[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pierwsze duże krople deszczu spadÅ‚y na jej twarz. Prze­
rwała wspinaczkę i poprawiła szal, mocniej zaciskając go
na głowie. Mokre włosy przyklejały się do spoconego czoła.
Budynki świątyni w dole wyglądały jak zabawki. Była już
wysoko na górze, ale nigdzie nie dostrzegaÅ‚a Å›ladu dziew­
czynki. Ulubiony czerwony szal Niobe zaczepił się o krzak
w poÅ‚owie wysokoÅ›ci góry i trzepotaÅ‚ na wietrze, ale jej ni­
gdzie nie było widać. Z trudem hamując niepokój, Helena
wspinała się korytem wyschniętego potoku. Przynajmniej
nie musiała się obawiać, że wiatr zdmuchnął dziewczynkę
w przepaść. Deszcz jeszcze nie zaczął padać, a Niobe była
rozsądna i wiedziała, jak szybko puste koryta wypełniają
siÄ™ rwÄ…cÄ… wodÄ… w czasie burzy.
Przystanęła, żeby się zastanowić. Jeszcze nigdy nikt tutaj
nie zginÄ…Å‚. Wyspa byÅ‚a wolna od plagi porwaÅ„, które prze­
Å›ladowaÅ‚y inne spoÅ‚ecznoÅ›ci. %7Å‚eglarze respektowali Å›wiÄ™­
tość tego miejsca. Niobe musiała być gdzieś niedaleko.
Wiatr wpychaÅ‚ szal w jej usta. Odsunęła go niecierpli­
wym gestem. Musiała znalezć Niobe, nim burza rozszaleje
się na dobre. Nie mogła tutaj zostawić bezbronnej dziew-
199
czynki. Bystrość Niobe ocaliÅ‚a jej życie przed kilkoma dnia­
mi i musiała odpłacić jej tym samym. Nie mogła przerwać
poszukiwań. Postanowiła jeszcze raz okrążyć zbocze.
Chociaż byÅ‚o dopiero popoÅ‚udnie, niebo zupeÅ‚nie po­
czerniaÅ‚o. Helena wiedziaÅ‚a, że bogowie nie lubiÄ…, gdy kto­
kolwiek znajduje się na tej górze podczas burzy. Może
Niobe wróciła do świątyni inną drogą? Oparła dłonie na
kolanach i odetchnęła gÅ‚Ä™boko. GardÅ‚o już jÄ… bolaÅ‚o od na­
woÅ‚ywaÅ„. SpróbowaÅ‚a jeszcze raz, ale i tym razem nie usÅ‚y­
szała żadnej odpowiedzi.
Przedarła się przez cierniste krzaki i znalazła się nad
maÅ‚ym strumykiem pÅ‚ynÄ…cym po dnie kolejnego kamien­
nego koryta. Ugasiła pragnienie, zimna woda pomogła jej
odzyskać spokój. ZakoÅ‚ysaÅ‚a siÄ™ na piÄ™tach, próbujÄ…c po­
myśleć rozsądnie. Niobe nigdy nie stało się na tej górze nic
zÅ‚ego, nawet podczas ostatniej burzy, kiedy zniknęła. Ciot­
ka Flawia powiedziaÅ‚a wtedy, że dziewczynka jest pod spe­
cjalnÄ… ochronÄ… Kybele. Na pewno schowaÅ‚a siÄ™ gdzieÅ›, że­
by przeczekać najgorszą ulewę. Helena wstała i jeszcze raz
rozejrzaÅ‚a siÄ™ dokoÅ‚a, ale nie zobaczyÅ‚a ani Å›ladu żadnej ży­
wej istoty.
Deszcz zaczął padać na dobre, szybko przechodząc
w ulewę. Poprawiła szal, żeby lepiej osłonić głowę. Zimne
krople przesiÄ…kaÅ‚y przez szatÄ™. Gdy wróci do Å›wiÄ…tyni, Gal­
la na pewno każe jej wypić kubek gorącego wina. Poczuła
smak napoju sÅ‚odzonego miodem i przyjemne ciepÅ‚o kub­
ka w dłoniach.
Nad jej gÅ‚owÄ… rozlegÅ‚ siÄ™ silny grzmot, bÅ‚yskawica prze­
cięła niebo, rozświetlając całą okolicę białym blaskiem.
200
Helena zastygÅ‚a. WróciÅ‚o do niej wspomnienie czar­
nej mgÅ‚y z jaskini Kybele. OddaÅ‚aby wszystko, gdyby te­
raz ktoÅ› byÅ‚ przy niej. ZapanowaÅ‚a ciemność, a wyobraz­
nia malowała obraz harpii i furii, ścigających się w swych
rydwanach i polujących na zagubione dusze. Dopadły ją
wspomnienia burzy, którą przeżyła kiedyś na tej górze.
Przy każdym kroku miała w oczach obraz tego, co stało
się wówczas. Słyszała krzyki matki, a zarazem nawiedzał ją
okropny chłód jaskini. Czuła go w sobie, nieznośny ciężar
znów zaczÄ…Å‚ uciskać jej pierÅ›. PotrzÄ…snęła gÅ‚owÄ…, by rozjaÅ›­
nić myśli. Po chwili uspokoiła się nieco. Nie znajdowała się
przecież w jaskini. Wtedy zasÅ‚abÅ‚a z powodu zÅ‚ego powie­
trza, a tutaj powietrze byÅ‚o Å›wieże i czyste. Odetchnęła gÅ‚Ä™­
boko. Na otwartej przestrzeni nic jej nie groziło.
