[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czyzny.
- Dziękuję, lordzie Tunbridge.
Cienkie usta Tunbridge'a ułożyły się w pełen podziwu
uśmiech.
- Czy wybaczysz mi moją śmiałość, jeśli powiem, że wyglą
dasz dzisiaj wyjÄ…tkowo uroczo, panno DonnÄ™?
Może i nie jest taki okropny, uznała Favor i, przypomniawszy
sobie jego bolesne zadurzenie w lady Fii oraz to, jak został wy
kpiony, uśmiechnęła się do niego.
156
- Dziękuję, panie.
Nie patrzÄ…c w stronÄ™ Jamiego, Tunbridge wyciÄ…gnÄ…Å‚ monetÄ™
z kiesy i rzucił nią w kierunku olbrzyma. Mamrocząc podzięko
wania i kiwając głową, Jamie się wycofał. Przekonująco wyraził
pokorną wdzięczność, grając rolę spolegliwego sługi.
Tunbridge nie odrywał oczu od Favor.
- Jesteś równie śliczna jak ona - szeptał Tunbridge. - Do dia
bła, jeśli tak nie jest.
Rozdzierający krzyk chłopca odwrócił w końcu jego uwagę.
- A niech to. Proszę wybaczyć, panno Donnę - rzekł Tun
bridge. - Jeden z chłopców stajennych nie może ujarzmić mo
jego ogiera. Wredna bestia. Ma paskudny zwyczaj gryzienia tych,
którzy ściągają mu popręgi. Lepiej pójdę dopilnować, żeby nie
zabił szczeniaka. Mielibyśmy zepsuty posiłek.
Chwilowa życzliwość Favor wobec Tunbridge'a się ulotniła.
- Jesteś pełen humanitarnych uczuć, milordzie.
Uśmiechnął się szyderczo i odszedł. Favor znowu mogła się
cieszyć darowanym dniem. Wkrótce potem reszta gości dosiadła
koni i lady Fia uniosła do góry dłoń w rękawiczce.
- Za mną! - zawołała. -Jezdzcy, za mną!
- Panna DonnÄ™ jedzie z FiÄ… i resztÄ… jej wrzaskliwego towa
rzystwa - powiedział Carr, spoglądając z okna wieży, jak czter
dziestka jezdzców znika za rogiem zamku.
Jego córka władczym gestem podniosła do góry koronkową
chusteczkę, zataczając nią koło w powietrzu. Wszyscy ruszyli,
przechodząc prawie natychmiast do pełnego galopu, jakby zaczy
nali bieg z przeszkodami, a nie wybierali siÄ™ na piknik.
- Boże. - Carr wypuścił powietrze ze świstem. - Nikt już
nie jezdzi w spacerowym tempie. - ZaciÄ…gnÄ…Å‚ firanki, odwracajÄ…c
się do Pali. - Czy panna Donnę przypomni sobie coś więcej ze
swojego życia, kiedy była moją żoną?
Pala skuliła się ze strachu. Dobrze jej tak.
157
Znalezienie staruchy zabrało dwa dni. Jeden ze służących
wyśledził ją w końcu. Wlokła się brzegiem klifu, zbierając jakieś
zielsko. Jak śmie znikać, kiedy on chce wyjaśnić pewne rzeczy?
Szpicrutą trzeba było przywieść ją do porządku. Stłumił irytację.
- Przyjmuję, że mnie nie usłyszałaś. A więc, jeszcze raz, czy
panna Donnę przypomni sobie konkretne zdarzenia z życia jako
Janet McClairen?
Pala potarła czerwoną plamę na policzku.
- Nie wiem.
Carr podniósł szpicrutę, podrzucając ją w dłoni.
- Zgadnij. - Uśmiechnął się lekko. -Ale zgadnij właściwie.
Starucha drgnęła.
- Proszę, panie. Ja myślę... nie. Te rzeczy, które ona czuje,
ona... czuje. Nie rozumie, dlaczego.
