[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cie dusze?
A komu potrzebne te wasze dusze! parsknął Ksefon. Sami je nam przynosicie. . . Już byśmy nie mieli
co robić, tylko je kraść. To po prostu kwestia zasady. Najprostszy sposób wykonania zadania. Normalka.
Jasne, skoro najprostszy, to na pewno z niego skorzystam. Tiu, tiu, tiu. Szkoda, że Ksefon zapomniał, iż nie
jestem idiotą i wiem, że najprostszy sposób wcale nie znaczy najlepszy.
Na chwilę oderwałem się od paplaniny tego durnia i odkryłem, że w pokoju nie ma Aloszy! Kotek spokoj-
nie drzemał na fotelu, a chłopca nie było! Hej, to nieuczciwe! Ja się tak nie bawię! Dlaczego nie wziął kotka ze
sobą?! Jednak okazało się, że nie tylko ja spostrzegłem jego nieobecność. Zauważył to również kapłan, z tym,
że on nie wyglądał na zaskoczonego, a jedynie z obawą zerkał na drzwi. Gdy Ksefon monotonnie ględził, jaki
ze mnie podstępny drań, drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł chłopak wraz z Wiktorem Nikołajewiczem.
Aleksiej nadal boczył się na ojca, ale już przed nim nie uciekał, a Nienaszew patrzył na chłopca tak, jak patrzy
się na cenną i kruchą rzecz, którą w każdej chwili możesz utracić. Było widać, że chce porozmawiać z synem,
ale boi się zerwać nawiązany kontakt.
Jest! zawołałem, podskakując. Alona odsunęła się przestraszona, a potem mnie sklęła.
Głupek podsumowała.
Być może przyznałem. Ale genialny głupek! No i jak, ładnie wyszło? %7łeby tylko teraz tatuś czegoś nie
sknocił! %7łeby się tylko nie upił!
132 Rozdział 3.
Mogę to zorganizować. Sprawię, że na pewno nie zechce się napić.
Popatrzyłem na nią ponuro.
Pamiętasz, co mówiłem o pokoju hermetycznym?
Co mi ciągle wyjeżdżasz z tym pokojem?!
Te problemy, które tylko ludzie mogą, powinni, rozwiązywać sami. A może tak nie lubisz Wiktora Niko-
łajewicza, że chcesz zrobić wszystko za niego?
A co to ma do rzeczy? oburzyła się Alona.
A ma! Co według ciebie będzie więcej ważyło na Wadze Sprawiedliwości: jego dobrowolna rezygna-
cja z alkoholu dla syna czy abstynencja na skutek twojej ingerencji? Chociaż, być może aż tak w niego nie
wierzysz, że faktycznie nie pozostaje nic innego, jak mu pomóc w ten sposób. . .
Dobrze, dobrze, rozumiem! zawołała Alona. Jak ja nie znoszę, gdy masz rację! Po prostu ciężko mi,
gdy wiem, że można człowiekowi podać rękę, a nie należy tego robić!
Popłacz sobie, to ci ulży. Przecież wy, dziewczynki, bardzo to lubicie.
Ezergil!
Uśmiechnąłem się w duchu. Wystarczyło ją rozzłościć i już oderwała się od smutnych myśli. Jedna uwaga
i znów jest w formie, o, proszę, jak jej oczy błyszczą.
A co, nie jest tak?
Zaraz dam ci w łeb!
Po niej można się wszystkiego spodziewać, aniołeczek jeden.
To co, mam przeprosić?
Obejdę się prychnęła Alona. Pewnie jak byś przepraszał, to i tak trzymałbyś w kieszeni skrzyżowane
palce.
A właśnie, że nie! odparłem szczerze. W końcu szczerość jest bardzo ważna, zwłaszcza w kontaktach
z aniołami. Przecież nie chciałem krzyżować palców jednej ręki, tylko dwóch. Ale czy ona to zrozumie? A skąd!
Przecież to anioł!
Krótkim parsknięciem skwitowała moje usprawiedliwienia i wróciła do oglądania tego, co działo się
w pokoju. Ale tam tak właściwie nic się już nie działo. Kapłan usiłował wyprowadzić Ksefona z domu, ale ten
się opierał. W końcu ojciec Fiodor stracił cierpliwość i po prostu pobłogosławił dom, a wtedy Ksefon wysko-
czył z niego jak z procy, klnąc w żywy kamień nienormalnego świętoszka , a moja kula pękła. Zakląłem.
No i co teraz? spytała Alona. Przyjrzałem jej się badawczo. Wzdrygnęła się i rzuciła mi podejrzliwe
spojrzenie.
Czemu tak na mnie patrzysz?
Wstałem i obszedłem ją dookoła, oglądając od stóp do głowy. Cofnęła się.
Coś ty znowu wymyślił? Pamiętaj, że nie wezmę udziału w żadnych świństwach! W ogóle nie powinnam
się z tobą kontaktować. . . i. . . i w ogóle. . .
Chcesz pomóc Aloszy?
Oczywiście!
Czyli musimy wiedzieć, co się dzieje w domu.
No. . . tak. . .
A po tym, jak kapłan pobłogosławił dom, ja już nie zdołam do niego przeniknąć.
Naprawdę?
Nie udawaj głupiej! Przecież sama świetnie o tym wiesz!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]