[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ment znajduje się pod moją pieczą i jest u mnie bezpieczny. Zakazuję
wam kolejnych poczynań bez mego zezwolenia. Rozumiecie?
R
L
- Ale dlaczego, Gerhardzie? - powtórzyła matka jakimś błagalnym
tonem.
- Bo ona mnie obchodzi. Jasne? Sytuacja się odmieniła.
- Ja ci nie wierzę! - krzyknął Edwin. - Chcesz mieć wszystko dla
siebie! Zawsze taki byłeś! Na przykład spadek po ojcu...
- Milcz!
Konstanse poczuła coś mokrego na policzku. Nie mogła pojąć, o
czym rozmawiają. Chyba nie o Emily, nawet jeśli mówią o jakimś te-
stamencie. Nie, Gerhardowi nie mogło przyjść do głowy poślubienie
jej, bo przecież on... Poczuła nagle dławiący smutek. Zepsuli jej ra-
dość oczekiwania. Nie myśleli o tym, że stanie przed ołtarzem, że to
będzie najważniejszy dzień jej życia. Jej małżeństwo było dla nich je-
dynie kwestią tego, kto zapłaci za ślub. Nie miała ojca, który by ja.
chronił i oddał pod opiekę mężowi.
Teraz już naprawdę płakała. Chciała zapomnieć o tej rozmowie. O
każdym ich słowie. Wszyscy troje pili. Nie wolno im już niczego wię-
cej popsuć. Wytarła łzy rąbkiem koszuli nocnej i wolno ruszyła w
stronę schodów.
Na dworze zahukała gdzieś sowa. Noc była niebieska.
R
L
Rozdział 10
- Doktor ma gości - oznajmiła Margit, jak zawsze przejęta tym, co
się działo w sąsiedniej willi.
Emily słuchała jej tylko jednym uchem. Termin ślubu się zbliżał, a
wraz z nim wyjazd Karstena. Przyjaciel udzielił jej ostatnich lekcji w
prowadzeniu rachunków, ona jednak wciąż czuła, że nie w pełni po-
trafi sprostać temu zadaniu. Ustalili, że nadal będzie jej pomagał, kie-
dy będą przyjeżdżać z Konstanse w odwiedziny do miasta, i że zajmie
się bilansem rocznym, lecz Emily i tak nie czuła się zadowolona z ta-
kiego rozwiązania. Od tej pory Karsten znajdzie się przecież pod
wpływem Rebekki. Nagle jednak przyszedł jej do głowy pewien po-
mysł. Czy brat nie mógłby przejąć jego obowiązków? Chyba potrafi
się nauczyć prowadzenia rachunków? A może nawet już coś na ten
temat wie? Nigdy nie mówił o swoich doświadczeniach zawodowych.
Zrzuciła fartuch i wybiegła, ożywiona myślą, że zdoła go do tego
nakłonić jeszcze przed wyjazdem Karstena. Powinni zdążyć przejrzeć
finanse jeszcze przed jego ślubem.
Przed furtką stał Victor, witający swoich gości. Emily wcale nie
miała ochoty ich poznawać. Ostatnio starała się, w miarę możliwości,
unikać Victora, lecz to wcale nie było łatwe. Stale ją odwiedzał, sam
albo w towarzystwie niechętnie nastawionych do niej blizniaczek.
- Emily, cóż za dogodny zbieg okoliczności!
- Witaj, Victorze, idę właśnie do mojego brata, by...
- Mamo, to jest Emily Victoria Egeberg, o której tyle ci opowia-
dałem. Emily, to moja teściowa, Louise Renee Beyler.
Emily zmusiła się, by ukryć zniecierpliwienie i uprzejmie się
uśmiechnąć, pani Beyler natomiast led wie poruszyła ustami. Spojrze-
nie miała lodowate. Emily poczuła się zmierzona od stóp do głów.
Ogarnęło ją
R
L
przekonanie, że blizniaczki dały przed babką wyraz swojej niechę-
ci. Ale to nie miało przecież znaczeniu, nie zamierzała w żaden spo-
sób zastępować im matki.
- Rozumiem, że Louise otrzymała imię po pani - powiedziała, zer-
kając na dom brata.
- Tak, a Therese po mojej matce, która niestety odeszła bardzo
wcześnie - odparł Victor. - A oto i lekarz, o którym ci opowiadałem,
Emily. Cieszył się na spotkanie z tobą.
Emily drgnęła przestraszona, miała ochotę odwrócić wzrok, gdy
napotkała spojrzenie nieznajomego mężczyzny. Wpatrywał się w nią
tak, jak gdyby tu i teraz chciał wydrzeć z niej najgłębiej skrywane ta-
jemnice.
- To Helmer Krag, a to Emily Victoria Egeberg.
- Bardzo mi miło, panno Egeberg. Victor niezwykle dużo mi o
pani opowiadał i wzbudził moją ciekawość.
Emily skinęła głową i znów spróbowała się zmusić do uprzejmego
uśmiechu. Czy ten człowiek przyjechał tu wyłącznie po to, by ją zba-
dać? Był w wieku Victora, może nieco starszy, miał ciemne włosy, ale
już siwiejące na skroniach, i mroczne, przeszywające spojrzenie.
- Mam nadzieję, że zgodzi się pani przyjść na konsultację, panno
Egeberg? Nie będzie to panią nic kosztować. Jestem tym zaintereso-
wany z uwagi na badania, które prowadzę.
Emily miała szczerą ochotę odmówić. Nie chciała, by ktokolwiek
prowadził badania nad nią i jej życiem. Nie w taki sposób pragnęła
odzyskać pamięć. Chciała przypominać sobie wszystko powoli, we
własnym tempie. Musiała jednak przyznać, że nie bardzo jej się to
udawało. Od czasu spotkania z matką nie przypomniała sobie niczego
nowego, a zamkniętą piwnicę starała się wyrzucić ze świadomości.
- Oczywiście, doktorze Krag - rozpromienił się Victor. - Panna
Egeberg nie mogła się już doczekać spotkania z panem.
Skąd mu to przyszło do głowy? Przecież to on sam sobie tego ży-
czył. Czyżby uważał, że utrata pamięci to przykra ułomność, której
należało się pozbyć przed zawarciem ewentualnego małżeństwa?
R
L
- Zechce pani przyjść do domu pana Stanga czy też raczej ja mam
zjawić się u pani? Odpowiadałoby mi jutro.
Emily poczuła spojrzenie teściowej Victora, przeszywające ją nie-
chętnym chłodem. Zadrżała z zimna. Lepiej, żeby lekarz przyszedł do
hotelu. Chciała jak najmniej przebywać w domu Victora, a już
zwłaszcza teraz, gdy babka blizniaczek przyjechała z wizytą. Małżeń-
stwo z nim było wykluczone, nawet jeśli dzięki temu miałaby uniknąć
tych niepokojów, które pojawiły się w kontaktach między nią a Ger-
hardem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl