[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dwie czarne kawy i dwie grzanki. - Odczekał, aż zapisze zamówienie, i za-
pytał: - Jak się czuje Annabelle?
- Wróci jutro.
- A co jej się stało? - spytała Freya, gdy kelnerka zniknęła na zapleczu.
- Grypa. Zdziesiątkowała mieszkańców Fellingham w czasie Bożego Naro-
dzenia. Margaret też była chora. Nie mówiła pani?
- Mówiła.
- I to jest powód przyjazdu?
- Częściowo.
- A częściowo nie? - Zauważył jej powściągliwość. - Ale i tak mi pani nie
powie?
- Jeszcze nie zdecydowałam, czy naprawdę jest pan miły. Lubię bazować na
własnych sądach.
S
R
- W porządku. - W oczach miał rozbawione błyski.
Kelnerka podała dwie filiżanki kawy i śmietankę w dzbanuszku. W cukierni-
cy na środku stolika połyskiwały kryształki cukru z trzciny cukrowej.
Stara dobra Anglia w najlepszym wydaniu. Gdyby jeszcze kelnerka miała
wykrochmalony biały fartuszek na długiej czarnej sukience, wszystko byłoby nie-
naganne.
Daniel przyglądał jej się z miną, która sprawiła, że niespodziewanie zrobiło
jej się gorąco. Machinalnie bawił się złotym kółkiem na palcu.
Musi uważać. Nawet jeśli jest wolny, nadal nosi obrączkę. Nie robią tak męż-
czyzni, którzy szukają nowego związku. Tym lepiej. Ona też nikogo nie szuka.
- Kiedy wyjeżdżałam z Fellingham, sklep z miejscowymi wyrobami niewiele
miał do zaoferowania. Stodoły były miejscem składowania siana, a nie centrum
wystawienniczym. Ten cały pomysł z Osadą Tradycyjnych Rzemiosł jest rewela-
cyjny.
- Latem jest jeszcze ciekawiej. Całe podwórze zastawione zostaje stolikami.
W niektóre weekendy są koncerty kwartetu smyczkowego, a parę razy trafiłem na
niezły zespół jazzowy.
Freya spojrzała na widok za oknem i wyobraziła sobie tę przestrzeń udekoro-
waną wiszącymi koszami z kwitnącymi kolorowo niecierpkami i lobeliami.
- Chociaż Boże Narodzenie to magiczny okres. Różnokolorowe światełka
wyglądają bajecznie. A tam - wskazał na zakątek za sklepikiem z koralikami - jest
Grota Zwiętego Mikołaja.
- Grota Mikołaja? - powtórzyła.
- Zbiórka na rzecz miejscowego hospicjum. Co roku od trzech lat.
- A kto jest Zwiętym Mikołajem?
Kelnerka wróciła ze słodkimi grzankami i świeżutkim masłem fantazyjnie
uformowanym na małych talerzykach. Freya przez parę ostatnich lat z gorliwością
zeloty liczyła każdą kalorię, ale teraz miała ochotę sobie pofolgować. Masło spły-
S
R
nęło z gorącej chrupiącej grzanki.
- Wymieniamy się.
- Chce pan powiedzieć, że jest Zwiętym Mikołajem? - zaśmiała się, gdy dotarł
do niej sens odpowiedzi.
- Ten prawdziwy ma zbyt wiele obowiązków. Ale staram się godnie go zastę-
pować.
- I być miłym dla ludzi? - Był nie tylko miły, ale tak słodki, że aż chciało się
go schrupać. Jednak kiedy tak patrzył na nią z filuternymi iskierkami w oczach, by-
ła przekonana, że w Danielu kryje się dużo więcej, niż widać na pierwszy rzut oka.
A wewnętrzna głębia i autentyczna dobroć tworzą zabójczą pokusę.
- Owszem. Choć nie mogę pojąć, dlaczego rodzice przyprowadzają swoje po-
ciechy, żeby je posadzić na kolanach obcego faceta.
Zachichotała i ugryzła apetyczną grzankę.
- Od lat takiej nie jadłam.
- Dlaczego?
- Nie mam czasu na chodzenie do kawiarni. Zwykle jestem zbyt zajęta.
Daniel podniósł zachęcająco dzbanuszek ze śmietanką.
- Proszę. - Dolał jej i sobie do kawy. - Nie miała pani czasu na odwiedziny? -
W jego głosie nie było oskarżenia, tylko ciekawość. - Margaret tak powiedziała,
gdy kiedyś zapytałem o panią.
- Dużo przebywałam za granicą w interesach. - Freya wiedziała, że to zwykłe
wykręty.
Oczywiście, że mogła przyjechać. Do Fellingham jedzie się z Londynu auto-
stradą pięćdziesiąt minut. Po prostu nie chciała. Rozmawiała z babcią przez telefon.
Widziały się u ojca. Babcia przyjeżdżała do Londynu, choć ostatnio zdarzyło się to
przed dwoma laty.
- A teraz?
Trudno się dłużej wykręcać. Babcia wyraznie się postarzała i zaczęła choro-
S
R
wać. Ojciec coraz mocniej na nią naciskał, by jeszcze za jej życia dostać swoją
część spadku.
- Skończyłam jedną pracę, a nie zaczęłam nowej. Postanowiłam zrobić sobie
rok przerwy i pojezdzić po świecie.
- Wybrała pani jakieś konkretne miejsca?
- Chciałabym spędzić trochę czasu w Australii. Mam przyjaciół, którzy wła-
śnie wrócili z Londynu do Melbourne.
- To piękne miasto. Anna i ja byliśmy tam w... już nie pamiętam kiedy. Lata
temu. To było w czasie wakacji po pierwszym roku studiów. - Zamilkł na moment i
dodał: - Brunswick Street. Powinna tam pani pójść. Zwietna zabawa.
Jakoś trudno jej było wyobrazić sobie świetną zabawę w towarzystwie Anny
Jameson, a jednak Daniel się z nią ożenił. I nosi obrączkę nawet po jej śmierci. To
wywarło na niej wrażenie. Większość mężczyzn chowa swe obrączki w kieszonce
zaraz za progiem domu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]