[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uznała, że lepiej ci posłużę jako księgowy. - Potarł dłonie obleczone w rękawice
i dodał: - Ale nas można wynająć.
Kerra zignorowała brygadiera i zwróciła się do Sithanki:
- Więc czego chcesz? Dlaczego tak ci w ogóle zależy na mojej dobrej woli?
Arkadia nie odpowiedziała. Kolejny adiutant podał jej notatnik, który zaczęła
oglądać z zainteresowaniem. Podnosząc wzrok, odparła: - Mam coś do załatwienia,
ale niebawem wezwę was oboje. Mam nadzieję, że do tego czasu pozostaniecie tutaj
jako moi goście.
Kerra obejrzała się i dostrzegła kilku członków gwardii obywatelskiej,
rozstawionych przed śluzą magnetyczną. Arkadia mogła ofiarować nadzieję, ale nie
pozostawiała niczego losowi.
ROZDZIAA 20
%7łycie jest jak działo, mawiał Beld Yulan. Musisz wyrzucić puste łuski, zanim
znów będziesz mógł strzelać.
Podobnie jak w wielu innych rzeczach - przynajmniej do czasu, kiedy stał się
Odionitą - tak i tu stary mentor Rushera miał rację. Brygadier omal nie uległ
Strona 114
John Jackson Miller - błędny rycerz.txt
depresji na pokładzie  Gorliwości" po Gazzari. O dziwo, dopiero młoda Jedi i jej
stadko stały się odskocznią, która pozwoliła mu stanąć na nogi. Obudziła go
ucieczka z Byllury. Wciąż miał załogę, która potrzebowała jego ochrony i
przewodnictwa.
Ale ten nabój już został wystrzelony. Nadszedł czas, aby ruszać dalej.
Zaledwie po kilku godzinach w Calimondretcie był gotów zacząć od nowa. Ludzie
Arkadii robili zdumiewające rzeczy z produkcją broni, ich pomysły mogły sprawić,
że przyszłe działa będą lżejsze. Przyglądanie się pracy twi'lekańskiego
kierownika zaopatrzenia - dopóki jeszcze wykonywał tę pracę - również było
bardzo pouczające. Rusher odkrył trzy sposoby, na jakie mógł przeorganizować
kapsuły ładunkowe  Gorliwości", aby przyspieszyć przygotowanie broni. Nie
spodziewał się, że Arkadia pozwoli mu rekrutować tutaj załogę, ale nowa wiedza
zapewni lepszą przyszłość Brygadzie Rushera.
Aby osiągnąć tę przyszłość, trzeba oczyścić lufę. Uchodzcy mu szą odejść.
Tymczasem ta łuska się zacięła.
Wkraczając do Calimondretty, Rusher zrozumiał, dlaczego do obiektu nie
wpuszczano żadnego statku większego od myśliwca: to
miejsce naprawdę było lodówką. Panele dachowe w atrium mogły być z transpastali,
ale krokwie i ramy wykonano z czystego lodu. Nie było to odpowiednie miejsce na
zapalanie silników - a nawet lądowanie. Pamiętał, jakie drgania czuł, kiedy
przejeżdżały ciężarówki. Większość miasta była zapewne ukryta w długich
tunelach, ale wyjście na zewnątrz musiało być chronione.  Gorliwość" nie mogła
więc podlecieć bliżej, uchodzcy będą musieli przejść po tafli lodu.
Przewiezienie tysiąca siedmiuset uczniów w ciężarówkach przez lód zajęłoby
wiele dni. Hermetyczne kabiny mieściły jedynie po czterech pasażerów, a ładunek
ciągnięto na płozach. Trudno zaś było myśleć o sprowadzeniu kombinezonów
próżniowych dla ponad tysiąca różnokształtnych obcych.
Delikatny problem, ale ludzie Arkadii naprawdę starali się rozwiązać go wraz z
nim. Rozwiązanie było już w zasięgu ręki. Robiąc notatki, Rusher zjechał
ruchomymi schodami do błękitnej groty. Lokalni obywatele lubili algi, to było
widać: kolosalne rury wypełnione bulgocącą masą wznosiły się na wysokości
trzydziestu metrów wokół wewnętrznego placu, służąc jednocześnie za zródło
światła i żywą dekorację dla Arkadian pędzących do pracy.
Niebieska ciecz w lodowej jaskini. Cóż, to przebija Daimana i jego posąg,
pomyślał Rusher. Ale krążące w rurach bąbelki jakoś nikogo nie uspokajały. Syned
nie zasypiał nigdy. Każdy miał coś do roboty i miejsce, gdzie musiał się udać.
No, prawie każdy.
- Hej - rozległ się głos z dołu.
Rusher odwrócił się w tamtą stronę. Kerra z łokciem wspartym na kolanie
siedziała u stóp jednego z potężnych, pieniących się cylindrów oświetlających
Prospekt Zadumy.
Musiał aż spojrzeć drugi raz. Cała jej nerwowa energia znikła. Od pierwszego
spotkania z Kerrą widział ją jedynie w akcji. Nawet kiedy porwał dziewczynę z
Byllury, pozostała na mostku, kręcąc się niespokojnie i dopytując, dokąd lecą.
Musiał w końcu odejść, żeby Kerra pozwoliła odpocząć zranionej nodze. Medycyna
Jedi nie była widocznie dziedziną dostępną dla wszystkich.
Tymczasem teraz Kerra po prostu oklapła; piła coś z pojemnika, niczym żebrak
przed kantyną.
- Trochę za wcześnie zaczynać, co? - zapytał. - Słońce ledwie wzeszło.
- Po raz piąty dzisiaj - odparła, uchylając wieczko. - To woda, jeśli chcesz
wiedzieć.
- Twoja strata. - Rusher rozejrzał się wokół. Jedynymi istotami poza nimi, które
nigdzie nie pędziły, byli gwardziści z gwardii obywatelskiej Arkadii,
obserwujący Kerrę z odpowiedniej odległości po drugiej stronie korytarza. Miał
wrażenie, że na balkonie nad jej głową zobaczył jeszcze jednego.
Kerra zatrzasnęła pokrywkę.
- Co ci kazała robić? - zapytała.
Rusher wyjaśnił, co musiał wykonać, aby sprowadzić pasażerów do miasta.
- Mają wielki pełzak lodowy, który to załatwi, ale potrzebują pomocy przy
przepuście, który będziemy mogli podłączyć do jednej z naszych ramp
rozładunkowych - wyjaśnił. - Problem powstał, kiedy ustawiliśmy liniowiec na
kapsułach ładunkowych. Wszystkie nasze wyjścia dla ciężkiego sprzętu są na dole.
- To nie jest twój jedyny problem - odparła, wciskając pojemnik do kieszeni
kurtki. - Jeszcze nie zdecydowałam, że wyjdą.
- Co, wyjścia?
- Uchodzcy!
- Jesteś pewna, że to woda? Mówisz bez sensu - parsknął. - To mój statek, a
planeta należy do Arkadii. Kim ty właściwie jesteś?
Strona 115
John Jackson Miller - błędny rycerz.txt
Kerra wyprostowała się, oparła o rurę i machnęła pięścią.
- Wiedziałam, że cię przekabaci! Dziwne, że skoro tak się ślinisz, nie
przymarzłeś do podłogi!
- O czym ty mówisz?
- Od chwili, kiedy się poznaliście, krążysz wokół niej jak satelita.
Rusher zachichotał mimo woli.
- Cóż, jest piękną kobietą - odparł.  Oszałamiającą" byłoby lepszym określeniem,
ale dzieciak wydawał się wystarczająco wkurzony. - No i stworzyła to wszystko.
Nie widzisz tu nic do podziwiania?
- Jest Sithem.
- Tak, ale sporo wie. Mnóstwo ludzi wokół nie zna własnej historii, a co dopiero
cudzej - odparł. - Podoba mi się kobieta, która jest na bieżąco ze sprawami...
sprzed tysiąca lat.
Kerra wstała, a w tym samym momencie jej arkadianickie cienie po drugiej stronie
placu stanęły na baczność. Niedbale machnęła ręką.
- Ciągle mnie obserwują. Mam być jak w pudełku, dopóki nie będę jej potrzebna...
do czegokolwiek.
- Ale cokolwiek kombinuje, nie wydaje mi się, aby chciała cię skrzywdzić -
odparł. - Już by to przecież zrobiła.
- Co ty powiesz.
Zaśmiał się.
- Nie wiem, czego oczekujesz, ale to mi wygląda na niezły interes. I tak nie
mamy pojęcia, jak cię odstawić do Republiki, a większość dróg prowadzi tylko
tam, gdzie będzie jeszcze gorzej.
Kerra wstała, żeby odejść, ale Rusher kontynuował:
- Tan chyba się tu podoba. I nie dość, że możemy stąd odejść, to jeszcze nam
pomogą!
Kerra obejrzała się i krzyknęła mu prosto w twarz:
- Więc po prostu pojedziesz gdzie indziej? Służyć innemu Lordowi Sithów?
- Nie mam aż tylu innych klientów - zastrzegł się. Nie wiedział wiele o Lordach
Sithów z sąsiedztwa, ale o praktykach Mandragalla mówiono wszędzie. Ktoś tam
mógłby chcieć skorzystać z niezależnego operatora.
- Mógłbyś robić coś innego!
- Co na przykład? - Spojrzał na przechodniów zmierzających do swoich zadań. -
Jestem trochę za stary, żeby zacząć się uczyć obsługi zwierząt wierzchowych. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl