[ Pobierz całość w formacie PDF ]
larów. O Boże, pięćset dolarów! Byłem bogaty, ustawiony na
całe życie.
Wojna w Europie, przemówienie Hitlera, inwazja na Pol
skę - to były tematy dnia. A co w tym ciekawego? Hej wy,
podżegacze wojenni, starzy ludzie siedzący w holu hotelu Al-
ta Loma, mam dla was ciekawszÄ… nowinÄ™. Widzicie tÄ™ kartkÄ™
zapisaną prawniczymi formułkami? Wydaję książkę! Do dia
bła z Hitlerem, to jest ważniejsze od Hitlera, bo dotyczy mo
jej książki. Ona nie wstrząśnie światem, nikogo nie zabije,
198
nie odda ani jednego strzału, ale nie zapomnicie jej do koń
ca życia, nawet na łożu śmierci uśmiechniecie się, kiedy sobie
o niej przypomnicie. Historia Very Rivken, kawałek życia.
Nie byli zainteresowani. Woleli wojnę w Europie, śmiesz
ne obrazki i Louellę Parsons - biedni, nieszczęśni ludzie.
Siedziałem w holu hotelowym i ze smutkiem kręciłem głową.
Ktoś musiał się dowiedzieć o mojej książce - Camilla. Nie
widziałem jej od trzech tygodni, od czasu, kiedy paliliśmy
marihuanę przy Tempie Street. Jednak nie było jej w barze.
Inna dziewczyna zajęła jej miejsce. Zapytałem ją o Camillę.
Nie chciała nic powiedzieć. Columbia Buffet wydawał mi się
teraz martwy jak grób. Zapytałem grubego barmana. Camil
la nie przychodziła od dwóch tygodni. Została zwolniona?
Nie potrafił powiedzieć. Jest chora? Nie wiedział. On też nie
chciał mówić.
Było mnie stać na taksówkę. Było mnie stać na dwadzie
ścia taksówek, mogłem nimi jezdzić od rana do wieczora. Po
jechałem do mieszkania Camilli przy Tempie Street. Zapuka
łem. Cisza. Nacisnąłem klamkę. Drzwi się uchyliły. W środku
było ciemno, więc zapaliłem światło. Camilla leżała na łóżku.
Jej pożółkła twarz przypominała różę zasuszoną w książce,
tylko w oczach tliło się życie. W pokoju śmierdziało. Zasłony
były zasunięte, a drzwi stawiały pewien opór, dopóki nie kop
nąłem na bok wciśniętego pod nie dywanika. Camilla wes
tchnęła, kiedy mnie zobaczyła. Cieszyła się, że przyszedłem.
- Arturo! - wykrzyknęła. - Och, Arturo!
Nie powiedziałem jej o książce ani o umowie. Kogo ob
chodzi jakaś powieść, jeszcze jedna cholerna powieść? To, co
teraz widziałem, kłuło w oczy, bo moje oczy pamiętały dziką,
199
krzepką dziewczynę biegającą po plaży w świetle księżyca,
piękną dziewczynę tańczącą z tacą zastawioną piwem. Teraz
ta dziewczyna była cieniem samej siebie, gdy tak leżała na
łóżku ze spodkiem wypełnionym po brzegi brązowymi nie
dopałkami. Zrezygnowała z pracy. Chciała umrzeć.
- Jest mi wszystko jedno - oznajmiła.
- Musisz jeść - powiedziałem, bo jej twarz wyglądała jak
czaszka, na którą naciągnięto żółtą skórę.
Usiadłem na łóżku i ująłem jej dłoń. Byłem zaskoczony, że
ma takie drobne kości - ona, do niedawna jeszcze taka po
stawna i okrągła dziewczyna.
- Jesteś głodna.
Camilla zaprzeczyła.
- Mimo to musisz coś zjeść.
Poszedłem zrobić zakupy. Parę domów dalej był mały sklep
spożywczy. Kupowałem bez umiaru. Proszę to, proszę tamto.
Mleko, pieczywo, soki w puszkach, owoce, masło, warzywa,
mięso, ziemniaki. Nazbierało się tego tyle, że musiałem no
sić zakupy na trzy raty. Kiedy wszystko było już w kuchni,
popatrzyłem na tę stertę zapasów i podrapałem się w głowę,
zastanawiając się, czym poczęstować Camillę.
- Ja nic nie chcę - powiedziała.
