[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potrącił Sachs.
Przepraszam burknął. Miała ochotę palnąć go w łeb.
Nocne niebo pokryte było chmurami, nad ziemią unosiły się obłoczki mgły, ale widoczność
była na tyle dobra, by Sachs dostrzegła, że dom jest byle jak sklecony z bali drewna i desek.
W promieniu dwustu metrów wycięto las. Za domem rozciągało się duże jezioro o nieruchomej
tafli.
Reggie Eliopolos wygramolił się z pierwszej furgonetki i kazał wszystkim wysiąść.
Wprowadził ich do środka budynku i przekazał pulchnemu mężczyznie, który choć się nie
uśmiechał, wyglądał na człowieka pogodnego.
Witam powiedział. Jestem szeryfem, nazywam się David Franks. Chcę powiedzieć
kilka słów o budynku, który przez jakiś czas będzie dla was domem. W całym kraju nie ma
bezpieczniejszej kryjówki dla świadków. Cały teren nafaszerowany jest detektorami ciężaru
i ruchu. Nie można się tu dostać, nie uruchamiając całego mnóstwa najróżniejszych alarmów.
W razie niebezpieczeństwa usłyszycie syrenę. Nie ruszajcie się wówczas z miejsca. Nie
wychodzcie na zewnątrz. W budynku mamy czterech funkcjonariuszy. Na zewnątrz dwóch stoi
na straży od frontu i jeszcze dwóch od jeziora. Wystarczy nacisnąć ten czerwony guzik,
a w dwadzieścia minut zjawi się tu cała gromada chłopaków z zespołu szybkiego reagowania.
Po minie Jodiego można było wywnioskować, że dwadzieścia minut to dla niego cała
wieczność. Sachs musiała mu przyznać rację.
O szóstej rano zjawi się tu opancerzony wóz, by zabrać was do sądu powiedział
Eliopolos. Przykro mi, ale nie zażyjecie zbyt wiele snu. Gdyby to ode mnie zależało,
pozwoliłbym wam się wyspać do woli.
Kiedy wychodził, nikt nie pożegnał go choćby słowem.
Nie wychodzcie na zewnątrz bez eskorty kontynuował Franks.
Ten telefon wskazał na beżowy aparat stojący w rogu pokoju jest bez podsłuchu. To
chyba wszystko. Jakieś pytania?
Tak odezwała się Percey. Macie tu coś mocniejszego? Franks nachylił się nad szafką
i wyjął butelkę wódki oraz bourbona.
Zawsze staramy się, by nasi goście byli zadowoleni. Postawił butelki na stole.
Idę do domu. Dobranoc, Tom powiedział do funkcjonariusza przy drzwiach, skinął też
głową czwórce stojącej jak w absurdalnym śnie, z dwiema butelkami alkoholu, pośrodku
wyłożonego boazerią domku myśliwskiego.
Wzdrygnęli się na dzwięk dzwonka telefonu. Jeden z funkcjonariuszy odebrał po trzecim
sygnale.
Halo? Spojrzał na obie kobiety. Amelia Sachs? Skinęła głową i przejęła od niego
słuchawkę. Dzwonił Rhyme.
Czy jest tam naprawdę bezpiecznie, Sachs?
Raczej tak odparła. Nowoczesna technika. A co z tym ciałem?
W ciągu ostatnich czterech godzin zgłoszono na Manhattanie zaginięcie czterech
mężczyzn. To chyba prawnik. Spytaj Jodiego, czy Tancerz mówił coś o przedostaniu się na salę
rozpraw.
Jodie nie przypominał sobie niczego takiego. Sachs powtórzyła jego słowa Rhyme owi.
W porządku. Dzięki. Odezwę się potem. Kiedy odłożyła słuchawkę, Percey spytała:
Chcecie wypić jednego przed snem?
Sachs i Roland Bell nie mieli ochoty. Ale Jodie wypił jeszcze jedną whisky i udał się do
łóżka, taszcząc swój poradnik pod pachą.
Za oknami ciężkie, wiosenne powietrze, słychać było cykady i żaby nawołujące się
charakterystycznym, niepokojącym kumkaniem.
Kiedy Jodie wyjrzał za okno, ujrzał snopy światła reflektorów przenikające mgłę. Podszedł
do drzwi swego pokoju i wyjrzał na zewnątrz. Dwaj funkcjonariusze siedzieli w ciasnej dyżurce
w odległości pięciu metrów. Wyglądali na znudzonych. Nasłuchiwał, jednak nie usłyszał nic
prócz trzasków i skrzypienia, jakie każdy stary dom wydaje nocą.