- Hm. -JakiÅ› sens w tym jest.
- Nie podoba ci siÄ™ moje zgadywanie. Przykro. Mnie przy
kro! - zawyła Pala, chowając głowę w ramiona.
- Mnie nie jest. - Sprawy skomplikowałyby się jeszcze bar
dziej, gdyby Janet, panna Donne, do diabła, trudno się w tym nie
pogubić! - pamiętała wydarzenia ze swojego ostatniego dnia na
ziemi. Ale z kolei, czyj był to ostatni dzień na ziemi? Z pewnością
nie panny DonnÄ™ ani, jak siÄ™ wydaje, Janet.
FascynujÄ…ca zagadka.
Janet. Mogliby być razem, tutaj, w Rumieńcu Ladacznicy,
gdzie się to wszystko zaczęło. Mógłby wszystko naprawić. Gdy
by tylko zdołał przekonać pannę Donnę...
- To dziwne, dlaczego kobieta, w którą się wcieliła moja ko
chająca żona, nie darzy mnie takim samym uczuciem, a nawet,
powiedziałbym, jest mi niechętna?
Pala rzuciła mu spojrzenie pełne strachu i ciekawości. Jej siwe
włosy wisiały jak brudne sznurki z obu stron bladożółtych, za
padłych policzków.
- Lordzie Carr, co Pala może zrobić? Jak pomóc szlachetne
mu lordowi Carrowi?
158
Gdy człapała w jego stronę, sznurki muszelek i dziwnych
świecących kamyczków zabrzęczały wokół jej szyi, zaszeleściły
ciężkie spódnice, a na czystej podłodze zostawiała za sobą ścieżkę
zeschłych liści.
- Jakie jest życzenie wielmożnego pana?
- Cóż... - mruknął Carr, przyglądając się swoim paznok
ciom. -Jakkolwiek trudno w to uwierzyć, doszedłem do wnios
ku, że panna Donnę mnie nie lubi. Nie dajesz temu wiary? Czy
tam to z twojej twarzy. Ja także nie mogę się oprzeć zdumieniu.
- Milordzie!
- Niemniej jednak to prawda. Panna DonnÄ™ przejawia nie
chęć wobec mojej osoby.
Dając świadectwo zaskoczeniu, głowa Pali podskoczyła do
góry na wątłej szyi. Wpatrywała się w niego osłupiała, wytrzesz
czonymi oczami.
- Ale jak... To znaczy, mówisz, że chce być z tobą. Ustawia
się na twojej drodze! Może widzisz nieśmiałość młodej dziew
czyny i myślisz, że ona cię nie lubi?
Uśmiechnął się drwiąco.
- Sądzę, że mam dostatecznie bogate doświadczenie, żeby
móc odróżnić dziewiczą nieśmiałość od antypatii.
- Ale...! Nie rozumiem. Dlaczego chce być z tobą, jeśli nie
lubi?
Carr zasiadł na jedynym krześle w pokoju, ostrożnie, aby nie
pognieść nowego kubraka.
- Ty, Pala, jesteś tylko prymitywną Cyganką. Jak mogłabyś
zrozumieć? Jednakże, jakkolwiek wyjaśnianie zagadnień filozo
ficznych takim jak ty może się okazać niemożliwe, to ja nigdy nie
cofałem się przed trudnymi wyzwaniami. Tak więc, słuchaj, Palo,
a ja spróbuję ci wytłumaczyć.
Stara kobieta przyjęła ten wywód ze skwapliwością, kiwając
głową.
- Duch Janet przetrwał ukryty w ciele panny Donnę. Można
to tak zobrazować: portowy szczur znajduje sobie dogodne miejsce
159
na statku, chowa się tam, nikt nie ma do niego dostępu, jest niewi
doczny i żyje sobie bezpiecznie. Jednak z tej pozycji Janet skłania
jakoś pannę Donnę, żeby reagowała na moją osobę, znowu raczej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]