Mleko. Umyłem szklankę i nalałem do pełna. Camilla
usiadła. Jej różowa koszula nocna, rozdarta na ramieniu,
jeszcze bardziej się rozdarła, kiedy Camilla siadała. Uniosła
głowę, wypiła trzy łyki, a potem wzdrygnęła się ze wstrętem
i znów położyła.
- To może sok owocowy? - zaproponowałem. - Z wino
gron. Jest słodszy, lepiej smakuje.
200
Otworzyłem butelkę, nalałem pełną szklankę i podałem ją
Camilli. Wypiła, położyła się i nagle zaczęła ciężko sapać. Po
tem wychyliła głowę za łóżko i zwymiotowała. Sprzątnąłem
to. Posprzątałem całe mieszkanie. Umyłem naczynia i wyszo
rowałem zlew. Otarłem jej twarz z potu. Zbiegłem na dół, zła
pałem taksówkę i jezdziłem nią po całym mieście, szukając
sklepu, w którym można było kupić koszulę nocną. Kupiłem
też trochę cukierków i różne magazyny ilustrowane, takie jak
Look", Pic", See", Sic", Sac", Whack" - kupiłem ich
mnóstwo, żeby Camilla mogła zająć myśli czymś innym i tro
chę się odprężyć.
Kiedy wróciłem, drzwi były zamknięte. Wiedziałem, co to
oznacza. Zacząłem w nie walić pięściami i kopać piętami. Hu
czało w całym budynku. Otworzyły się drzwi innych miesz
kań, wychyliły głowy. Z dołu przyszła kobieta w starym szla
froku, właścicielka domu, potrafiłem rozpoznać takie osoby
w mgnieniu oka. Stanęła u szczytu schodów, bojąc się po
dejść bliżej.
- Czego chcesz? - spytała.
- Drzwi są zamknięte - odparłem. - Muszę wejść do środka.
- Zostaw tę dziewczynę w spokoju - powiedziała. - Już ja
znam takich jak ty. Zostawisz tÄ™ biednÄ… dziewczynÄ™ w spoko
ju albo dzwoniÄ™ na policjÄ™.
- Jestem jej przyjacielem.
Z wnętrza mieszkania dobiegł euforyczny, histeryczny
śmiech Camilli, a potem rozdzierający krzyk protestu. On
nie jest moim przyjacielem! Nie chcę go tutaj!". Potem znów
rozległ się jej śmiech, piskliwy i nerwowy, podobny do pta
siego świergotu, uwięziony w czterech ścianach pokoju. Ca-
201
ły korytarz zapełnił się roznegliżowanymi ludzmi. Atmosfera
była nieprzyjemna i złowieszcza. Jakiś zwalisty facet z cyga
rem podciągnął spodnie i powiedział: Wyrzućmy stąd kole
sia". Musiałem się wycofać, uciec od tych ludzi. Schodząc
szybko po schodach, słyszałem jeszcze pogardliwe komenta
rze właścicielki domu. Kiedy już znalazłem się na ulicy, za
cząłem biec. Na rogu Broadway i Tempie zobaczyłem tak
sówkę. Wsiadłem do niej i powiedziałem kierowcy, żeby po
prostu jechał przed siebie.
To nie była moja sprawa. Ne mogłem jednak zapomnieć
0 czarnych włosach Camilli, dzikim błysku w jej oczach
1 o skurczu żołądka, który czułem w pierwszych dniach na
szej znajomości. Przez dwa dni trzymałem się z daleka od jej
mieszkania, ale dłużej nie wytrzymałem - chciałem jej po
móc. Chciałem ją wyciągnąć z tej dusznej pułapki, wysłać na
południe, nad morze. Mogłem to zrobić. Miałem dużo pie
niędzy. Pomyślałem o Sammym, lecz on za bardzo jej niena
widził. Wyjazd za miasto mógł wyjść Camilli na zdrowie. Po
stanowiłem spróbować jeszcze raz.
Koło południa było gorąco, zbyt gorąco w hotelowym poko
ju. To właśnie upał sprawił, że to zrobiłem - żar lejący się z nie
ba, pył unoszący się w powietrzu, gorące podmuchy od stro
ny pustyni Mojave. Poszedłem na tyły budynku przy Tempie
Street. Były tam drewniane schody wiodące na piętro. Podej
rzewałem, że w tak upalnym dniu Camilla otworzyła drzwi
swojego mieszkania na oścież, żeby zapewnić przewiew.
Miałem rację. Drzwi były otwarte, tylko że jej tam nie by
ło. Na środku pokoju leżał stos kartonów i walizek, z których
wystawały ubrania. Aóżko było rozłożone - gołe, pozbawione
202
[ Pobierz całość w formacie PDF ]