Jodie wrócił do pokoju, gdzie usiadł na zapadającym się materacu. Ujął w dłonie
wyświechtany egzemplarz Końca z uzależnieniem. Trzeba się brać do pracy, pomyślał. Otworzył
książkę i oddarł u dołu jej grzbietu niewielki kawałek taśmy klejącej. Na łóżko wysunął się długi
nóż. Zrobiony z polimeru impregnowanego ceramiką, nie do wykrycia przez detektor metalu.
Z jednej strony ostry jak brzytwa, z drugiej z ząbkami jak chirurgiczna piłka. Sam go zrobił.
Podobnie jak każda najgrozniejsza broń, służył do zabijania. Doskonale spełniał swoje zadanie.
Zmiało chwycił nóż. Miał teraz nowe odciski palców. W zeszłym miesiącu w Szwajcarii
chirurg wypalił mu laserem opuszki palców obu dłoni, by następnie nanieść na nie nowe linie
papilarne.
Siedząc z zamkniętymi oczami na brzegu łóżka, odbył w myślach wędrówkę przez wspólne
pomieszczenie, przypomniał sobie usytuowanie wszystkich drzwi, każdego okna, każdego mebla
i wszystkiego, co mogło służyć do obrony. Podszedł w myślach do telefonu stojącego w rogu
i zastanawiał się przez chwilę nad systemem łączności budynku. Doskonale znał jego działanie,
wiedział, że jeśli odetnie kabel, spadek napięcia spowoduje przesłanie sygnału do centralki
w budce strażniczej przed budynkiem. Nie wolno tego ruszać. To nie problem, tylko okoliczność.
Kiedy szeryf demonstrował im kamery zamontowane we wspólnym pomieszczeniu,
zapomniał powiedzieć o nich wszystko. Miały poważną wadę konstrukcyjną wystarczyło
lekko uderzyć w obiektyw, by cały układ optyczny uległ przemieszczeniu. Wówczas obraz na
monitorze w dyżurce staje się czarny, ale nie włącza się żaden alarm.
Zastanawiał się nad zródłami światła. Może zgasić pięć z ośmiu, nim zabije wszystkich
funkcjonariuszy. Analizował odległości i kąty widzenia z zewnątrz. Starając się zapamiętać,
gdzie dokładnie znajduje się każda z jego ofiar.
Wsunął nóż do kieszeni i ruszył ku drzwiom.
Po cichu wślizgnął się do kuchni, wziął z półki łyżkę cedzakową, podszedł do lodówki i nalał
sobie szklankę mleka. Wszedł do wspólnego pomieszczenia, chodził między regałami pełnymi
książek w poszukiwaniu jakiejś dobrej lektury. Uderzał łyżką w obiektyw każdej kamery, obok
której przechodził. Zostawił mleko oraz łyżkę na stole i ruszył w kierunku dyżurki.
Spójrz, coś się dzieje z monitorami zaniepokoił się jeden z funkcjonariuszy.
Tak? spytał drugi, niespecjalnie zainteresowany.
Jodie przeszedł obok pierwszego funkcjonariusza, który właśnie pytał go: Wszystko
w porządku, proszę pana? , kiedy ciach, ciach zręcznym ruchem poderżnął mu gardło. Jego
partner sięgnął po pistolet. Jodie pchnął go raz i kolejne ciało osunęło się na podłogę. Nie była to
śmierć bezbolesna, ale Jodie nie mógł go pchnąć więcej razy. Potrzebny mu był mundur i nie
mógł sobie pozwolić na rozlew krwi.
Kiedy Jodie rozebrał się, umierający policjant spojrzał na jego biceps. Zauważył na nim
tatuaż. Jodie, nachylając się, by zdjąć z niego ubranie, powiedział:
To taniec śmierci. Widzisz? Zmierć tańczy ze swą kolejną ofiarą. Z tyłu czeka już gotowa
trumna. Aadne, no nie?
Pytanie było raczej retoryczne, nie oczekiwał żadnej odpowiedzi. I żadnej nie dostał.
Mel Cooper w lateksowych rękawiczkach stał nad zwłokami.
Można by sprawdzić podeszwy stóp zaproponował bez przekonania.
Odciski linii na podeszwach są tak samo indywidualne jak odciski palców, próżno ich jednak
szukać w bazie danych AFIS.
Szkoda zachodu burknął Rhyme.
Kto to taki, zastanawiał się, spoglądając na leżące przed nim zmasakrowane zwłoki. Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]