[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tego zamiaru, ponieważ nie potrafiła rozstrzygnąć, czy gdyby usunęła oficjalną
przeszkodę, oddzielającą ją od Jacka, nie stworzyłby nowej.
W ostatnim dniu pobytu Belle Trent, dotychczas skoncentrowana
wyłącznie na nowo odzyskanym małżeńskim szczęściu, odprowadzając Maggie
do auta po raz pierwszy popatrzyła na nią z niepokojem.
- Nic ci nie dolega, córeczko? - spytała. - Ostatnio jesteś taka milcząca.
- Wręcz przeciwnie - zapewniła Maggie żarliwie, odwracając wzrok w
kierunku rozległego padoku. - Nie potrzebuję słów. Wystarczy mi uśmiech na
twojej twarzy. Odmłodniałaś ostatnio, wypiękniałaś, a tata dba o ciebie jak
nigdy. Chyba nawet konie na wybiegu to widzą - zażartowała na koniec i
wsiadła pospiesznie do auta.
Miesiąc po powrocie z Cape Gloucester Maggie wpadła jak burza do
gabinetu swojego ginekologa.
- 66 -
S
R
- Te tabletki, które pan doktor mi przepisał, są nieskuteczne - wydyszała
od progu.
- Usiądz, uspokój się i opowiedz, jakie miałaś dolegliwości.
Złamane serce - pomyślała Maggie, spełniając polecenie. Nie mogła
powiedzieć lekarzowi, że uwiodła upatrzonego mężczyznę tylko po to, by zostać
porzuconą.
- Jestem w ciąży - oznajmiła po dość długim milczeniu.
- Nie prosiłaś o środek antykoncepcyjny tylko o lekarstwo na bolesne i
nieregularne miesiączki. Zapisałem ci minimalną dawkę hormonów, która na
ogół zabezpiecza przed niepożądaną ciążą, o ile równocześnie nie wystąpi
biegunka lub wymioty. Uprzedzałem cię, że jeśli tabletki zostaną wydalone,
zanim rozpuszczą się w przewodzie pokarmowym, nie działają. Chorowałaś
podczas ich przyjmowania?
Maggie bez słowa spuściła powieki, zakryła ręką usta.
- Zupełnie straciłam głowę! Zapomniałam o wszystkich zaleceniach -
przyznała w końcu ze wstydem.
Pół godziny pózniej, nadal w szoku, dotarła z powrotem do domu. Z góry
wykluczyła możliwość aborcji, podobnie jak oddanie dziecka do adopcji.
Postanowiła je urodzić i wychować, choćby sama. Doszła jednak do wniosku, że
dziecko powinno znać obydwoje rodziców, nawet jeśli nie stworzą rodziny, a
Jack ma prawo wiedzieć, że zostanie ojcem. Nie wiedziała tylko, jak go o tym
poinformować. Uznała, że potrzebuje wsparcia najbliższych. Jednakże trzy
tygodnie pózniej nadal przeżywała swój dramat w samotności. Nie wiadomo jak
długo zachowałaby sekret, targana wątpliwościami, gdyby ślepy przypadek nie
rozstrzygnął dylematu.
Nieruchomość, od której rozpoczęła się cała przygoda, została oficjalnie
wystawiona na sprzedaż, a nawet po dobrej kampanii reklamowej wzbudziła
spore zainteresowanie.
- 67 -
S
R
Jednak ani Jack McKinnon, ani nikt z jego spółki nie zgłosił chęci
zakupu. Ponieważ Maggie przyjęła ofertę sprzedaży, przysługiwałaby jej
prowizja, nawet gdyby inny z pracowników sprzedał posiadłość. Ponieważ
biorąc bez uprzedzenia urlop bezpłatny, przysporzyła kolegom sporo kłopotów,
wolałaby zrezygnować z zarobku, ale los zdecydował inaczej. Kiedy niejaka
pani Mary Kelly zadzwoniła z prośbą o pokazanie posiadłości, tylko Maggie
miała wystarczająco dużo czasu, żeby ją tam zabrać. Pojechała tam pewnego
chłodnego, pochmurnego dnia o czwartej po południu. Zatrzymała samochód za
eleganckim, błękitnym bmw i wyszła na spotkanie zadbanej, energicznej
czterdziestolatki. Szybko nawiązała kontakt z milą, inteligentną klientką. Zaraz
po wymianie powitalnych uprzejmości przeszły na  ty".
- Chciałabyś tu zamieszkać? - spytała na wstępie.
- Nie. Przyjechałam na prośbę kolegi, który potrzebował obiektywnej
opinii od bezstronnej osoby.
Maggie dokładała wszelkich starań, żeby dobrze wykonać zadanie, ale złe
samopoczucie odebrało jej entuzjazm. Pokazała klientce strumyk, rzuciła kilka
pomysłów na wykorzystanie domu i pomieszczeń gospodarczych, ale zanim
zdążyła zaproponować obejrzenie pamiętnej stodoły, dopadły ją mdłości.
Ledwie zdążyła dobiec do najbliższych krzaków. Mary okazała jej wiele serca,
pożyczyła apaszkę do otarcia twarzy, dopytywała z troską, co mogło jej
zaszkodzić. Głęboko poruszona jej troską Maggie nagle poczuła przemożną
potrzebę wyjawienia komuś ciążącego jej sekretu. Uznała, że ze strony
postronnej osoby, której prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczy, nic jej nie
grozi.
- To tylko popołudniowy atak porannych mdłości - wyjaśniła wbrew
zasadom logiki. - Jestem w drugim miesiącu ciąży, ale nie zdradz mnie przed
kolegami. Nikt w biurze jeszcze nie wie.
Mary obiecała, że dochowa tajemnicy, zrezygnowała z obejrzenia stodoły.
Spytała tylko, czy zgłosiło się wielu chętnych do kupna i czy właściciele są
- 68 -
S
R
skłonni do negocjacji w sprawie ceny. Maggie podała jej numer telefonu agenta,
który obecnie zajmował się sprawą, oddała Mary chustkę, podziękowała za
życzliwość. Po serdecznym pożegnaniu wyruszyła w drogę powrotną. Mimo że
nie odwiedziła stodoły, powróciły wspomnienia nie tylko pierwszej, ale i
kolejnych nocy z Jackiem McKinnonem. Ból rozsadzał jej serce na myśl, że
zabawna z początku przygoda zakończyła się w tak żałosny sposób, lecz nie
cierpiała już tak bardzo jak na początku. Perspektywa samotnego macierzyństwa
nadal ją przerażała, lecz równocześnie stwarzała nadzieję, że maleństwo wypełni
pustkę pozostałą po odejściu Jacka.
Zdążyła wrócić do domu przed ulewą.
Wzięła prysznic, włożyła luzne, bawełniane spodnie i szeroką koszulę,
zrobiła sobie lekką kolację, złożoną z grzanki z serem i sałatki. Ledwie usiadła
przy stole, zadzwonił dzwonek u drzwi. Gdy je otworzyła, osłupiała na widok
Jacka McKinnona.
- Co tu robisz? - wykrztusiła przez ściśnięte gardło.
- Przyjechałem do ciebie. Wpuść mnie do środka, przemokłem do nitki.
Maggie na miękkich nogach wprowadziła go do salonu. Jack obrzucił
znaczącym spojrzeniem skromną kolacyjkę na miniaturowym talerzyku.
- Nie byłam głodna - wyjaśniła Maggie pospiesznie.
Jack rozejrzał się po przytulnym pokoju, następnie zmierzył Maggie
badawczym spojrzeniem, od którego przez całe jej ciało przeszedł dreszcz.
Zakłopotana, schowała drżące dłonie za plecy. W wytwornym, czarnym
garniturze, popielatej koszuli i ciemnozielonym krawacie w kotwice, z krótko
obciętymi, porządnie uczesanymi włosami, robił na niej równie wielkie
wrażenie jak w mniej formalnym stroju, zwłaszcza że nadal widoczna
opalenizna przypominała jej wspólne chwile na pokładzie Shiralee. Nie potrafiła
wyczytać żadnych uczuć z wyrazu stalowoszarych oczu, lecz przeczuwała, że
nie wpadł do niej z nudów. Podświadomie czekała na wyznanie, że popełnił błąd
i że nie potrafi bez niej żyć.
- 69 -
S
R
Wreszcie sama przerwała milczenie. Poprosiła, żeby usiadł,
zaproponowała coś do jedzenia lub picia, ale Jack uprzejmie odmówił.
- Nie masz mi nic do powiedzenia? - spytał, gdy zajęła miejsce
naprzeciwko niego.
Maggie odebrało mowę z zaskoczenia. Nie rozumiała, czego Jack od niej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl