[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niezmiennie ciekawym świata i wolnym. Takie wartości nijak nie dawały się po-
godzić z dyktatem Chaosu. Niezależność miała oczywiście swą cenę, a była nią
świadomość posiadania własnego sumienia. Elryk żyć musiał pamiętając, kogo
zabił czy skrzywdził, które to brzemię, jak można było się domyślić, zbyt wiel-
kim okazało się dla Gaynora. Jego poczucie winy było o wiele potężniejsze.
Spojrzał ponownie na obsceniczny zegar, okrutny żart Ariocha uwielbiającego
bawić się zarówno swymi niewolnikami, jak i cieszyć przegraną wroga. Widowi-
sko burzyło krew w Elryku nieprzywykłym do biernego przyglądania się cudzym
nieszczęściom i do tak monstrualnego cynizmu.
Czy przyniosłeś mi duszę swego ojca, Elryku? Gdzie jest ta wiedzma, którą
kazałem ci znalezć?
Wciąż ich szukam, Ariochu. Elryk wiedział, że Arioch nie ustanowił
jeszcze pewnej władzy nad tymi obszarami i musi czuć się wciąż nieswojo w no-
wym wymiarze. A to oznaczało, że włada obecnie tylko ułamkiem tych sił, który-
127
mi rozporządza we własnej domenie, gdzie tylko zupełny szaleniec odważyłby się
mu sprzeciwić. A kiedy ją znajdę, wówczas oddam ją ojcu. Powiedziałbym, że
według mnie powinniście tę sprawę rozstrzygnąć między sobą.
Im dalej jesteśmy od mego królestwa, tym bardziej przybywa ci odwagi,
łasiczko. . . Ale i ten kawałek świata też niedługo będzie mój. Cały. Nie złość mnie
lepiej, bladolicy kochasiu. Przyjdzie czas, gdy będziesz bez reszty na me rozkazy!
Możliwe, wielki panie piekielny, ale póki co jeszcze jest inaczej. Nie za-
mierzam ustanawiać żadnych nowych paktów z osobą waszeci. Skłonny jestem
sądzić, że w takiej sytuacji, zechcesz raczej, panie, pozostać przy naszym starym
układzie miast żadnego.
Arioch warknął z wściekłości i aż uderzył pięścią w ektoplazmatyczną powło-
kę, hrabia Mashabak zaniósł się zaś w środku szalonym śmiechem. Książę Piekieł
przyjrzał się pogrążonym w pracy tysiącom i wymierzył palce w jedną z posta-
ci, jakby chciał strącić ją ze stanowiska i tym samym przywieść zagładę na cały
mechanizm.
Potem zerknął na nieruchomego Gaynora.
Odszukaj dla mnie ten kwiat, a uczynię się Kawalerem Chaosu, nieśmier-
telnym giermkiem władającym w naszym imieniu tysiącem królestw.
Znajdę ten kwiat, wielki diuku odparł Gaynor.
A ciebie, Elryku, wykorzystamy, aby innym dać przykład. Zwyciężając cię,
teraz i tutaj, zapanuję w pełni nad tym planem.
Złociste ramię wystrzeliło nagle, rosnąc coraz dłuższym, w kierunku twarzy
Elryka. Jednak wprawny latami walki albinos błyskawicznie wyciągnął miecz
i Zwiastun Burzy groznym pomrukiem rzucił wyzwanie mieszkańcom wszyst-
kich światów, by przyszli, by rzucili się na czarne ostrze, pożywili oręż i jego
dzierżyciela. Ten miecz nie należał wprawdzie do nikogo, znał jednak w swej nie-
zależności lojalność i uznawał zwierzchnictwo Elryka, czuł się z nim związany
podobnie, jak i albinos, któremu potrzebna była do przeżycia dostarczana przez
oręż energia. Nieświęta ta symbioza, bardziej tajemnicza niż wszystko, co śniło
się filozofom, uczyniła z Elryka wybrane dziecko Losu, w ostatecznym rachunku
pozbawiając go jednak upragnionego szczęścia.
Nie może być! Arioch wycofał błyskawicznie zagrożoną amputacją koń-
czynę. Siła nie powinna napotykać innej siły! Jeszcze nie! Nie teraz!
Więcej jest w multiwersum sił, niż Aad jeno czy Chaos, mój panie odparł
spokojnie Elryk nie opuszczając miecza. Niejedną z nich można nazwać wrogą
twej osobie. Lepiej zatem mnie nie złość.
Proszę, proszę, oto najodważniejsza z moich duszyczek, wybrana spośród
śmiertelnych, by rządzić nimi w moim imieniu. Całe światy będą twoje, Elryku,
całe sfery drżeć będą przed twymi kaprysami. Cała ta rozkosz może być twoja,
tyle doświadczeń. Nieskończona rozkosz. I to za darmo, bez konsekwencji, bez
ceny, którą by trzeba potem zapłacić, Elryku!
