[ Pobierz całość w formacie PDF ]
radością patrzyła, jak pani Holmes sięga do klamki.
- Na mnie już czas - powtórzyła. - Robota na mnie czeka.
- Zapewne. - Olivia zdobyła się na lekki uśmiech.
- Conor musi panią kiedyś przywiezć do nas na herbatę -
powiedziała, otwierając drzwi. - Powiem Sharon, żeby się z panią
umówiła, dobrze? Będzie pani miała trochę towarzystwa. Mój mąż też się
na pewno chętnie spotka ze starą przyjaciółką rodziców Conora.
ROZDZIAA DZIEWITY
Kiedy Conor wrócił do gabinetu, Olivia stała przy oknie. Nie
powinna męczyć nogi, jednak matka Sharon tak ją rozwścieczyła, że nie
mogła usiedzieć na miejscu. Oczywiście, nie musiała się tak bardzo prze-
jmować słowami tamtej kobiety, lecz ostatnia uwaga o rodzicach Conora
była doprawdy kroplą przepełniającą czarę. Boże, przecież nie była aż tak
stara! Gdyby Sally i Keith żyli, mieliby po czterdzieści sześć i czterdzieści
osiem lat. Ona miała trzydzieści cztery. To czyniło ją wprawdzie o osiem
lat starszą od Conora, ale przecież nie zrównywało wiekiem z jego
rodzicami.
113
R S
Conor spojrzał na Olivię i od razu się domyślił, że coś jest nie tak.
- Co się stało? - zapytał z pewną rezygnacją, kiedy ramieniem
zamykał za sobą drzwi. - Przynieśli ci kawy?
- O, tak - powiedziała obrażonym głosem i wsunęła dłonie do
kieszeni. - Przyniosła mi ją pani Holmes. Mam wrażenie, że chciała mnie
sprawdzić.
- No ładnie! - westchnął. - Ciekawe, skąd się dowiedziała, że tu
jesteś.
- Nie wiem - odparła. - Jedziesz? Bo jeśli nie...
- Jadę, jadę. - Rozejrzał się niecierpliwie po pokoju. - Muszę tylko
coś zabrać. - Conor wyjął z szuflady teczkę i wrzucił do niej leżące na stole
papiery. - Czy matka Sharon oblała cię kawą? - zapytał, wyczuwając
wilgoć na niektórych kartkach.
- Coś w tym rodzaju. Czy coś się zniszczyło?
- Nie - odparł lakonicznie.
- Jak on się czuje?
- Skąd wiesz, że to on?
- Wiem nawet, jak się nazywa. Twoja pani Holmes jest bardzo
rozmowna.
- To nie jest żadna moja pani Holmes.
- No, dobrze, matka twojej Sharon - zgodziła się Olivia. - Kiedy
upewniła się, że nie stanowię żadnego zagrożenia dla twojego związku z
jej córką, stała się całkiem przyjazna.
- Czyżby? - skrzywił się.
- Tak. Nawet zaprosiła mnie do siebie na herbatę. Sharon ustali z
tobą dokładny termin.
- Nie przypuszczam - mruknął.
114
R S
- Dlaczego nie? - udała rozczarowanie.
- Bo nie sądzę, żebym się jeszcze kiedyś spotkał z Sharon -
stwierdził zwięzle i nie dając Olivii czasu na przeanalizowanie tego
oświadczenia, objął ją i przytulił do siebie. - Na twoim miejscu nie ściągał-
bym sobie na głowę kłopotów. Chyba że jesteś zupełnie świadoma
konsekwencji i godzisz się na nie.
Olivia uwolniła się po chwili z jego objęcia, ale nie miała
najmniejszych wątpliwości, że stało się to za jego pełnym przyzwoleniem.
Gdyby nie chciał, nie puściłby jej. Usiłowała ukryć rumieńce na twarzy i
zmienić temat.
- Nie powiedziałeś mi w końcu, jak się czuje ten chłopak.
- Wcale niezle. Na pewno się wyliże.
- A wiesz już, skąd miał narkotyki?
Conor spojrzeniem dał jej do zrozumienia, że wie, co robi.
- Szpital to nie więzienie. Pacjentów wolno odwiedzać, a to, nawet
przy pewnych środkach bezpieczeństwa, czasami skutkuje takimi właśnie
sytuacjami - wyjaśnił. - Chodzmy już. Zapraszam cię na prawdziwą kawę,
nie takie tam szpitalne popłuczyny - powiedział, otwierając drzwi. Po
czym uśmiechnął się złośliwie i dodał: - A może mi opowiesz coś o tej
nowo nawiązanej przyjazni z matką Sharon?
Kiedy wsiedli do samochodu, Conor odezwał się znowu:
- Wybaczyłaś mi już?
- Co takiego?
- %7łe zdenerwowałem twego męża.
- Może powinieneś zapytać samego Stephena - odparła, splatając
kurczowo dłonie.
115
R S
- Nie chcę pytać Stephena - odrzekł, wyjeżdżając z podwórza kliniki
na główną drogę. - Może powinienem to inaczej wyrazić. - Zamilkł na
chwilę. - Nie żałuję tego, co powiedziałem. Naprawdę tak myślę. Ale z
drugiej strony, twoje małżeństwo najwyrazniej ma pewne problemy, a
moja niewyparzona gęba jeszcze ich przysporzy.
- Dlaczego myślisz, że mamy problemy?
- Może to intuicja? - zasugerował zgryzliwie. - Do diabła, Liv, mam
trochę doświadczenia w takich sytuacjach.
- O, na pewno! - Tym razem ona była sarkastyczna.
- Poważnie. Nie przeszedłem tego osobiście, ale znam to bardzo
dokładnie z relacji moich pacjentów.
- No, to co mam ci wybaczyć?
- Nie wiem - przyznał bezradnie. - Za bardzo przekręcasz moje
słowa. W końcu sam nie wiem, co chciałem powiedzieć.
- To może powinniśmy o tym porozmawiać?
- Porozmawiajmy - zgodził się. - Dlaczego więc, jeśli twoje
małżeństwo nie ma żadnych problemów, jadłaś wczoraj kolację ze mną, a
nie z nim?
- No, dobrze westchnęła. - Dawno już powinnam ci była powiedzieć.
- Doskonale wiesz, że nie o to chodzi - zezłościł się. - Przestań mnie
traktować jak półgłówka! Jeżeli nie jesteś szczęśliwa, to musisz coś z tym
zrobić.
- Dlaczego? - Olivia celowo nie odwracała twarzy w jego stronę.
- Ze względu na nas. Jeśli jest szansa, że się z nim rozejdziesz, to
chcę o tym wiedzieć.
- Poważnie? - zapytała z udawanym szyderstwem. - Chcesz być
moim pełnomocnikiem?
116
R S
- Proszę cię, nie mów tak - błagał. - Wiesz doskonale, co do ciebie
czuję. Odkąd skończyłem szesnaście lat, cały czas próbuję dać ci do zro-
zumienia...
- Przestań! To wcale nie jest zabawne.
- Bo ja wcale nie żartuję. - Conor wziął zbyt ostro zakręt i przez
chwilę jechał w milczeniu, starając się nie wpaść w poślizg. - Odkąd
pamiętam, zawsze zajmowałaś ważne miejsce w moim życiu. Przyznaję,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]