[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na niego ze współczuciem i troską.
- Przynajmniej próbowałeś - powiedziała.
- I na niewiele się to zdało, prawda?
- Może on nie wiedział o liście ojca? Paul pokręcił głową.
- Nie o to chodzi. Myślę o celu mojej podróży. Chciałem się przekonać, czy uda mi się choć
częściowo coś naprawić albo przynajmniej jakoś wyjaśnić, ale nie będę miał nawet tej szansy.
- To nie twoja wina.
- To dlaczego tak się czuję?
W ciszy, która zapadła po jego słowach, Adrienne słyszała cichy terkot grzejnika.
- Ponieważ cię to obchodzi. Ponieważ się zmieniłeś.
- Nic się nie zmieniło. Oni wciąż uważają, że ją zabiłem - rzekł z westchnieniem. - Potrafisz
sobie wyobrazić, jakie to uczucie... świadomość, że ktoś tak o tobie myśli?
- Nie - przyznała - nie potrafię. Nigdy nie musiałam przez coś takiego przechodzić.
Pokiwał ze znużeniem głową.
Adrienne przyglądała się Paulowi uważnie, czekając, by zmienił się wyraz jego twarzy, a
gdy tak się nie stało, sama zdziwiona swoją reakcją, podeszła do niego bliżej i wzięła go za rękę.
Sztywna w pierwszej chwili dłoń mężczyzny rozluzniła się i Adrienne poczuła, jak jego palce
splatają się z jej palcami.
- Choć trudno się z tym pogodzić, a także bez względu na to, co kto powie - rzekła ostrożnie
- musisz zrozumieć, że prawdopodobnie nie zmieniłbyś nastawienia syna, nawet gdyby udało ci się
porozmawiać dzisiaj rano z jego ojcem. On cierpi i łatwiej mu oskarżać kogoś takiego jak ty, niż
zaakceptować fakt, że czas jego matki dobiegł końca. I niezależnie od tego, co myślisz o
dzisiejszym spotkaniu, idąc tam, zrobiłeś coś bardzo ważnego.
- Co takiego?
- Wysłuchałeś, co miał ci do powiedzenia syn. Mimo że jest w błędzie, dałeś mu szansę na
wyrażenie uczuć. Pozwoliłeś, żeby zrzucił ciężar z serca, a ostatecznie prawdopodobnie o to przez
cały czas chodziło ojcu. Ponieważ wie, że proces sądowy do niczego nie doprowadził, chciał, żebyś
usłyszał osobiście, co on o tym myśli. %7łebyś się dowiedział, co przeżywają oni. Paul roześmiał się
ponuro.
- Dzięki temu czuję się o niebo lepiej.
Adrienne ścisnęła jego dłoń.
- A czego oczekiwałeś? %7łe wysłuchają tego, co masz do powiedzenia, i zaakceptują
wszystko po kilku minutach? Po tym jak zaangażowali adwokata i ciągnęli proces, chociaż
wiedzieli, że nie mają szansy na wygranie sprawy? Po tym jak poznali opinie innych lekarzy?
chcieli, żebyś przyjechał i usłyszał, jak sprawa wygląda z ich strony. Nie ma innego wyjaśnienia. -
Paul nic nie odpowiedział, w głębi duszy jednak zdawał sobie sprawę, że Adrienne ma rację.
Czemu więc nie dostrzegł tego wcześniej? - Rozumiem, że nie było ci łatwo tego słuchać - mówiła
dalej - i wiem, że to oni się mylą i niesłusznie zrzucają na ciebie winę za to, co się stało. Ale dzisiaj
dałeś im coś bardzo ważnego, a na dodatek jest to coś, czego nie musiałeś robić. Możesz być z tego
dumny.
- Nic z tego, co się zdarzyło, nie zaskoczyło cię, mam rację?
- Prawdę mówiąc, nie zaskoczyło.
- Wiedziałaś o tym dzisiaj rano? Kiedy po raz pierwszy opowiedziałem ci o Torrelsonach?
- Nie byłam pewna, lecz przyszło mi na myśl, że tak właśnie może potoczyć się to
spotkanie.
Jego twarz rozświetlił krótki uśmiech.
- Jesteś niesamowita, wiesz?
- Czy to ma być komplement, czy wręcz przeciwnie?
Paul uścisnął jej dłoń, myśląc, że przyjemnie jest czuć płynące z niej ciepło. Wydawało się
to takie naturalne, niemal jakby trzymał ją w ten sposób od lat.
- Ogromny komplement - powiedział.
Odwrócił się do niej przodem, uśmiechając się łagodnie, i Adrienne uświadomiła sobie z
zaskoczeniem, że Paul myśli o tym, żeby ją pocałować. Chociaż w głębi serca sama tego pragnęła,
rozsądek przypomniał jej nagle, że jest właśnie piątek, poznali się wczoraj, a Paul wkrótce
wyjeżdża. Ona zresztą również. Poza tym tak naprawdę nie jest sobą. Prawdziwa Adrienne jest
kimś zupełnie innym - zatroskaną matką i córką, żoną, porzuconą przez męża dla innej kobiety,
albo panią bibliotekarką porządkującą książki. Podczas tego weekendu stała się nową osobą, kimś,
kogo sama ledwie poznawała. %7łyła jak gdyby w sennym marzeniu i choć te sny były przyjemne,
wiedziała, że są wyłącznie snami i niczym więcej.
Cofnęła się o krok, puszczając jego dłoń. Przez mgnienie oka dostrzegła błysk
rozczarowania w oczach mężczyzny, natychmiast jednak odwrócił wzrok.
Uśmiechnęła się do niego, dokładając starań, żeby jej głos brzmiał spokojnie.
- Czy twoja propozycja pomocy w zabezpieczeniu domu przed sztormem jest wciąż
aktualna? To znaczy, zanim zepsuje się pogoda?
- Jasne - potwierdził Paul. - Zaczekaj tylko chwilę, pójdę na górę włożyć jakieś robocze
ubranie.
- Masz trochę czasu. I tak muszę pojechać najpierw do sklepu. Zapomniałam kupić lód i
podręczną styropianową lodówkę, na wypadek gdyby zabrakło prądu i trzeba było jakoś
przechować żywność.
- Rozumiem.
Umilkła, spoglądając na niego, po czym spytała:
- Dobrze się czujesz?
- Dam sobie radę.
Adrienne odczekała chwilę, jak gdyby chcąc się upewnić, że Paul mówi prawdę, po czym
odwróciła się. Tak, pomyślała, postąpiła słusznie. Miała rację, wycofując się i puszczając jego rękę.
A jednak gdy już wyszła za drzwi, nie potrafiła oprzeć się uczuciu, że właśnie straciła szansę na
znalezienie odrobiny szczęścia, za którym tęskniła od tak dawna.
* * *
Paul był na górze, kiedy usłyszał, że Adrienne uruchamia samochód. Podszedł do okna i
zaczął przyglądać się spienionym falom, próbując poukładać sobie to, co się stało. Przed kilkoma
minutami, gdy na nią patrzył, miał przez moment wrażenie, że łączy ich jakaś szczególna więz, coś
między nimi zaiskrzyło, ale to uczucie minęło równie szybko, jak się pojawiło, a jej mina
powiedziała mu dlaczego.
Potrafił zrozumieć obiekcje Adrienne - przecież wszyscy żyją w świecie wyznaczonym
przez ograniczenia, które są wrogiem naturalności, nie pozwalają na spontaniczną próbę cieszenia
się chwilą. Wiedział, że w ludzkim życiu przeważają pewne określone normy postępowania,
aczkolwiek w ostatnich miesiącach zachowywał się tak, jak gdyby usiłował się im przeciwstawić,
odrzucić pewne zasady, którym podporządkowywał się przez tyle lat.
To nie fair wobec Adrienne, że oczekiwał od niej tego samego. Jej życie wyglądało zupełnie
inaczej - miała wiele obowiązków i, jak dała mu wczoraj jasno do zrozumienia, ta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]