[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Na co? - spytała niezbyt przytomnie.
- Na pomysł wynajęcia pokoju w jakimś hotelu.
- Wykluczone! - zaprotestowała gwałtownie.
- Dlaczego?
- Też pytanie! Nie wiem, z jakimi kobietami na ogół się spotykasz, ale ja nie należę
do tych, które zaraz wskakują do łóżka nowo poznanym mężczyznom.
- Wez pod uwagę, że to nie ja użyłem liczby mnogiej - zażartował. - Pytałem tylko,
czy zechcesz dotrzymać towarzystwa mnie jednemu.
- Nie! - wydyszała wśród przyspieszonych oddechów.
Jonas nie mógł oderwać oczu od jej falujących piersi.
- Dlaczego? Chyba nie zaprzeczysz, że mnie pragniesz tak jak ja ciebie.
Nie wątpił, że podziela jego namiętność. Lecz nie ulegało także wątpliwości, że nie
zamierza jej zaspokoić. Gdyby wyraziła zgodę, wiedziałby przynajmniej, na czym stoi.
Przestałaby go tak intrygować. Tymczasem skazała go na męki niezaspokojonego pożą-
dania. Ciekawe, jak sama sobie z nim poradzi?
Mac miała zamęt w głowie. Nie wiedziała, czy spoliczkować aroganta, czy siąść i
płakać nad własną głupotą.
Popełniła niewybaczalny błąd, zezwalając na pocałunek, który rozpalił krew w jej
żyłach. Przewidywała, że nieprędko ostygnie, nawet gdy Jonas wróci do pracy. Nigdy w
taki sposób nie pragnęła mężczyzny. Lecz równocześnie rozsadzała ją złość, że obudził
w niej najniższe instynkty samą wzmianką o wynajęciu pokoju.
R
L
T
Nigdy nie była łatwą dziewczyną. Nigdy też nie całowała się w miejscu publicz-
nym, nie wspominając o dalszym ciągu... którego nadal skrycie pragnęła. Nieprzyzwoita
propozycja zabrzmiała w jej uszach niebezpiecznie kusząco.
Zwiadomie rozbudziła w sobie gniew, by nie ulec pokusie.
- Nieważne, co czuję. Nie należę do osób, które idą na skinienie do hotelu z prawie
nieznajomym człowiekiem, zwłaszcza że wcale nie mam ochoty bliżej cię poznać - odpa-
rowała w tonie nagany. - Jeśli potrzebujesz kobiety, na pewno znasz niejedną, która bez
oporów wskoczy ci do łóżka.
- Nie rób ze mnie erotomana. Nie zależy mi na seksie aż tak bardzo.
Z całą pewnością nie kłamał. Młody, bogaty i przystojny mógł przebierać w ko-
chankach jak w ulęgałkach. A już na pewno nie musiał uwodzić przekornej artystki, któ-
ra pewnie bardziej go irytowała, niż pociągała.
- Proponuję zapomnieć o lunchu. Właściwie nie jestem głodna, ty pewnie też nie.
- Przynajmniej nie na jedzenie.
- Posłuchaj... - Przerwała, gdy kobieta, która wcześniej zwróciła im uwagę, wyszła
z łazienki i wróciła do restauracji, odwracając od nich wzrok. Jej ponowne pojawienie się
boleśnie przypomniało o niedawnej kompromitacji. - Wytłumaczę Lucianowi, że wszyst-
ko ci smakowało, ale musiałeś szybko wracać do biura.
- Zmieniłem plany zawodowe. Przełożyłem następne spotkanie o godzinę.
- Chcesz wrócić do stolika i dokończyć posiłek? - spytała z niedowierzaniem.
Po tym co między nami zaszło? - dokończył za nią w myślach. Oczywiście, że nie
chciał. Ale nie życzył sobie również, żeby go odprawiła, jakby się nic nie wydarzyło.
- Nie - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Ja ureguluję rachunek i wytłumaczę Lu-
cianowi, że wezwała cię jakaś pilna sprawa.
- Przecież to ja cię zaprosiłam.
- Ale ja zapłacę - podkreślił z naciskiem.
Mac patrzyła na niego spod zmarszczonych brwi przez kilka kolejnych sekund.
Wreszcie wzruszyła ramionami.
- Jak chcesz - rzuciła pospiesznie, jakby nie pragnęła niczego innego, jak tylko stąd
uciec. Przede wszystkim od niego. Jak najprędzej.
R
L
T
Odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem wmaszerowała z powrotem do restaura-
cji.
Jonas stał w miejscu z chmurną miną jeszcze przez kilka minut. Uświadomił sobie,
że stanowiła już nie tylko przeszkodę w realizacji planów zawodowych, ale również oso-
bisty problem. Przemknęło mu przez głowę, że mogłoby go rozwiązać chyba tylko za-
spokojenie palącej żądzy, jaką w nim budziła.
Mac jadła grzankę na śniadanie, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Wstała i poszła
otworzyć, nadal na bosaka. Zerknąwszy przez wizjer, stwierdziła, że nigdy wcześniej nie
widziała szpakowatego pana stojącego na metalowych stopniach klatki schodowej w nie-
bieskim kombinezonie i grubej koszuli w kratkę.
- Słucham pana? - zagadnęła uprzejmie.
- Nazywam się Bob Jenkins. Przyszedłem wymienić ci szybę, złotko - poinformo-
wał, oglądając rozbite okno.
- Wspaniale!
- Miałaś włamanie, tak? Strasznie dużo hołoty się ostatnio namnożyło. Nie mają
poszanowania dla człowieka ani dla własności.
Mac posmutniała na wspomnienie rozgardiaszu, jaki zastała po powrocie z werni-
sażu.
- Racja - przyznała.
- Za kilka minut będzie gotowe - pocieszył szklarz. - Tylko przyniosę graty z sa-
mochodu.
Mac zaparzyła mu herbaty. Gdy kilka minut pózniej wrócił z narzędziami i szybą.
Ocenił na oko, że pasuje do okna, co ją bardzo zdziwiło.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]