[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobie, co by się stało, gdyby Hambleton tam cię znalazł?
- Wejście zostało zablokowane od środka i nikomu nic się nie stało. -
Marianne dumnie uniosła głowę. - Przecież poszłam cię ostrzec, tyle że w domu
na klifie nikogo nie zastałam.
- Czekałem na plaży, aż łódz przybije do brzegu. Widziałem cię, ale nic
nie mogłem zrobić. Gdybym próbował ci się pokazać, zasadzkę diabli by wzięli.
- Francuski szpieg wcale nie wylądował tam, gdzie przemytnicy. Wysiadł
gdzie indziej i na miejsce dotarł lądem. Próbowałam ci to powiedzieć. Miał się
spotkać z Hambletonem, ale coś się nie udało. Kiedy to zrozumiał, przyszedł
tam, gdzie poprzednio się ukrywał. To dlatego Hambleton tak się rozzłościł, gdy
usłyszał, że dom na klifie został wynajęty.
- Pewnie tak. Ciekawe, czy Hambleton specjalnie nie stawił się na
spotkanie. Mógł się dowiedzieć, że na plaży jest zasadzka na przemytników...
- Może. Nie załapano go jeszcze?
- Niestety, nie, ale wierzę, że wkrótce to się stanie. Przypuszczalnie boi
się ruszyć z miejsca i prawdopodobnie ukrywa się w tych okolicach.
- Dlatego wróciłeś?
- Między innymi. Były też inne powody. Na przykład ślub Jane.
- Zlicznie wyglądała jako panna młoda, prawda?
- Podobno wszystkie panny młode ładnie wyglądają - rzekł ironicznie
Drew. - Nie widziałem wielu ślubów, a tych kilka, podczas których byłem
obecny, odbywało się w pośpiechu w przerwach między bitwami, bez kościoła i
bez kwiatów.
- To nie znaczy, że panny młode nie mogły wyglądać uroczo.
- Masz rację - przyznał i zdobył się na wyznanie: - Rodzice zmarli, kiedy
byłem mały. Wysłano mnie do szkoły, gdzie nie zawsze było mi lekko. Miłość,
- 158 -
S
R
troska, czułość... No cóż, nigdy ich nie zaznałem. Nie jestem pewien, czy
potrafię kochać, i czy wiem, co to jest miłość.
- To łatwe, jeśli samemu się tego doświadczyło - zauważyła spokojnym
tonem Marianne, chociaż była wstrząśnięta słowami Drew. - Rozumiem jednak,
że jeśli ktoś nie zaznał miłości, może być mu trudniej.
- Właśnie tego się obawiam - przyznał Drew, choć nie przyszło mu to
łatwo. - Boję się, że kogoś skrzywdzę i że sam będę cierpiał.
- Wyraziłeś się bardzo jasno - powiedziała z trudem Marianne, bo miała
ściśnięte gardło. - Jeśli chodzi o mnie, to w najbliższym czasie nie planuję
małżeństwa. Moja cioteczna babka i zarazem chrzestna nie będzie już sama, ale
Lucy ostatnio ciężko chorowała. Bardzo za mną tęskniła i nie wyobrażam sobie,
żebym mogła ją zostawić, zanim nie wróci do zdrowia. Proszę wybaczyć, muszę
wracać do domu. Nie chcę, żeby rodzina się o mnie martwiła, a poza tym robi
się zimno.
Owijając się ciasno szalem, z wysoko uniesioną głową, Marianne minęła
Drew i ruszyła w stronę domu. Oczy napełniły jej się łzami, ale duma nie
pozwalała się rozpłakać. Przekonała się, że Drew jej nie kocha. Chodziło mu
wyłącznie o flirt.
Drew patrzył, jak Marianne odchodzi, i czuł się jak ostatni głupiec. Chciał
za nią pobiec, chwycić w ramiona i całować do utraty tchu, kochać się z nią...
Wiedział, że jeśli posuną się za daleko, nie będzie odwrotu i będzie musiał się z
nią ożenić. A mimo to coś go trzymało w miejscu. Poczuł się jak mały chłopiec,
który wyglądając przez szkolne okno, widzi, jak jego koledzy biegną powitać
swoje mamy. Patrzył, jak one czule tulą swoich synów, i zrozpaczony otaczał
swoje serce coraz grubszym murem.
Jak mógł obiecać, że będzie kochał Marianne do końca życia, jeśli nie
wiedział, jak to się robi?
Marianne niecierpliwie otarła łzy grzbietem dłoni. Nie wolno jej płakać.
To takie głupie. Szlochanie i rozdrapywanie ran nic nie da. Drew jej nie kocha.
- 159 -
S
R
Wyjawił, że boi się kochać, ale ona nie potrafiła tego zrozumieć. W jej
mniemaniu albo się kogoś kocha, albo nie. Było to dla niej tak naturalne jak
oddychanie.
Kochała mamę i siostry, ale najbliższy jej sercu był ojciec. Przypomniała
sobie, jak kiedyś, gdy była małą dziewczynką, ojciec trzymał ją w ramionach.
Przewróciła się i skaleczyła sobie kolano. Ojciec wziął ją na ręce i uspokoił, a
potem oczyścił skaleczenie, pocałował, żeby się szybko zagoiło, i dopiero wtedy
oddał ją w ręce mamy.
- Co mam robić, papo? - szepnęła. - Tak bardzo go kocham, a on mnie
nie...
Gdyby jej ojciec żył, mogłaby go zapytać, jak poradzić sobie z bólem
odrzucenia, a tak będzie musiała radzić sobie sama. Z matką ani z siostrami nie
chciała o tym rozmawiać, żeby ich nie denerwować.
- To przyszło, kiedy pana nie było, kapitanie - oznajmił Robbie, podając
mu zapieczętowany list. - Posłaniec powiedział, że to pilne i że ktoś czeka na
odpowiedz, ale nie wiedziałem, kiedy pan wróci.
Drew złamał pieczęć i przeczytał tajemniczą wiadomość.
- Rozumiesz coś z tego? - zapytał i podał list Robbiemu.
- Jeśli chcesz złapać człowieka podającego się za Joshuę Hambletona,
przyjdz dzisiaj o dziewiątej wieczorem do starej kopalni. Masz być sam.
Przynieś pięćdziesiąt gwinei. Tyle kosztuje informacja". - Robbie skończył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]