Nieco wyżej rosÅ‚a powykrÄ™cana sosna, do poÅ‚owy spalo­
na od pioruna. ZwÄ™glony pieÅ„ zdążyÅ‚ już przybrać srebrzy­
stą barwę. Spojrzała przez ramię w dół, na świątynię. Białe
budynki były prawie niewidoczne za strugami deszczu. Od
świątyni dzieliła ją duża odległość. Była pewna, że następny
grom Jowisza okaże siÄ™ celny. Jowisz nigdy nie chybiaÅ‚, za­
wsze zabijaÅ‚ ludzi, którzy uważali, że mogÄ… bratać siÄ™ z bo­
gami. Tak jak jej matka.
Przyłożyła rękę do gardła, próbując opanować panikę.
Nie mogła zostać na otwartej przestrzeni. Musiała ukryć
się gdzieś przed burzą i przeczekać najgorsze. Wiedziała,
że lęki znikną, gdy znów pojawi się słońce.
Wspięła się jeszcze kilkaset kroków do miejsca, gdzie
w zboczu góry znajdowaÅ‚a siÄ™ pÅ‚ytka jaskinia. WejÅ›cie za­
słonięte było krzakami, które chroniły przed deszczem. He-
201
lena z ulgÄ… opadÅ‚a na suchÄ… ziemiÄ™ i oplotÅ‚a ramionami ko­
lana, próbując nie zwracać uwagi na kolejne grzmoty i nie
myÅ›leć o tym, co zdarzyÅ‚o siÄ™ podczas tamtej burzy. StrzÄ…s­
nęła krople deszczu z dÅ‚oni i z szala, zgarnęła kilka kawaÅ‚­
ków suchego drewna i liści i popatrzyła na niewielki stosik.
Wiedziała, że nie uda jej się utrzymać płomieni zbyt długo,
a potem będzie musiała wyjść na deszcz w poszukiwaniu
drewna.
Nie rozpalała ognia, dopóki nie było to konieczne,
a tymczasem postanowiła wyrecytować pierwszych sześć
rytuałów Kybele i powtórzyć w myÅ›lach wszystkie obo­
wiązki, które czekały na nią po powrocie do świątyni. Jej
dÅ‚oÅ„ zanurzona w sakwie natrafiÅ‚a na koÅ›ci. Z przyzwycza­
jenia rzuciła je trzy razy. Czy Kybele obdarzy ją doskonałą
Wenus, tÄ… najrzadszÄ… z możliwych kombinacji? UÅ›miech­
nęła siÄ™ ironicznie. We wszystkich trzech rzutach wypad­
ły psy. Czego innego mogła się spodziewać, skoro używała
wróżebnych kamieni do gry w tali.
SchowaÅ‚a cztery kawaÅ‚ki krysztaÅ‚u górskiego z powro­
tem do sakwy i skupiÅ‚a siÄ™ na liÅ›cie obowiÄ…zków. Przejrza­
ła już wszystkie amfory, ale trzeba było sprawdzić jeszcze
kadzidła. Powtórzyła w myślach drobne powinności, które
nieustannie dostarczaÅ‚y jej zajÄ™cia w Å›wiÄ…tyni, a potem sie­
dziaÅ‚a nieruchomo, wpatrujÄ…c siÄ™ w wejÅ›cie do jaskini roz­
Å›wietlane bÅ‚yskawicami, które Jowisz ciskaÅ‚ jednÄ… po dru­
giej. Czym ta wyspa zasłużyła sobie na jego gniew?
- Heleno! Heleno!
W pierwszej chwili zignorowała okrzyki, uznając, że to
tylko szelest wiatru w gałęziach drzew i jej wybujała wyob-
202
raznia. Któż mógłby wołać ją tutaj poprzez wiatr i deszcz?
Nikt przecież nie wiedział, że tu jest, zresztą z pewnością
nikt jej nie szukaÅ‚. LÄ™k przed furiami burzy byÅ‚ gÅ‚Ä™boko za­
korzeniony w duszy wszystkich mieszkaÅ„ców wyspy. Każ­
de dziecko sÅ‚yszaÅ‚o opowiadane szeptem historie. Ostat­
niej zimy burza porwała trzech pasterzy. Zginęli, zmiecieni
z brzegu przez gwałtowną falę.
Czy ktokolwiek zauważył jej nieobecność w świątyni?
Czy ktoÅ› siÄ™ domyÅ›liÅ‚, że jest tutaj, samotna na zboczu gó­
ry? PrzeÅ‚knęła Å›linÄ™, przypominajÄ…c sobie, jak Tullio zale­
dwie przed kilkoma dniami nie zawahaÅ‚ siÄ™ wejść do Å›wiÄ™­
tej jaskini Kybele, by ją ratować. Uśmiechnęła się lekko
i usiadła prosto, odganiając oszukańcze iluzje. Jeszcze raz
rzuciła kośćmi. Wenus!
GÅ‚os powtórzyÅ‚ siÄ™, tym razem bliżej, i Helena uÅ›wia­
domiÅ‚a sobie ze zdziwieniem, że to naprawdÄ™ Tullio. Po­
deszła do wejścia, próbując coś zobaczyć poprzez strugi
deszczu. Wiatr rzucał pasma włosów na twarz. Odsunęła
je niecierpliwie. Tullio powinien być w świątyni, a nie na
górze, wydała mu przecież wyrazny rozkaz. Postąpiła kilka
kroków do przodu i stanęła pośrodku ulewy.
Tullio stał między dwoma kamieniami jakieś czterysta
kroków niżej. Mokre wÅ‚osy przylegaÅ‚y mu do gÅ‚owy, tuni­
ka i pÅ‚aszcz ociekaÅ‚y wodÄ…. Serce Heleny przestaÅ‚o bić. Za­
wołała go, ale chyba jej nie usłyszał. Podniósł ręce do ust
i jeszcze raz wykrzyknął jej imię. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl