[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nigdy bym mu tego nie wybaczył.
– Nie zapominaj, że się różnimy. Poza tym niedługo umrzesz.
Uśmiechnął się do siebie.
– Znam pewną tajemnicę, której ty z pewnością nie znasz.
Christensen miał wyraźną trudność z zachowaniem chłodu. Odchylił się na oparcie krzesła,
wyciągając ramiona na całą długość i pozwalając, by pieściło go powietrze.
– Tak cię interesuje tych kilka szmat dziewczyny?
– Szmaty czy nie, należą do niej.
– Dobrze, jeśli tajemnica jest warta zachodu, dam ci je.
– Chodzi o zastrzyki, jakie sobie robicie.
Całkiem go to zaskoczyło.
– Kazałem wykonać analizę ich składu.
– To niemożliwe – powiedział.
– W laboratorium udało się im uzyskać próbkę ze zużytych strzykawek. Znalazłem je w
kontenerze ze śmieciami.
Wcale nie podobało mu się to, co słyszy.
– Mogę pokazać ci wyniki, osłupiejesz.
– Teraz znajdujesz się w moich rękach. Jeśli zechcę, nie wyjdziesz stąd żywy.
– W takim razie nigdy nie poznasz prawdy.
– Powiedz mi coś więcej.
– To kompleks multiwitaminowy o podwyższonej koncentracji, lecz w gruncie rzeczy taki
jak te, które sprzedają w każdej aptece.
– To absolutnie niemożliwe – powiedział z niedowierzaniem. – Stan Karin poprawia się,
kiedy to sobie wstrzykuje.
– Chodzi o efekt placebo. Najpierw jej stan się poprawia, a potem pogarsza. Nie mów jej
prawdy, jeśli to jej pomaga. Nie wydłuża wam jednak życia. Któregoś dnia dostaniesz zapalenia
płuc i już nie wyjdziesz ze szpitala, a Karin jest o krok od wylądowania na wózku inwalidzkim.
– Jesteś łajdakiem!
– To nieważne, ważne jest, że to czysta prawda! Zanieś jedną ampułkę do analizy, jeśli mi nie
wierzysz, może później zaoszczędzisz wiele na kosztownościach i obrazach.
Z mozołem uniósł swój wielki szkielet i wszedł do domu. Dopóki nie wyszedł, Karin
szpiegowała przez szybę. Chociaż tyłek zamarzł mi od chłodu żelaznego krzesła, nie poruszyłem
się i nie pomyślałem, nie chciałem rozpraszać się, myśląc. Wytrzymałem, zachowując czujność
przez pół godziny, i odczułem wielką satysfakcję, widząc, jak wraca z plecakiem w ręku i z
podróżną torbą z ubraniami.
– Masz – powiedział. – Motorynkę wyprowadziłem przed garaż, stoi obok samochodu.
Otworzyłem plecak, żeby sprawdzić, czy są w nim pieniądze, które Sandra zarobiła w tym
domu. Było tego około trzech tysięcy euro, prócz tego jakieś czasopismo, dowód osobisty i
prawo jazdy. Nie zajrzałem do plastikowej torby, to mi wystarczało.
Musiałem wstać, żeby wsunąć rękę do tylnej kieszeni spodni i wyjąć złożoną wpół kartę z
wynikami analizy.
– Posłuchaj, nie okłamuję cię. Poza tym sam możesz to sprawdzić.
– Chcesz, żebym uwierzył, iż to wyniki próbek pochodzących z ampułek. Mogły być z
czegokolwiek innego.
– Myśl sobie, co chcesz, lecz taka jest prawda.
Już nie usiadłem ponownie. Kiedy czytał raport, skierowałem się do wyjścia, niosąc plecak i
torbę. Miałem trudności z otwarciem bramy, lecz w końcu ustąpiła, a ja poczułem się tak wolny
poza ich murami, że miałem ochotę śpiewać.
Musiałem pojechać do domku i skłonić najemcę, żeby pojechał ze mną samochodem do
Tosalet i wrócił motorynką. Wiele trudu kosztowało mnie przekonanie go, że nie jest to podstęp
[ Pobierz całość w formacie PDF ]