[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odchylił głowę i powiedział
- Nie mogę tego zrobić.
- Dlaczego? - W tym pytaniu usłyszał rozczarowanie i
rozpacz. Pobladła nagle, ściskała jego palce z całej siły.
- Ponieważ nie jestem tym, na którego czekasz. Roześmiała
się krótko, nerwowo i cofnęła o krok.
- Przecież nie ciągnę cię do ołtarza.
Jak miał wyjaśnić, co dzieje się w jego duszy, dlaczego
odrzucił szczęście, które mu ofiarowała? Nie zrozumiałaby.
Przeczesał tylko palcami włosy, podrapał się niezręcznie po
karku i wyjąkał:
- Wiem, ale to nie takie proste.
Usta jej drżały, przez chwilę walczyła ze sobą, w końcu
wybuchnęła:
- Nie wmówisz mi, że ci się nie podobam! Nie oszukasz
mnie! Przytulałeś mnie tak mocno, że wiem, jak bardzo mnie
pragniesz.
Oczywiście, nie było sensu zaprzeczać. Jeszcze przed
chwilą trzymał ją w objęciach, słyszała przyspieszony rytm
jego serca, czuła napięcie mięśni, gorący oddech ogrzewał jej
skórę. Nie mógł udawać obojętności. I nie mógł podać
prawdziwej przyczyny, dla której tak brutalnie zgasił ten
płomień. Gorączkowo szukał wymówki. Nie mógł powiedzieć
Tricii, że nie potrafi się w pełni zaangażować, zakochać. A
ona potrzebowała miłości, oddawała całą siebie i czekała na
kogoś, kto ją pokocha. Sam nie był do tego zdolny. Nie
potrafił też wyrazić słowami motywów swojego postępowania
ani zahamowań, które przeszkadzały mu w nawiązaniu
bliższej więzi z kimkolwiek.
Odwrócił się i skierował w stronę domu. Przemierzał
trawnik pewnymi, szybkimi krokami, jak człowiek, który wie,
że podjął właściwą decyzję, i nie zamierza zmieniać zdania.
Lecz Tricia nie umiała przegrywać, nie lubiła też
ustępować. Ruszyła w pościg i dogoniła Sama na schodach.
Zawstydził się, że ucieka jak tchórz przed bezbronną kobietą, i
zatrzymał się w pół kroku. Tricia wpadła na niego z rozpędu,
odbiła się, zachwiała. Bez zastanowienia złapał ją, żeby nie
spadła. Wykorzystała zaskoczenie Sama i moment
nieoczekiwanego, przypadkowego zetknięcia. Zarzuciła mu
ręce na szyję, zamknęła go w objęciach i uśmiechnęła się. Jej
oczy świeciły najczystszym blaskiem.
- Tricio...
- Sam... - Uśmiechała się nadal, teraz już promiennie,
radośnie, z tak nieodpartym wdziękiem, że zatęsknił za czymś
więcej.
Zapragnął znowu zobaczyć maleńkie dołeczki, takie, które
pojawiały się na jej policzkach w chwilach niepohamowanej
wesołości. Tęsknił do jej dotyku, każda komórka ciała
domagała się pełnej bliskości, lecz zdecydowany był odeprzeć
pokusę, nawet za cenę cierpienia. Wbrew sobie chwycił Tricię
za ręce i przytrzymał na bezpieczną odległość.
- Czemu przede mną uciekasz? - zapytała smutno, jak
skrzywdzone dziecko, i potrząsnęła głową.
Złote włosy zafalowały wokół twarzy, Sam poczuł ich
delikatny aromat. Wstrzymał oddech. Nie mógł ryzykować
wciągnięcia w nozdrza tego zapachu, który go wabił i odurzał,
nie chciał ponownie poczuć ciepła, którym promieniowała jej
skóra. Wiedział, że ta niebezpieczna broń zniszczyłaby
całkowicie jego wolę, odebrałaby siły do dalszego oporu.
- To nie powinno się zdarzyć. - Z trudem wypowiadał
słowa.
Opanowała się w mgnieniu oka, stała teraz naprzeciwko
niego w milczeniu, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
Spojrzała mu w oczy tak głęboko, jakby zaglądała do duszy,
tak uważnie, jakby czytała w myślach. Kto wie, może
naprawdę to potrafiła?
- Jesteś żonaty?
- Nie.
- Zaręczony?
- Nie, ale nie w tym rzecz...
- Więc po co stwarzać przeszkody? Jesteśmy dorośli, nie
robimy nikomu krzywdy. Potrzebujemy siebie nawzajem...
Chyba się nie mylę.
Przylgnęła do niego, oplotła go jak bluszcz. Nie było sensu
zaprzeczać oczywistości. Słowa nie miały już znaczenia,
rozgorączkowane ciało przemawiało własnym językiem, a ona
rozumiała tę mowę lepiej niż skomplikowaną retorykę, niż
najbardziej logiczne tłumaczenia. Sam mimo wszystko
spróbował ostrzec ją przed sobą:
- Zasługujesz na więcej niż przygodny romans, bez
dalszego ciągu. A tylko tyle mogę ci dać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]