysząc tę pochwałę.
- Z kim jeszcze mam dziÅ› wieczorem rozmawiać? - za­
pytała.
- Tylko ze mną - odparł. Jego usta niby przypadkiem
musnęły jej wÅ‚osy i poczuÅ‚a w caÅ‚ym ciele rozkoszne mro­
wienie.
- A reszta zarzÄ…du?
- Ja siÄ™ nimi zajmÄ™.
- Ale czy nie przyjechałam tu, żeby się z nimi spotkać?
- Nie. Wiem, jak pracuje Franklin. JeÅ›li ktoÅ› usiÅ‚uje wy­
musić na nim podpisanie jakiejÅ› umowy, z miejsca odma­
wia. RozmawiaÅ‚em już z nim o Newport Falls. ChciaÅ‚ usÅ‚y­
szeć o tym mieście od kogoś, kto je naprawdę kocha. Jest
sprytnym człowiekiem i natychmiast wyczułby wszelki
fałsz.
Katie ujęło, że Jack zadaje sobie dla niej tyle trudu. Po­
prosiła go tylko o pieniądze mogące uratować gazetę, on zaś
pomaga jej ocalić całe miasto.
Przez chwilę tańczyli w milczeniu. Objął ją mocniej.
- Katie - powiedział - chcę, żebyś wiedziała, że jest mi
z tobÄ… bardzo dobrze.
252 Margaret Allison
Przestała tańczyć, popatrzyła na niego i nagle zapragnęła
znów go pocałować.
- Więc gdzie idziemy na obiad? - spytała.
- Zapomniałem, że ty jesz.
- Jak to?
- WiÄ™kszość znanych mi kobiet w ogóle nie je lub przy­
najmniej tak twierdzi.
- Wielkie dzięki za komplement - zażartowała. - Jesteś
niezwykle uprzejmy.
Uśmiechnął się, wziął ją za rękę i wyszli z sali balowej.
Zanim znalezli się na ulicy, Katie przystanęła.
- Jack - powiedziała - raz jeszcze dziękuję ci za wszystko,
co robisz. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
Podniósł jej dłoń do ust.
- Chcę, żebyś była szczęśliwa - rzekł, całując jej palce.
Zawahała się. Dotyk jego warg był taki łagodny i kuszący.
- Jestem ci... wdzięczna - zdołała wyjąkać.
- To dopiero początek - odrzekł. - Chodzmy.
W limuzynie zwrócił się do szofera:
- Mamy tutaj głodną damę, Ralph. Jedzmy do  Fachette".
Podczas jazdy milczeli, lecz Katie parę razy zerknęła na
Jacka. Siedział nieruchomo i wpatrywał się w nią. Poczuła
się skrępowana i w końcu spytała:
- Czy coś się stało?
Nachylił się i przez moment myślała, że ją pocałuje. On
jednak tylko wyjął szpilki z jej włosów. Poczuła z ulgą, że
rozpuszczone sploty spłynęły jej na ramiona. Poprzednio
ściągnęła je do tyłu tylko po to, by wydać mu się bardziej
elegancka.
Za wszelkÄ… cenÄ™ 253
- No tak - zawyrokował - teraz lepiej.
W wytwornej restauracji panowaÅ‚ półmrok. Mimo że by­
Å‚a peÅ‚na goÅ›ci, kierownik, który rozpoznaÅ‚ Jacka, zaprowa­
dził ich natychmiast do boksu wyłożonego rdzawoczerwo-
nym aksamitem i skórą. Katie zajrzała do menu i aż jęknęła,
ujrzawszy astronomiczne ceny. Jednak niewzruszony Jack
zamówił butelkę szampana, kosztującą zapewne więcej niż
tygodniowa pensja Marcelli, i wzniósł kieliszek.
- Za starą przyjazń.
Odniosła wrażenie, że usiłuje jej dowieść, że nie jest już
biednym bezdomnym chłopcem.
- Nie musiaÅ‚eÅ› zabierać mnie tutaj - rzekÅ‚a. - Wystarczy­
Å‚yby hamburgery.
- Wiem. Ale sądziłem, że ci się tu spodoba.
- OczywiÅ›cie, to bardzo miÅ‚y lokai, tylko trochÄ™ sztyw­
ny i oficjalny.
Uśmiechnął się.
- Wolisz restauracjÄ™ w Newport Falls?
- Och, bez porównania. - Rozejrzała się po elegancko
ubranych ludziach. Wszyscy szeptali cicho, pochyleni nad
swymi talerzami. Wydawali się spięci i chyba nie bawili się
zbyt upojnie za swe ciężkie pieniądze. - Ale wszędzie jest
mi z tobÄ… dobrze.
Wrócił kelner i Jack rzekł do niego:
- Poprosimy nasze potrawy na wynos.
- Na wynos? - powtórzył tamten pogardliwym tonem.
Uśmiechnęła się. Co Jack znów wymyślił?
Po kilku chwilach szli z powrotem do samochodu, nio­
sÄ…c torby z jedzeniem.
254 Margaret Allison
- Zawiozę cię w o wiele przyjemniejsze miejsce - oznajmił.
- Gdzie?
- Chciałbym pokazać ci moje mieszkanie.
Wsiedli do limuzyny.
- Jedziemy do domu, Ralph - rzucił.
W samochodzie zapachniało smakowicie ich obiadem.
Niebawem zatrzymali siÄ™ przed niebotycznym szklanym
wieżowcem. Jack przywitaÅ‚ siÄ™ z portierem i weszli do ol­
brzymiego holu ozdobionego kwiatami, z umieszczonÄ… po­
Å›rodku marmurowÄ… fontannÄ…. PoÅ‚ożyÅ‚ Katie rÄ™kÄ™ na ramie­
niu i poszli do windy.
Ogarnął ją niepokój. Wielekroć marzyła o tej chwili, lecz
nie przypuszczała, że będzie odczuwać takie napięcie.
Drzwi windy otwarły się nie na korytarz, tylko na wielki
apartament. Za ogromnymi oknami, siÄ™gajÄ…cymi od podÅ‚o­
gi do sufitu, rozpościerała się imponująca panorama miasta.
Jack zapalił halogenową lampę. Jej przyćmione, nastrojowe
Å›wiatÅ‚o wydobyÅ‚o z mroku Å›cianÄ™, na której wisiaÅ‚y bezcen­
ne dzieła sztuki. Zalśniły stylowe meble z chromu i czarnej
skóry oraz wypolerowana podÅ‚oga z twardego drewna. By­
Å‚o to piÄ™kne pomieszczenie, lecz przypominaÅ‚o raczej mu­
zeum niż dom.
Jack postawiÅ‚ torby z jedzeniem na szklanym stole i pod­
sunÄ…Å‚ jej fotel.
- Może zabierzmy się do jedzenia? - zaproponował.
Nie zamierzał przywozić jej tutaj. Katie najwyrazniej na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl