[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sypialnia była większa, niż Samuel sądził. Dwa okna wychodziły na jabłoniowy sad i
fiord, poza tym jeszcze jedno okno wychodziło na drogę do Todalen i pastwiska za dworem.
Aóżko stało przy jednej z dłuższych ścian, zaścielone kilkoma kołdrami i dużym, grubym
futrzanym okryciem. W kącie stała umywalka z miednicą i wiadrem z wodą, obok było też
wiadro na zużytą wodę.
Pomiędzy oknami ulokowano dużą komodę z lustrem, przy łóżku stał nocny stolik. W
izbie był też piec, więc zimą nie będą musieli marznąć, choć teraz w pokoju było bardzo
zimno.
- No to pięknie - powiedział Samuel, kiwając z uznaniem głową. - Pomyśleć, że będziemy
mogli się sprowadzić do własnego...
- Ale tacy całkiem sami to tutaj nie będziemy - przerwała mu Ruth pospiesznie. -
Mieszkanie dziadków przylega do dużego domu, więc będziemy wiedzieć, że przez cały czas
są wokół inni ludzie.
- To nic nie szkodzi - uśmiechnął się i pogłaskał ją po policzku. - Będę wiedział, że kiedy
wyjeżdżam z domu, ty nie jesteś sama. %7łe masz przy sobie bliskich. Przyznaję jednak, że z
niecierpliwością będę czekał na nasz własny, osobny dom.
Znowu przyciągnął do siebie Ruth. Przytuliła się do niego delikatnie, z pełnym zaufaniem.
Kiedy na niego spoglądała, w oczach miała gwiazdy. Na pół otwarte usta, trochę wilgotne,
były niezwykle kuszące. Samuel pocałował ją długo i zmysłowo. Już niemal zapomniał, jaka
jest słodka. Poczucie jej totalnej niewinności rozpalało go. Ręce błądziły po plecach
dziewczyny, schodziły coraz niżej, aż do okrągłych pośladków. Przyciskał ją do swojego
pulsującego podbrzusza.
- Samuelu, nie powinniśmy... nie możemy... nie teraz...
On nie odpowiadał. Zapach jej delikatnej skóry i jedwabistych włosów wprawiał go w
oszołomienie. Czuł jej ciało tuż przy sobie, oddychał coraz szybciej, z coraz większym
wysiłkiem. W końcu wziął ją na ręce i zaniósł na łóżko. Położył na futrzanym okryciu i
pospiesznie zadarł w górę spódnicę.
- Ależ, Samuelu - Ruth próbowała znowu protestować. - Jeszcze nie jesteśmy po ślubie,
więc to...
- Masz robić to, czego ja chcę - warknął cicho, ale bardzo ostro, ściągając z niej bieliznę. -
To ja tutaj decyduję. Nigdy ci nie wolno mi się przeciwstawiać, Ruth. Zrozumiałaś?
Ruth patrzyła na niego wielkimi oczyma. W dalszym ciągu próbowała powstrzymywać go,
kiedy zaczął rozpinać guziki u jej bluzki. Skończyło się na tym, że szarpnął bluzkę tak
gwałtownie i brutalnie, iż guziki poodpadaly.
- Co ty robisz? - protestowała na pół z płaczem. - Z tymi sprawami powinniśmy zaczekać,
Samuelu, dopóki nie zostaniemy poślubieni w kościele. Ale on nie odpowiadał, Ruth zaś nie
była wystarczająco silna, żeby go powstrzymać. No i właściwie to ona też go pragnęła. W
każdym razie pragnęła go przed chwilą, zanim stracił kontrolę i stał się podobny do
zwierzęcia. Bo tak teraz odbierała jego zachowanie, było w nim więcej zmysłowości i
dzikiego pożądania niż miłości. To ją przerażało. Mężczyzna, który szarpał na niej ubranie i
dyszał nad jej uchem, stał się nagle kimś obcym.
Kiedy wdarł się w nią brutalnie, krzyknęła. Pospiesznie przycisnął ręką jej usta i brał ją z
taką siłą, że Ruth rozpaczliwie się rozpłakała. Nie tak było tamtego wieczora, kiedy wracali
do domu z Kvannes. Nie tak miało być teraz, nigdy tak nie powinno być, Ruth, choć taka
niedoświadczona, była tego pewna.
