[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak zauważył z uśmiechem, wystawił im właściwego człowieka i dalej muszą sobie dać radę sami.
Jedzie wałem. Jest mały ruch i muszę zwolnić. Puszczam go na jakiś kilometr, żeby się nie zorien-
tował.
Bardzo dobrze pochwalił Zawiśniewski. I tak wiemy, dokąd jedzie.
Paweł myślał zawzięcie o człowieku, który starał się wyprowadzić ich w pole sprytnym, a jednocze-
śnie prostym planem,
Tu sarna", skręca w ulicę Kadetów na osiedlu Las.
W porządku, dodaj gazu i jedz szybko do przodu, po dwóch kilometrach zawróć. My już powinni-
śmy lam być. Obstawisz wyjście. Jest tam od dawna trzech naszych ludzi w cywilu.
Ich samochód także dodał gazu. Jechali Walem Miedzeszyńskim z niedozwoloną szybkością. Skręcili
w Kadetów. Z daleka było widać białego fiata stojącego przy czerwonym, nic wykończonym domku. Kie-
rowca zatrzymał cicho samochód o kilkanaście metrów dalej. Natychmiast podszedł do niego mężczyzna w
welwetowej marynarce i skinął głową. Kiedy byli przy furtce, z przeciwka nadjeżdżał sierżant Majkowski z
resztą ludzi. Furka, o dziwo, nie była zamknięta.
Zabrzmiał dzwonek, długa cisza i nikogo przy drzwiach. Ludzie Hajkowskiego rozbiegli się po ogro-
dzie. Wreszcie zachrobotał zamek i Kowalewski otworzył. By! w szlafroku z wielbłądziej wełny i z fularem
pod szyją.
Panowie do mnie? zdziwił się.
Milicjanci rozbiegli się po pokojach. Z ogrodu słychać byio krzyki i szamotanie. Za chwilę wprowa-
dzono Francuza w przekrzywionym krawacie. Kowalewski usiadł na fotelu zakrywając ręką twarz.
Zawiśniewski uniósł obrus, pod który szybko i niedbale włożono plik dolarów.
Nie muszę chyba mówić, że przyszliśmy pana aresztować po raz wtóry i tym razem ostateczny. Jest
pan winien przemytu narkotyków, a także zaplanowaniu morderstwa Lidii Rygielskiej, której śmierć miała
dla pana stanowić alibi.
Kiedy wyprowadzono Kowalewskiego, nadjechał właśnie major i po wysłuchaniu meldunku Zawi-
śniewskiego powiedział do Pawła:
Udało się. W powieści sensacyjnej byłby jeszcze efektowny pościg. A u nas żadnych komplikacji.
Czy to cię trochę nic nudzi?
W gabinecie majora było ciemno od dymu. Na fotelach i krzesłach siedzieli wszyscy zainteresowani
sprawą. Kowalewski przyznał się do winy nadspodziewanie łatwo. Obciążył go jeszcze Paul Berger, który
chciał jak najszybciej wyjechać z Polski za kaucją. Teraz w obliczu wpadki Kowalewski pomimo całej przy-
datności dla gangu nie przedstawiał już dla nich wartości. Przesłuchiwany wyznał, że chciał być bogaty, aby
zaimponować swojej żonie, wypominającej mu nieudolność i kupioną przed laty maturę. Skwapliwie więc
skorzystał z propozycji człowieka poznanego na ś przyjęciu. Do współpracy z gangiem przy-; z gwałtowną
chęcią zdobycia wielkich pieniędzy, a także z ciekawymi pomysłami. Zyskał więc dobrą opinię wśród gang-
sterów, uważano za człowieka z przemytniczą przyszłością, a nie jednorazowego kuriera. Dlatego też posta-
nowiono zaopiekować się Rygielską w razie jego wpadki i stworzyć mu w ten sposób kunsztownie obmy-
ślone alibi. Zaopiekować się, może porwać, ale nic zamordować" zapewniał Kowalewski płacząc. On
sam nawiązał z nią bliższy kontakt pod pozorem pomocy, jakiej miała mu udzielić przy wymyślonym przez
niego wspaniałym kontrakcie. Obiecywał jej złote góry. Dokładnie mieli omówić sprawę \v Polsce w czasie
urlopu, który jej załatwił. Przy okazji wspomniał, że nie ma porządnej walizy. Rygielska, co przewidział,
powiedziała o tym w biurze. W wypadku, gdyby przyjechał do Polski bezpiecznie, czego by! w zasadzie
pewien, miał jej powiedzieć, że sprawa kontraktu odwlekła się na pewien czas. Kiedy wpadł, ludzie Marcosa
zaproponowali Rygielskiej pokój w hotelu na koszt wspomnianej, nie istniejącej zresztą firmy. Nieświadoma
niczego dziewczyna zgodziła się tam zamieszkać i została zamordowana. Jej śmierć w dość luksusowym
hotelu miała także dać do myślenia, sugerować jej powiązania z gangiem, a tym samym i niewinność Kowa-
lewskiego. Do Polski nadszedł telegram, którego treść i podpis on sam wcześniej wymyślił i który stanowił
dalszą część jego alibi.
Wina Rygielskiej miała być podana milicji jak na talerzu, a on miał jej konsekwentnie bronić robiąc z
siebie człowieka tępego, ale bez wątpienia niewinnego.
Panie majorze, kiedy uwierzy! pan w winę Kowalewskiego? spytał Paweł.
Zawsze w nią wierzyłem i byłem zadowolony, kiedy zacząłeś go tak gwałtownie bronić. Pomyśla-
łem sobie, że jeżeli jest inteligentny, to tego właśnie sobie by życzył. Ostatecznie nic wysyła się za granicę
handlowców nie umiejących kojarzyć pewnych faktów, a on usiłował nam swoim znakomitym zresztą ak-
torstwem wmówić, że jest matołem nie umiejącym zliczyć do trzech. Wtedy wzięliście go w obronę, a ja
wam na to pozwoliłem. Wreszcie zwolniliśmy go, gdyż nie można nikogo skazać za brak inteligencji, a sąd
także mógłby się sugerować jego naiwnością. Nie mógł wyjechać na razie z Polski. Pozwoliliśmy ci wtedy
spędzić urlop w Paryżu, licząc, że sprawa posunie się dalej. Inwigilowany bez przerwy Kowalewski był
pewny, że wywiódł nas w pole i wysłał zaszyfrowaną pocztówkę. Wtedy Marcos zaczął się spieszyć, a chcąc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]