[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mgła gęstniała i Matt nie widział już drugiego końca holu. Jedna po drugiej rozlegały się
kolejne eksplozje, gdy coraz więcej gablot z okazami pękało od środka. Pojawiały się na pół
widoczne sylwetki, lecące, kroczące lub czołgające się ku nim. Richard po omacku szukał
kluczy, nie tracąc nadziei, że może drzwi da się otworzyć w inny sposób. Z pewnością musi
być jakieś wyjście ewakuacyjne albo inne na wypadek pożaru.
Matt przebiegł przez cały hol i dotarł do drzwi wyjściowych. Zatrzymując się z poślizgiem,
chwycił za klamkę i szarpnął. Niestety, drzwi były zamknięte na klucz. Rozpaczliwie
spróbował drugich. Te także były zamknięte. Wyglądając przez szybę, widział biura i
mieszkania po drugiej stronie drogi. Ruch uliczny typowy dla wieczornej pory. Codzienne
życie... Równie dobrze mogło być oddalone o tysiące mil od nich. Wszystkie drzwi
wejściowe zamknięto na noc na klucz. Nie było dzwigni bezpieczeństwa. Znalezli się w
pułapce.
- Richard! - zawołał Matt. Nigdzie nie zauważył ani śladu dziennikarza.
- Siedz cicho! - Zza mgły dobiegł go głos Richarda. - One cię nie widzą. Zostań tam, gdzie
jesteś, i nie odzywaj się.
Czy to prawda? Kolejne wielkie stworzenie przypominające jaszczurkę - może iguanodon? -
niepewnym krokiem zmierzało w jego stronę. Matt zamarł. Szkielet dinozaura zatrzymał się
tuż przed nim. Przez oczodoły mógł zajrzeć w głąb jego czaszki. Paszczę trzymał szeroko
otwartą, demonstrując grozne trójkątne zęby zakończone ostrymi szpikulcami. Nie oddychał,
bo nie mógł, ale mimo to Matt czuł bijący od niego odór. Zmierdział ściekami i rozkładem. W
dalszej odległości od siebie słyszał stukanie stóp i trzask kości. Richard milczał. Dinozaur
wygiął szyję do przodu. Wydawał się węszyć, a może wyczuwał puls w jego szyi. Teraz
znajdował się tylko o centymetry od niego. Matt chciał uciekać, chciał krzyczeć. Był
przekonany, że szkielet zaraz go zaatakuje. Miał tak stać bez ruchu i pozwolić zwierzęciu
rozpruć sobie gardło?
- Matt? Gdzie jesteś? Nic ci nie jest? - głos Richarda odbijał się echem z drugiej strony holu.
W tej samej chwili szkielet ogromnej jaszczurki zrobił zwrot i ciężko poczłapał w tamtym
kierunku. A jednak Richard miał rację, dinozaury były ślepe. Potrzebowały ruchu i dzwięku,
by móc odnalezć swoje ofiary.
- Wszystko w porządku! - odkrzyknął. Nie śmiał dodać nic więcej.
- Dasz radę wyjść?
- Nie! Muszę mieć klucze!
Klucze leżały na posadzce pod schodami. Richard starał się przebić wzrokiem unoszącą się
we wnętrzu mgłę. Po jakimś czasie udało mu się je dostrzec i rzucił się w ich stronę. W tej
samej chwili przysadzista, potężnie wyglądająca sylwetka puściła się za nim biegiem. Ze
zniekształconej czaszki wystawał pojedynczy róg. Z głębi umysłu udało się Richardowi
wygrzebać nazwę zwierzęcia. Był to triceratops. Na szczęście poruszał się wolniej i bardziej
niezgrabnie niż reszta, ślizgając się na marmurowej podłodze. Richard porwał klucze, zanim
szkielet go dopadł. Pod sklepieniem holu drugi pterodaktyl dołączył do pierwszego i oba
zaczęły swój upiorny taniec, krążąc wysoko jeden nad drugim.