On nagle zatrzymał się z czerwoną twarzą. Oddech mu się rwał. Cofnął rękę z jej ust.
- Od tej chwili ja jestem twoim mężem, Ruth - oznajmił ochryple. - To ja decyduję. Takie
prawo Bóg dał mężczyznie. Rozumiesz, co mówię?
Ruth kiwnęła głową przerażona.
- W takim razie powiedz, że pragniesz, abym cię wziął - rzekł Samuel. - Proś Boga, żeby
ci wybaczył to, iż stawiałaś mi opór. Bo ja bardzo tego nie lubię! Bóg też nie - dodał.
- Ale ja myślałam tylko...
- Ruth!
Jego głos zabrzmiał jak smagnięcie biczem i Ruth się skuliła.
- Ja chcę, żebyś mnie wziął - wyszeptała. - Nie zamierzałam ci się przeciwstawiać.
Wybacz mi, Boże, że ja...
Więcej nie zdążyła powiedzieć, bo Samuel znowu wdzierał się w nią gwałtownie i
boleśnie. Nie było śladu tamtej słodyczy, którą zapamiętała z pierwszego razu. Ruth leżała
sztywna, przerażona tym, co się dzieje, po prostu nie była w stanie niczego zrozumieć. Nie
czuła żadnej rozkoszy, wyłącznie ból, zagubienie i pulsujący w całym ciele strach.
Samuel skończył z jękiem, potem zsunął się z niej na posłanie. Przez jakiś czas leżeli bez
ruchu. Potem on oparł się na łokciu i patrzył na dziewczynę.
- Dziękuj Bogu, Ruth - powiedział. - Podziękuj mu za to, że dostałaś mnie, mężczyznę,
który się tobą zaopiekuje i wskaże ci właściwą drogę.
Wszystko w niej burzyło się przeciwko jego słowom. Była przekonana, że Bóg nie ma nic
wspólnego z tym, co się stało. To był gwałt, myślała. Mimo wszystko nie odważyła się
stawiać oporu. Jego oczy były czarne i błyszczały dziwnym blaskiem. Ruth cicho dziękowała
Bogu za to, co uważała za napad na swoją osobę.
Samuel uśmiechnął się i poklepał ją po policzku.
- Tak, bardzo dobrze - powiedział łagodnie. - Musisz uczyć się uległości, Ruth. To ważne.
To mężczyzna rządzi, nigdy nie wolno ci o tym zapomnieć. Zrozumiałaś? Bóg tak właśnie
chce. To jest jego przykazanie. To Bóg stworzył mężczyznę i kobietę; kobieta powstała z
żebra mężczyzny. Dlatego to mężczyzna posiada władzę i prawo do rządzenia. Kobieta jest
tylko częścią mężczyzny i powinna być mu podporządkowana. Powinna być mu uległa we
wszystkim - dodał. - Zrozumiałaś to?
Ruth wolno skinęła głową, ale radość z tego, że Samuel wrócił i że mają wziąć ślub,
przepadła. Poza tym nie potrafiła zrozumieć, że Bóg chce, żeby tak właśnie było. Ale Samuel
pewnie wie najlepiej, myślała, połykając łzy.
Mali nie mogła się nadziwić, że Ruth nie wygląda na szczęśliwszą tego wieczora. Dostała
przecież to, czego chciała. Otwarcie mówiono o weselu, zaczęli przygotowywać listę gości.
Ruth sprawiała wrażenie raczej mało zainteresowanej tym wszystkim. W milczeniu siedziała
na kanapie obok Samuela i prawie się nie odzywała. On natomiast odzyskał swoją dawną
werwę. Przerażenie nowinami, które czekały na niego w Stornes, najwyrazniej minęło,
myślała Mali. Rozprawiał teraz głosem kaznodziei i wtrącał się do większości spraw. Nawet
kiedy Havard rozmawiał z parobkami o czekającej ich w przyszłym tygodniu pracy w lesie,
włączył się do rozmowy.
- Uważam, że pewne sprawy nie powinny cię obchodzić - rzekł Havard krótko. - Nie
jesteś rolnikiem, nigdy nie byłeś. Trzymaj się swojego, a prowadzeniem Stornes już my się
zajmiemy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]