[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pewnie zastanawiał się, czego Malko naprawdę szuka w Gazie.
Spojrzał na niego ukradkiem i zapytał nagle: - Czy jest pan uzbrojony?
- Dlaczego?
- W tej chwili sytuacja w Gazie jest delikatna.
Ludzie popadają w lekki obłęd.
Izraelczycy walą przez cały czas w koszary Force 17.
Wszędzie widzi się szpiegów.
Mogą pana wziąć za Izraelczyka.
To przykre.
Jeśli chce pan zostać, byłoby lepiej mieć broń.
Malko zmierzył wzrokiem Palestyńczyka.
Czyżby usiłował pociągnąć go za język?
Czy miał dobre zamiary?
W każdym razie, nie znał nikogo innego i musiał zaryzykować.
- Muszę się dowiedzieć - powiedział - nad czym pracował Marwan Rażub przed śmiercią.
Nassiw twierdził, nie podając żadnych szczegółów, że major zajmował się Hamasem.
Kto mógłby mi pomóc?
- Generał Atep el Husseini - odparł bez wahania Fajsal.
- Lecz nie jestem pewien, czy będzie chciał to panu powiedzieć.
Kieruje Mukhabaratem i jest najlepiej poinformowanym człowiekiem w Gazie.
- Jak mogę się z nim zobaczyć?
Fajsal zanurzył nos w herbacie.
- To nie jest łatwe - powiedział.
- Generał nie ufa nikomu.
A przede wszystkim Nassiwowi.
Nie lubi ani Izraelczyków, ani Amerykanów.
Ale jeśli przyjdzie pan z polecenia Jeffa O Reilly, może się zgodzi pana przyjąć.
- Czy może pan go o to spytać?
- Nie.
Jednak znam dobrze kogoś, kto może to zrobić.
Hani el Hassan, doradca polityczny Abu Amara, jest moim kuzynem.
- Niech pan spróbuje.
- Zgoda.
Lecz muszę się z nim zobaczyć, nie chcę rozmawiać przez telefon.
To może potrwać kilka dni.
Malko zastanowił się jeszcze raz nad tym, co powiedział mu Fajsal na temat broni.
- Czy na wszelki wypadek mógłby mi pan załatwić broń?
Fajsal Balaui nie odpowiedział od razu.
Wyglądało na to, że się waha.
- Myślę, że tak - powiedział w końcu.
- Jest pan przyjacielem Jeffa O Reilly.
Lecz nie trzeba o tym nikomu mówić.
Po nadto, w Strefie Gazy broń jest bardzo droga...
- Z tym nie będzie kłopotu - stwierdził Malko, - Nie można kupować broni w mieście - ciągnął
Palestyńczyk.
- Ludzie z Prewencyjnej Służby Bezpieczeństwa dowiedzieliby się o tym natychmiast i
mógłbym mieć kłopoty.
- A gdzie?
- Mam kuzyna w Khan Junes, który działa w grupie tanzim.
Oni mają broń i mogą ją zdobyć.
Jeśli poproszę, pewnie zgodzą się coś panu sprzedać.
Trzeba jednak do nich pojechać.
- Dobrze! Jedzmy!
W oczekiwaniu na ewentualne spotkanie z generałem el Husseinim nie miał zupełnie nic do
roboty.
Fajsal lekko się uśmiechnął.
- Podróż do Khan Junes może potrwać jeden dzień.
Albo dłużej, jeżeli Izraelczycy zablokują drogę, jak to czasami robią.
Wtedy zostaniemy schwytani w pułapkę.
- Spróbujmy pojechać - upierał się Malko.
- Dobrze - westchnął Fajsal.
- Pojedziemy jutro rano.
A teraz zostawię pana samego i wybiorę się do Hani el Hassana.
Niech pan nie wychodzi wieczorem, ani w nocy.
To nie jest bezpieczne.
Ford jechał wąską drogą, wzdłuż której ciągnęły się pola i stały nieliczne domy na południe, w
towarzystwie taksówek - mikrobusów i kilku prywatnych aut.
Khan Junes leżało na południowym końcu Strefy Gazy, tuż przed Rafah i granicą egipską.
Fajsal zwolnił przed budynkiem otoczonym workami z piaskiem, nad którym powiewała
palestyńska flaga.
Odwrócił się do Malko.
- Pojedziemy przez skrzyżowanie Netzarim, gdzie droga prowadząca do Netzarim settlement
przecina się z naszą.
Tam został zabity mały Mohamed!. Niech pan nie wychodzi z samochodu: teraz Izraelczycy już
nie tolerują pieszych.
Proszę też nie robić zdjęć, bo mogą próbować strzelać.
Minęli palestyński posterunek.
Nawet w słońcu to miejsce robiło ponure wrażenie.
No-man s-land bez wyrazu.
Izraelczycy wycięli wszystkie drzewa, by oczyścić sobie pole ostrzału, palestyńskie domy
zostały wysadzone w powietrze i zamienione w sterty kamieni.
Malko zauważył dwa czołgi merkewa osłonięte wałami ziemnymi.
Ich długie lufy były wycelowane w skrzyżowanie z drogą, która biegła z Berszeby, na
wschodzie Strefy Gazy, do Netzarim na wybrzeżu.
Kilka palestyńskich kobiet pracowało w polu.
Gdy ford przejeżdżał przez skrzyżowanie, strzeżone przez dwa lekkie wozy pancerne, najeżone
karabinami maszynowymi, nagle szczekliwie odezwał się megafon.
- Co oni mówią?
- %7łeby jechać jak najszybciej!
- przetłumaczył Fajsal i, przede wszystkim, nie zatrzymywać się.
Deprymujący był widok uzbrojonych po zęby żołnierzy, reagujących tak nerwowo na
zwyczajny, cywilny samochód...
Gdy skrzyżowanie zostało za nimi, Fajsal odetchnął z ulgą.
Dalej jechali dawną izraelską drogą numer cztery, przebiegającą przez Strefę Gazy z północy
na południe, aż do granicy z Egiptem w Rafah, gdzie zbudowano nowe lotnisko, z którego czasami
odlatywał Jaser Arafat.
Lotnisko było przeważnie zamknięte przez Izraelczyków, w ramach działań odwetowych.
Khan Junes było ostatnią dużą wsią przed granicą, przyklejoną do izraelskiej osady Gusz Kalif.
Przybyło samochodów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]