128
Wyjaśniłem już moje stanowisko w kwestii wszelkich nieskończoności czy
wieczności. Może nadejść i taki dzień, kiedy uznam, że mój los spoczywa w ca-
łości w twoich rękach. Na razie jednak. . .
Mogę zaatakować twą pamięć. Tyle mogę!
Tylko do pewnego stopnia, Ariochu. Nie tkniesz snów, a w snach pamiętam
wszystko. Na dodatek to miotanie się z planu do planu i ze sfery do sfery wymie-
szało skutecznie moje sny i jawę, toteż teraz są już jednym. Owszem, możesz
naruszyć mą pamięć, ale tylko z wierzchu. Pamięci duszy nie sięgniesz.
Oszalały już zupełnie hrabia Mashabak dostał spazmów w swym więzieniu.
Gaynor! krzyknął z przekrwionymi ślepiami do swego niegdysiejszego
sługi. Uwolnij mnie, a nagrodzę cię dziesięć razy szczodrzej, niż obiecałem!
Zmierci odparł nagle Gaynor. Zmierci. To jedyne, czego pragnę. A tej
mi ofiarować nie możesz!
Boś cenny dla nas nader. . . odparł cherubinek na szczycie kuli, chicho-
cząc przy tym niczym spłoszony strzyżyk. Ja jestem Chaosem. Jestem wszyst-
kim. Władcą nielinearności, kapitanem przypadku, celebrantem entropii! Jestem
wiatrem znikąd, jestem zgubą światów, księciem niezliczonych wariantów, po-
liposybilitystą! Jakież cudowne zmiany zajdą na obliczu multiwersum, jakież to
związki perwersyjne zawarte zostaną przed kapłanami piekła, ile zadziwień i roz-
koszy nas czeka, Elryku! A wszystko to nieprzewidywalne. Przypadek jeden sta-
nowi w multiwersum wszelką sprawiedliwość, on decyduje o rzadkich nader na-
rodzinach bogów czy ich anihilacji! Tak, wygnać trzeba rozum na rzecz rewolucji,
wiecznych zmian! Niech żyje zatem Rewolucja i Kryzys Nieustanny!
Obawiam się, że zbyt wiele czasu spędziłem ostatnio pomiędzy łagodnymi
mieszkańcami Młodych Królestw odparł spokojnie Elryk byś skusił mnie
tymi obiecankami, panie. Nie zamierzam też udawać, że się ciebie boję. Razem
z księciem Gaynorem mamy coś jeszcze do zrobienia, jeśli zatem chcesz, byśmy
jeszcze przydali się sobie wzajem w przyszłości, to proponuję, abyś puścił nas
w dalszą drogę.
Arioch poprawił kształtne pośladki na kuli.
Ten przeklęty może iść, gdzie chce powiedział słodkim głosem. A je-
śli o ciebie chodzi, oporny sługo, nie mogę bezpośrednio cię ukarać, ale mogę
zatrzymać cię w wędrówce na tak długo, aż mój bardziej godzien zaufania pod-
władny wypełni swe zadanie. A obiecam mu za to nagrodę o wiele wyższą niż
Mashabak. Obiecuję mu śmierć.
Gaynor zatchnął się aż w zbroi i padł na kolana, najpewniej z wdzięczności.
Arioch uniósł w obu pięściach wydobyte skądś złote młoty, a młodzieńcze
rysy wykrzywiły się w mściwej radości, gdy uderzył, najpierw jednym, potem
drugim, w ektoplazmatyczną kulę. Za każdym uderzeniem rozlegał się dzwięk
gongu, zaś hrabia Mashabak zakrył łuskowatymi łapami swe symetryczne uszy
i zamknął się w milczącym cierpieniu.
129
Oto czas! krzyknął Arioch. To Czas!
Elryk też zakrył uszy dłońmi i padł na ziemię. Podobnie Gaynor, skrzeczący
przy tym głosem tak wysokim, że aż przebijał się ponad dudnienie gongu.
Elryk poczuł, jak materia jego osoby zaczyna być powoli, z niemal niesły-
szalnym, niskim gwizdem przeciągana z jednego planu do drugiego. Spróbował
oprzeć się tej sile, dzięki której Książę Piekieł zmieniał już nie raz historię, rujnu-
jąc całe narody i wymiary, ale usiłowania były bezskuteczne, miecz zaś był w tej
walce na nic. Więcej nawet, Zwiastun Burzy zdawał się z radością opuszczać ten
pozbawiony życia plan, w którym nie mógł liczyć na żadne wolno chodzące dusze
do pożarcia, zaś o użyczeniu jakiejś przez Ariocha nie było co marzyć.
Patrząc, jak okrywa się mgłą monstrualny zegar, jak coraz mniej wyrazna staje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]