Matt nie ruszał się spod drzwi. Dziennikarz z trudem dostrzegał sylwetkę chłopaka spoza
oparów mgły. Teraz na chwilę zniknął, bo pomiędzy nimi pojawiło się jeszcze więcej
upiornych kształtów. Nie wiedział, jak wiele szkieletów zbudziło się do życia, ale i tak
najniebezpieczniejszym wciąż pozostawał diplodok, który zajmował cały środek holu, górując
nad innymi. Richard nie mógł go ominąć, jednak musiał się poruszyć, bo gdyby pozostał
dłużej w jednym miejscu, coś wreszcie na pewno by go znalazło. Mogło zaatakować z góry
albo napaść od tyłu. Nagłe kłapnięcie zębów lub uścisk szponów. Wiedział, że śmierć czai się
wszędzie i zmierza ku niemu szybkimi krokami.
Nagle diplodok leniwie machnął ogonem. Ogromna masa kości przecięła powietrze i Richard
nie mógł powstrzymać okrzyku, gdy trafiła w jedną z kolumn. Popękany marmur i kamienie
spadały w kłębiącą się chmurę pyłu. Dopiero teraz Richard zrozumiał całą grozę swojego
położenia. Chociaż składały się tylko z kości, dinozaury dysponowały taką samą siłą jak
wtedy, kiedy żyły na Ziemi. Gdyby chciały, mogłyby zniszczyć cały budynek.
- Richard! - krzyknął Matt i diplodok natychmiast odwrócił się w kierunku, z którego dobiegł
głos. Pterodaktyle rozdzieliły się i dołączyły do polowania.
- Bierz klucze! - krzyknął Richard. - I uciekaj stąd! Podniósł rękę i z całej siły rzucił klucze w
stronę Matta.
Przeleciały nad diplodokiem i spadły po drugiej stronie, ślizgając się przez chwilę po
posadzce. Chłopak schylił się i wziął je do ręki.
- Chodz! - krzyknął.
- Uciekaj, mówię ci!
- Nigdzie nie idę bez ciebie!
- Otwieraj te cholerne drzwi!
Matt wiedział, że Richard ma rację. Może otwarcie muzeum spowoduje zwarcie w zaklęciach,
które tchnęły życie w szkielety dinozaurów? Może uda mu się wezwać pomoc? Na kółku było
sześć kluczy. Matt wybrał jeden i wcisnął siłą w otwór zamka. Nie obrócił się. Wyszarpnął go
i spróbował drugiego, a potem trzeciego. %7ładen nie pasował. Nie mógł się skupić na tym, co
robi. Ręce mu drżały, a ciało każdym nerwem krzyczało, żeby spojrzał, co dzieje się za jego
plecami. Udało mu się wsunąć do zamka czwarty klucz. Lecz zanim miał okazję go
wypróbować, koniec ogona diplodoka musnął go w ramię, co wystarczyło, żeby poleciał w
powietrze. Miał wrażenie, że potrąciła go ciężarówka. Posiniaczony i oszołomiony, wstał.
Chwiejąc się na nogach, wrócił do drzwi i przekręcił klucz. Natychmiast włączyła się syrena,
a gdzieś z tyłu za wirującymi oparami mgły zaczęło migać czerwone światło. Włączył alarm!
W tej samej chwili otworzyły się drzwi. Matt był wolny.
Ale gdzie jest Richard?
Dziennikarz nie ruszał się. Usłyszał alarm i odgadł, że drzwi są otwarte - ale nadal próbował
znalezć sposób na ominięcie ogromnego diplodoka. Droga naprzód była zablokowana. Może
uda mu się uciec górą? Chwilę pózniej krzyknął z bólu, gdy jego łydkę chwyciło coś
podobnego do drutu kolczastego. Spojrzał w dół i zobaczył maleńkie stworzenie
przypominające kraba, mające może z piętnaście centymetrów wysokości. Złapało go zębami
ostrymi jak pinezki. Mężczyzna zaklął i strząsnął zwierzę z nogi, a potem kopnął je w głowę z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]