[ Pobierz całość w formacie PDF ]
milordzie.
- Jestem wcieleniem powagi - odparł Harry i
zrobił zabawną minę. - Czy musisz zwracać się do
mnie tak oficjalnie? Dla tych, których darzę
miłością i zaufaniem, jestem Ravensdenem albo
Harrym.
- Na przykład dla Merry i lorda Dawlisha? -
spytała, patrząc mu w oczy. Wstrzymała oddech,
zobaczyła w nich bowiem pragnienie.
- I jeszcze kilku innych osób. Może kiedyś
również dla ciebie, Beatrice.
- Gdy poślubi pan Oliwię? - Jej oczy przybrały
wyzywający wyraz. - Zamierza pan ponownie jej
się oświadczyć, prawda?
- Chyba muszę - odparł Harry. - Wpadliśmy w
ładne tarapaty, Beatrice, nie sądzisz? Nie mylę
się, przypuszczając, że coś do mnie czujesz...
Ta rozmowa w ogóle nie powinna się
odbywać! Nie miała najmniejszego sensu.
Beatrice nie wiedziała, czy Ravensden chce ją
mieć za kochankę, czy... No nie, to nie wchodziło
w grę. Bądz co bądz, był narzeczonym Oliwii i
należało się spodziewać, że siostra w końcu
dojrzeje do tej roli.
- Powinnam iść...
Wstała, ale Harry zrobił to samo. Chwycił ją
za nadgarstek, zmuszając, by na niego spojrzała.
- Naprawdę muszę już iść... Nie udało jej się
to jednak, bo nagle znalazła się w jego
ramionach. Ogarnęło ją ciepło męskiego ciała.
Przez chwilę patrzył jej w oczy, a potem pochylił
się i dotknął jej warg. Początkowo pocałunek był
delikatny, stopniowo jednak, nie bez udziału
Beatrice, stawał się coraz głębszy i coraz bardziej
namiętny.
I nagle, gdy Beatrice już obawiała się, że
zemdleje z rozkoszy, Harry cofnął usta i rozchylił
ramiona. Na twarzy malowało mu się widoczne
cierpienie. Czyżby tak bardzo jej pragnął?
Jeszcze żaden mężczyzna nie patrzył na nią w ten
sposób.
- Wybacz mi - szepnął chrapliwie. - Nie mam
prawa tego robić, nie mam najmniejszego prawa.
- Ani ja nie mam prawa panu na to pozwalać.
Oboje wiemy, że ma pan zobowiązania wobec
Oliwii. Lubisz ją, a ona bardzo dobrze nadaje się
na pańską żonę. Potrzebuje pan damy, a ja nawet
nie bywam w towarzystwie. Jestem zwykłą i
bardzo przeciętną panną ze wsi, nie umiem
niczego, co jest potrzebne w wielkim świecie.
- Jakby to miało znaczenie... Chyba nie
myślisz tak naprawdę, Beatrice?
- Sama nie wiem, co myśleć - odrzekła. -
Proszę, milordzie, pozwól mi już iść. Muszę
wrócić do siostry. Dłuższe pozostawanie tutaj
mogłoby okazać się dla nas niebezpieczne.
- Harry... Proszę cię, chcę usłyszeć chociaż
raz, jak wymawiasz moje imię.
Po dłuższej chwili Beatrice powiedziała,
czując bolesne ukłucie w sercu:
- Harry... A teraz puść mnie, mój drogi. Sam
wiesz, że to jest wysoce niestosowne, prawda?
- Tak. - Cofnął się, a gdy spojrzał na nią, miał
nieprzeniknioną minę. - Gdybyś nie była siostrą
Oliwii, może znalazłbym jakiś sposób, ale tak...
to jest zupełnie niemożliwe.
Beatrice szybko się odwróciła, żeby nie
zauważył, jaką przykrość sprawiły jej te słowa. A
więc Ravensden chciał ją mieć właśnie za
kochankę, a nie za żonę. Zatem dobrze się stało,
że siostrzane uczucie nie pozwoliłoby jej
zagarnąć narzeczonego Oliwii.
Szybko wyszła z kuchni, żeby nie postąpić
bardzo nierozsądnie. Wbiegła na schody z myślą,
że sama jest sobie winna, bo pozwoliła
Ravensdenowi na zbyt wiele. Musiał pomyśleć o
niej, że jest rozwiązła.
Dumnie unosząc głowę, walczyła ze łzami
cisnącymi jej się do oczu. Nie miała gdzie pobyć
w samotności, a poza tym powtarzała sobie, że
nie wolno jej płakać z takiego powodu. Czyż nie
dostała bolesnej lekcji, gdy była jeszcze naiwną
młódką?
Wyglądało na to, że wszyscy mężczyzni są
jednakowi. Wykorzystują te kobiety, które są
dostatecznie nierozsądne, by oddać im swoje
serca i ciała, a żenią się z niewinnymi pannami,
zwłaszcza tymi, które dziedziczą pokazne
majątki.
W przyszłości będzie lepiej się pilnować.
Tego wieczoru czujność ją zawiodła, ale to nie
mogło się powtórzyć.
Beatrice obserwowała siostrę, która śmiała
się wesoło z czegoś, co powiedział Ravensden.
Zmiana, jaka w niej zaszła przez ostatnie dwa
dni, graniczyła z cudem. Zniknięcie markizy
rozbudziło wyobraznię Oliwii, a ponieważ lord
Ravensden zdawał się okazywać jej niemałą
wyrozumiałość, dziewczyna czuła się w jego
towarzystwie coraz śmielej. Jeśli nawet z nim nie
flirtowała, to w każdym razie gawędziła jak z
dobrym znajomym.
Naturalnie w Londynie podczas sezonu z
pewnością rozmawiali wiele razy. Beatrice
poznała siostrę trochę lepiej i wiedziała już, że
Oliwia musiała bardzo lubić Harry'ego
Ravensdena, bo inaczej nigdy nie przyjęłaby jego
oświadczyn. Złośliwie płotki o zaręczynach
głęboko Oliwię uraziły. Teraz jednak, gdy
zrozumiała, że Harry powiedział znacznie mniej,
niż mu przypisano, a w dodatku darzy ją
szczerym poważaniem, najwyrazniej wszystko
mu przebaczyła.
Beatrice spędzała z nimi czas, nie zawsze
jednak była w odpowiednim nastroju, by włączać
się do słownej szermierki. Starała się zachować
dystans, często więc wymawiała się od
towarzystwa, powołując się na liczne obowiązki.
W piątek i sobotę sprzątała kredens z obrusami
oraz spiżarnię z takim zapamiętaniem, że Nan i
Lily przyglądały jej się z najwyższym
zdumieniem, a biedna Ida zamknęła się w
służbówce i wyszła stamtąd dopiero na specjalną
prośbę.
W niedzielę rano Beatrice pozwoliła się
jednak na - . mówić na pójście do kościoła z
siostrą i lordem Ravensdenem, a w drodze do
domu ni stąd, ni zowąd znalazła się obok
Harry'ego. Po nabożeństwie lady Sophia, córka
siwowłosego, bardzo dystyngowanego earla
Yardleya, podeszła do Oliwii, chcąc ją poznać, i
obie wdały się w rozmowę.
Beatrice bardzo się ucieszyła, że córka earla
tak życzliwie odnosi się do jej siostry, i celowo
szybko odeszła, żeby obu pannom nikt nie
przeszkadzał. Zaraz potem dołączył do niej lord
Ravensden.
- Ostatnio jest pani bardzo zajęta - odezwał
się. - Powiem więc, że tymczasem opracowaliśmy
z Oliwią plan działania.
- Czy naprawdę chce pan się w to angażować?
- Beatrice spojrzała mu w oczy, ale szybko
odwróciła głowę, odniosła bowiem wrażenie, że
widzi w nich wyrzut.
- Czemu nie? Nikomu to chyba nie szkodzi.
Poza tym Oliwia jest bardzo zdecydowana.
Obawiam się, że gdybyśmy odmówili jej pomocy,
rozpoczęłaby poszukiwania na własną rękę. A
jeśli, nie daj Boże, w plotkach jest ziarno prawdy,
mogłaby narazić się na niebezpieczeństwo.
Beatrice przeszył zimny dreszcz.
- Ma pan rację, milordzie. Wcale nie
wykluczałabym stanowczo tego, że markiz zabił
żonę i pogrzebał jej ciało... Ludzie zaczynają snuć
różne domysły. Wczoraj zaniosłam chleb na
farmę Ekinsów i tam usłyszałam, że markizy
rzeczywiście nikt od miesięcy nie widział.
- A więc mogła zostać zamordowana -
powiedział Harry, marszcząc czoło. - Taka
ewentualność wcale mi się nie podoba. A pani?
- Mnie też nie - przyznała Beatrice. - Gdyby
ona zginęła z rąk męża, byłoby to wyjątkowo
okrutne i ohydne.
Harry skinął głową. Wyraz twarzy miał
niesłychanie posępny.
- Tak. Spodziewam się, że nie chciałaby pani,
aby sprawca uniknął kary.
- Z pewnością nie. Co postanowiliście z
Oliwią?
- Powinniśmy za dnia na zmianę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]